zobacz.slask.pl   
ŚLĄSKI SERWIS INTERNETOWY   
2007 kwiecień przegląd wiadomości ze Śląska
zobacz ostatnie


Tłok na lotnisku w Pyrzowicach
Gazeta Wyborcza, Magdalena Warchala 2007.04.27
Zamiast wyjazdu za miasto, wiele osób zaplanowało majówkę za granicą. Dlatego na lotnisku w Pyrzowicach panuje duży ruch.
Egzotyczną majówkę zafundowały sobie zaprzyjaźnione rodziny Sieranców i Kowalczyków. Obie pary świętują w tym roku 10. rocznicę ślubu i zdecydowały się uczcić to wyjazdem do egipskiej Hurghady.
- W Polsce widzieliśmy już prawie wszystko, więc postanowiliśmy wybrać się gdzieś dalej - mówi Mariusz Kowalczyk, podróżujący z żoną Barbarą, synem Dawidem i znajomymi - Katarzyną oraz Robertem.
Do dalszych wycieczek zachęca wyjątkowo długi weekend, który szczęściarze mogą przeciągnąć nawet do dziewięciu dni, biorąc tylko trzy dni urlopu. Decyzję o zagranicznym wyjeździe ułatwiają też niskie ceny biletów oferowane przez tanie linie lotnicze. Niestety, ci, którzy dopiero wpadli na pomysł wyjazdu, zapłacą znacznie więcej niż osoby, które o wiosennym wypoczynku pomyślały już zimą. Mogą też nie znaleźć już miejsca w samolocie.
- Przezorni turyści rezerwowali bilety nawet pół roku wcześniej. Teraz ceny są kilkakrotnie wyższe, a na najpopularniejszych kierunkach, takich jak Paryż, Rzym, Mediolan czy Londyn, mamy komplet na dwa dni z góry - mówi Dariusz Kozieł z biura GLT Travel, które oferuje bilety m.in. Wizz Air i Air France.
Także Katarzyna Koch-Kuberek z Lufthansy przyznaje, że w długi weekend pasażerów jest więcej i nie sposób kupić już biletu z dnia na dzień. Zauważa, że klienci jej linii najczęściej latają do Frankfurtu, bo to doskonały punkt wypadowy do dalszych wycieczek.
Agnieszka Skrzypulec ze swoją mamą, Violettą, wybierają się do Nowego Jorku, do znajomych pani Violetty. Z Pyrzowic lecą do Paryża i tam dopiero przesiądą się do samolotu lądującego w USA. - Dużo podróżujemy, ale w Nowym Jorku jeszcze nie byłyśmy. Nie mogłyśmy więc zmarnować takiego zaproszenia - cieszy się Agnieszka.
Majowe święta dla wielu są też okazją do odwiedzenia bliskich pracujących w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Według informacji Cezarego Orzecha, rzecznika pyrzowickiego lotniska, właśnie te dwa kraje znajdują się w czołówce turystycznych bestsellerów. (...)


Śląski Kopciuszek patronem szkoły
Gazeta Wyborcza, Jacek Madeja 2007.04.27
Przy dźwiękach orkiestry górniczej, która poprowadziła uczniowski pochód ulicami Rudy Śląskiej, patronką podstawówki nr 3 została Joanna von Schaffgotsch-Gryzik. Wzruszenia nie krył jej praprawnuk, który na uroczystości przyjechał z niemieckiego Ulm.
O wyborze tej nietuzinkowej postaci uczniowie, nauczyciele i rodzice ze Szkoły Podstawowej nr 3 w Rudzie Śląskiej zadecydowali przed dwoma laty. W zorganizowanych kilkakrotnie plebiscytach zdeklasowała m.in Jana Pawła II i Jana Brzechwę. - Od tego czasu rozpoczęliśmy przygotowania do uroczystości. Najważniejszą sprawą było dla nas zaproszenie praprawnuka naszej patronki, hrabiego von Schaffgotsch. Bez wahania zapowiedział, że na pewno przyjedzie - mówi Halina Larisch, zastępczyni dyrektora szkoły.
Historia Joanny Gryzik, późniejszej hrabiny von Schaffgotsch, jest porównywana do losów bajkowego Kopciuszka. Tutaj wciąż fikcja miesza się z rzeczywistością, a jej dzieje obrosły legendą. Matka kilkuletniej Joasi pracowała jako posługaczka u Karola Goduli. Górnośląski milioner był nazywany królem cynku, Dżyngis-chanem pieniądza czy też wreszcie diabłem z Rudy. Ludzie bali się tego odludka i samotnika, a źródeł jego bogactwa dopatrywali się w interwencji sił nieczystych. W rzeczywistości Godula był finansowym geniuszem i wszystko, czego dotknął, przynosiło krociowe zyski.
Posępnego przedsiębiorcy nie bała się mała Joasia. W ten sposób dziewczynka podbiła serce Goduli, który otoczył ją opieką. Kiedy zmarł, prawie cały majątek, obliczany na zawrotną wtedy kwotę 2 mln talarów, zapisał sześcioletniej dziewczynce. Uboga półsierota z Poręby (dziś dzielnicy Zabrza) z dnia na dzień stała się jedną z najbardziej majętnych kobiet w Europie. W prasie huczało od plotek, a rodzina Goduli o utraconą fortunę walczyła przed sądem.
Okazało się jednak, że i tym razem diabeł z Rudy wiedział, co robi. Joanna była doskonałą menedżerką i siedmiokrotnie pomnożyła odziedziczony majątek. Pieniądze wydawała na budowę sierocińców, ochronek dla biednych dzieci, szkół i kościołów. Poślubiła hrabiego Hansa Ulricha von Schaffgotsch, przedstawiciela jednego z najznamienitszych niemieckich rodów. (...) Joanna aż do śmierci została właścicielką fortuny i wszystkie decyzje finansowe podejmowała sama. Hrabia dostawał tylko kieszonkowe, które wydawał na drogie cygara i koniaki.
Wczorajsza uroczystość rozpoczęła się od mszy świętej w kościele Matki Boskiej Różańcowej. Stamtąd pochód uczniów i nauczycieli ulicami miasta przeszedł do szkoły. Wśród zaproszonych gości honorowe miejsce zajmował Hans Ulrich von Schaffgotsch, dziś skromny przedsiębiorca mieszkający w Ulm. - To dla całej naszej rodziny ogromny honor i zaszczyt - mówił wzruszony praprawnuk patronki. - To osoba, która do dziś zajmuje szczególne miejsce w historii naszej rodziny. Była po prostu dobrym człowiekiem. Ojciec do dziś wspomina całą masę listów, które dostawała od zwykłych ludzi za pomoc finansową czy pieniądze przekazane na opłacenie nauki.


Super Stadion Śląski!
Gazeta wyborcza, Tomasz Malkowski 2007.04.26, Stadion Śląski, jakiego świat nie widział
Betonowo-stalową konstrukcję młodzi architekci proponują oblec w półprzezroczyste membrany poliwęglanowe. Stadion świeciłby na sztucznym wzgórku niczym kryształ. Emanowałby ciepłą czerwienią przechodzącą w pomarańcz, bo to barwy krajów gospodarzy fot. grupa projektowa plus8.pl
Zamiast reanimować trupa, zbudujmy nowy, niepowtarzalny Stadion Śląski, który stanie się ikoną regionu - apeluje architekt Robert Konieczny. Specjalnie dla Gazety grupa projektowa plus8.pl przygotowała koncepcję areny na miarę XXI wieku!
Stadion Śląski ma szansę być jedną z aren mistrzostw Europy w piłce nożnej w 2012 roku. Wybudowany ponad 50 lat temu obiekt znajdzie się w świetle jupiterów całego świata. Czy przyniesie dumę regionowi?
Od 15 lat jest mozolnie modernizowany. Obecne władze województwa są przekonane, że brakuje mu tylko zadaszenia. - To jak łatanie starej drogi, dach niczego nie zmieni. Gdy powstaną stadiony w Gdańsku, we Wrocławiu i w Warszawie, nasz będzie już przestarzały - mówi Robert Konieczny, śląski architekt, którego projekt domu w Opolu został niedawno uznany za najlepszy na świecie.
Konieczny jest przekonany, że powinniśmy ogłosić wielki międzynarodowy konkurs architektoniczny na zupełnie nową arenę. - To będzie ikona regionu i motor do dalszego jego rozwoju. Stadion, którego świat nie widział. Mamy na Śląsku silnego ducha piłkarskiego, teraz brakuje mu tylko ciała - dodaje Konieczny.
Także inni młodzi twórcy są przekonani o konieczności zbudowania nowej areny. - Śląski tylko zmodernizowany, z zadaszeniem, to krótkowzroczna wizja na 2012 rok. A co będzie w 2020 roku, gdy już zapomnimy o Euro? Wszyscy będą omijać go szerokim łukiem - mówi architekt Michał Górczyński z grupy projektowej plus8.pl.
Na naszą prośbę grupa przygotowała wstępną wizję nowego Stadionu Śląskiego. Młodzi architekci uważają, że powinien pozostać w obecnym miejscu, bo jest historyczne. Ale sam obiekt już taki nie jest. W swojej propozycji wykorzystali istniejącą nieckę stadionu, na której mógłby wyrosnąć niesamowity obiekt.
- Stadion, dzięki umiejscowieniu go na starym miejscu, zyskałby wspaniałą ekspozycję. Serce Górnego Śląska stałoby się widoczne z daleka - tłumaczy koncepcję Górczyński. Betonowo-stalową konstrukcję młodzi architekci proponują oblec w półprzezroczyste membrany poliwęglanowe. Stadion świeciłby na sztucznym wzgórku niczym kryształ. Emanowałby ciepłą czerwienią przechodzącą w pomarańcz, bo to barwy krajów gospodarzy.
Olbrzymią nieckę wypełniłyby wielopoziomowe parkingi, na których mogliby zostawiać samochody kibice, a także bywalcy Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku. W niecce znalazłoby się też miejsce na szatnie, sale konferencyjne, muzeum historii sportu. Zachowano by istniejące zaplecze hotelowo-sportowe, które powstało w ostatnich latach. Trybuny pomieściłyby około 45 tys. widzów.
- Podstawą naszej koncepcji jest kształt sześcioboku, który symbolizuje pojedynczy atom węgla. Wszystkie związki organiczne w przyrodzie są zbudowane z niego. Sześcioboczny stadion tworzyłaby struktura mniejszych sześcioboków. To odniesienie do naszej aglomeracji, której poszczególne miasta rozwinęły się dzięki bogactwu węgla. Natomiast razem, jako Górnośląski Związek Metropolitalny, mają szansę stworzenia czegoś naprawdę unikatowego i imponującego - mówi Górczyński. (...)


Sponsor pomoże wykończyć Ślązaczkę
Gazeta Wyborcza, Ewa Furtak 2007.04.23
Cieszyński pomnik Ślązaczki to wyjątkowo pechowy monument. Najpierw podczas transportu urwała się szabla, a potem w ogóle zabrakło pieniędzy na dokończenie jego odbudowy. Pojawiła się jednak szansa na postawienie pomnika.
Oryginał pomnika, upamiętniającego m.in. uczestników powstań śląskich i cieszyńskich legionistów, powstał w 1934 roku. Zaprojektował go Jan Raszka, a ufundowali mieszkańcy.
Była to ponaddwumetrowa rzeźba kobiety ubranej w strój cieszyński, trzymającej szablę w dłoni. Jej sylwetka stała na cokole, gdzie wyryto nazwy miejscowości, w których walczyli legioniści. Pomnik, nazywany śląską Nike, uważany był za jeden z najpiękniejszych monumentów na południu Polski.
We wrześniu 1939 roku Niemcy zburzyli go i przetopili figurę. Po wojnie na miejscu śląskiej Nike stanął pomnik upamiętniający żołnierzy radzieckich. Zburzono go w latach 90. Wtedy zrodził się w Cieszynie pomysł, żeby odbudować Ślązaczkę. Powstał społeczny komitet. Prace miały potrwać kilka miesięcy, a ciągną się już dwa lata.
Najpierw podczas transportu Ślązaczce odpadła szabla, którą trzyma w dłoni. Na szczęście figurę udało się naprawić. Gdy Ślązaczka przyjechała wreszcie do Cieszyna, w Czechach pojawiły się głosy niepokoju, czy aby jej szabla nie będzie skierowana w stronę Zaolzia. Na szczęście naszych południowych sąsiadów udało się uspokoić, ale wtedy zabrakło pieniędzy m.in. na tablicę. Dopiero teraz komitet znalazł sponsora na dokończenie odbudowy. (...)


Była posłanka zastrzeliła się
Gazeta Wyborcza, az, PAP, Marcin Pietraszewski, GW Katowice 2007.04.25, B. posłanka SLD Barbara Blida zastrzeliła się
Barbara Blida, była posłanka SLD i minister budownictwa, nie żyje. Blida postrzeliła się w klatkę piersiową z legalnie posiadanej broni swojego męża podczas przeszukania jej domu przez ABW. Mimo podjęcia natychmiastowej reanimacji, zmarła.
Jak podaje Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, nad ranem do mieszkania Barbary Blidy w Siemianowicach Śląskich przyjechali oficerowie ABW. Kiedy przeszukanie już trwało, Blida powiedziała, że chce iść do łazienki. Tam padły strzały. Była minister budownictwa postrzeliła się w klatkę piersiową z legalnie posiadanej broni, która należała do jej męża. Mimo natychmiastowej reanimacji, zmarła na miejscu. W jej domu pracuje teraz specjalny zespół prokuratorów badających okoliczności zajścia. Na miejsce przyjechał też Grzegorz Ocieczek, wiceszef ABW, który nadzoruje pion śledczy.
W tym czasie inne zespoły ABW zatrzymały kilku prezesów spółek węglowych podejrzanych o udział w mafii węglowej. Na razie nie wiadomo, kiedy prokurator postawi im zarzuty, gdyż większość śledczych pracujących przy ich sprawie, pojechała na miejsce tragedii w Siemianowicach.
Blidę pogrążyły zeznania Alexis polskiego górnictwa
Z informacji katowickiej Gazety Wyborczej wynika, że nakaz zatrzymania Barbary Blidy wydała prokuratura okręgowa w Katowicach. Nazwisko posłanki pojawiło się w śledztwie dotyczącym mafii węglowej. Podstawą do zatrzymania Blidy były zeznania Barbary K. - przed laty jednej z najbogatszych śląskich bizneswoman nazywanej Alexis polskiego górnictwa. K. twierdziła bowiem, że miała płacić posłance SLD za lobbing w sejmie i pomoc w zdobywaniu lukratywnych kontraktów na handel węglem. Przyznała śledczym, że częściowo miała sfinansować Blidzie budowę willi w Szczyrku. Miała jej także kupować luksusowe kosmetyki i ubrania. Alexis ujawniła też nazwiska kilku prezesów spółek węglowych, których sama miała korumpować. Według informacji Gazety, katowiccy prokuratorzy zamierzali postawić byłej minister zarzuty korupcji. Ich zdaniem, Barbara Blida miała przyjmować pieniądze od Barbary K. w zamian za pomoc w zdobywaniu kontraktów na handlem węglem. Dzisiaj w prokuraturze miało dojść do konfrontacji obu kobiet.
- Barbara Blida była jedną z kilku osób, objętych śledztwem w sprawie wręczania i przyjmowania korzyści majątkowych przez funkcjonariuszy publicznych. Była podejrzewana o wręczanie i przekazywanie łapówek, ale nie postawiono jej żadnych zarzutów - potwierdza informacje GW rzeczniczka ABW Magdalena Stańczyk.
Koordynator ds. służb specjalnych Zbiegniew Wassermann zwróci się do szefa ABW Bogdana Święczkowskiego o wyjaśnienia w sprawie okoliczności śmierci Blidy.
Sejm, który tuż po godz. 9 wznowił obrady, uczcił minutą ciszy pamięć Barbary Blidy. Poprosił o to sekretarz klubu SLD Wacław Martyniuk.
Rzepliński: ABW powinna zażądać od Blidy wydania broni
Funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego powinni byli zażądać wydania broni od Barbary Blidy na początku przeszukania w jej domu; jeśli nie wiedzieli, że ma ona legalnie broń, to znaczy, że nie byli właściwie przygotowani do swych czynności - uważa obrońca praw człowieka, prawnik prof. Andrzej Rzepliński.
Powiedział on, że informacje o zezwoleniu dla danej osoby na posiadanie broni znajdują się w odpowiednich rejestrach policji, do których ABW ma dostęp. Funkcjonariusze musieli wiedzieć o tym, że ma ona legalnie broń, jeśli działali zgodnie z procedurami - dodał prawnik.
Podkreślił, że jeśli o tym nie wiedzieli, to znaczy, że odpowiednie procedury nie zostały dochowane, a oni sami nie byli przygotowani do czynności. Nie przeszukiwali przecież mieszkania osoby, o której nic nie wiedzieli - powiedział Rzepliński. (...)
im była Barbara Blida
Barbara Blida, jeden ze śląskich liderów SLD, była posłem na Sejm w latach 1989-2005. Od 1993 do 1996 r. była ministrem gospodarki przestrzennej i budownictwa w kolejnych gabinetach Waldemara Pawlaka, Józefa Oleksego i Włodzimierza Cimoszewicza. W 1997 r. była prezesem Urzędu Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast, a ostatnio prezesem dużej firmy deweloperskiej. Pisała też felietony do Dziennika Zachodniego.
W latach 1969-1990 Blida była członkiem PZPR, następnie należała do SdRP, a latach 1999-2004 do SLD. Pod koniec poprzedniej kadencji Sejmu była posłanką niezrzeszoną.
Kiedy była ministrem budownictwa, mówiono, że jest jedynym prawdziwym mężczyzną w rządach Waldemara Pawlaka i Józefa Oleksego. Jednak, gdy sejmowa komisja odebrała resortowi budownictwa bilion ówczesnych złotych, popłakała się jak mała dziewczynka. Pieniądze miały być przeznaczone na zapomogi mieszkaniowe dla najuboższych. Sama o sobie powiedziałaby jednak: żelazna dama i kobieta dynamiczna. Była rodowitą Ślązaczką z Siemianowic.
Opowiadała, że w dzieciństwie żyła w wielkiej biedzie, bo ojciec, andersowiec, po powrocie z wojny długo nie mógł znaleźć pracy. Ona sama jednak wstąpiła do PZPR, bo - jak mówiła - chciała poprzeć to, co robił Edward Gierek. Studia na Politechnice Śląskiej kończyła zaocznie, pracowała jako robotnik w chorzowskich Azotach. Potem w siemianowickim Fabudzie doszła do stanowiska naczelnego inżyniera. Przerwała pracę, gdy została wybrana do Sejmu. Jako minister budownictwa niewiele wskórała, za jej kadencji budowało się tak samo mało, jak wcześniej. Po powodzi z lipca 1997 roku w krótkim czasie zorganizowała natomiast budowę tysiąca tanich domków dla powodzian. Nim część z tych domów przegniła, rząd się zmienił, a Blida straciła stanowisko.


Beskidy skorzystają na Euro 2012?
Gazeta Wyborcza, Ewa Furtak 2007.04.22, Beskidy chcą skorzystać na Euro 2012
Górale są pewni: kto choć raz do nas przyjedzie, będzie chciał wrócić w Beskidy. Także piłkarscy kibice z różnych krajów Europy.
Górale cieszą się z decyzji o przyznaniu Polsce organizacji piłkarskich mistrzostw Europy. Liczą, że mecze będą się odbywały także w Chorzowie. Sam Śląsk nie pomieści wtedy tylu kibiców, część z nich będzie szukała noclegów w Bielsku-Białej, Wiśle, Szczyrku czy Ustroniu.
Antoni Piechniczek mieszka w Wiśle. Przed laty, jeszcze jako trener reprezentacji piłkarskiej, przyjeżdżał do Wisły na zgrupowania ze swoimi zawodnikami. Nie on jeden - np. właśnie w Wiśle do ćwierćfinałów Ligi Mistrzów przygotowywała się przed laty odnosząca wielkie sukcesy Legia Warszawa. Piechniczek mówi: - Mistrzostwa to szansa dla całego regionu. Musimy walczyć o to, żeby mecze odbywały się blisko nas, na Stadionie Śląskim albo przynajmniej w Krakowie.
Do Chorzowa blisko mieliby także kibice piłkarscy zza naszej południowej granicy - z Czech i Słowacji. - Znakomita baza noclegowa w Beskidach powinna być w ogóle częścią oferty, mającej zachęcić do Stadionu Śląskiego - mówi Piechniczek.
Wisła to największa baza noclegowa w całym województwie śląskim - jest tu ponad 8 tys. miejsc o różnych standardach, od prywatnych kwater po eleganckie hotele, takie jak Gołębiewski czy Stok. W sąsiadującym z Wisłą Ustroniu jest inna beskidzka perełka - pięciogwiazdkowy hotel Belweder. Dojazd z Wisły do Katowic nie jest trudny, okolica jest piękna, więc to idealne miejsce dla szukających noclegów kibiców. A - jak mówią górale - kto raz przyjedzie w Beskidy, na pewno wróci tu z rodziną. (...). Mistrzostwa to dla nas wielka szansa na promocję w całej Europie. Na pewno nie przegapimy takiej szansy - mówi burmistrz Wisły Andrzej Molin.
Mieszkańcy Wisły świetnie wiedzą, że na sporcie można się wypromować i zarobić. - Tak wiele zyskaliśmy dzięki sukcesom Adama Małysza, wiemy, jak to robić - mówi Kazimierz Cieślar, mieszkaniec Wisły.


Wielkie muzeum sztuki nowoczesnej
Gazeta Wyborcza, Tomasz Malkowski 2007.04.20, Wielkie muzeum sztuki nowoczesnej na Śląsku
Olbrzymie muzeum będzie rozciągać się na przestrzeni wielu kilometrów, a elementami ekspozycji będą awangardowe budynki z lat 20. i 30. Właśnie trwają prace nad utworzeniem w województwie śląskim Szlaku Architektury Modernistycznej.
Mijamy je codziennie. Nie zauważamy ich, bo nie są ani przesadnie stare, ani bogate w dekoracje, ani też krzykliwe kolorystycznie. To budynki modernistyczne z lat 20. i 30. Pochodzą ze szczęśliwego okresu, kiedy dużo się budowało, a architektura była narzędziem budowania nowej tożsamości na Górnym Śląsku. Po polskiej stronie chciano pokazać Polskę nowoczesną, pozbawioną kompleksów. To wtedy Katowice stały się metropolią. Także miasta po stronie Republiki Weimarskiej - Zabrze, Bytom i Gliwice - konkurowały z Polską poprzez nowatorskie rozwiązania architektoniczne. - W tamtym okresie działali w Katowicach najlepsi architekci z Lwowa oraz Warszawy, było mnóstwo konkursów architektonicznych, o których pisało się więcej niż dziś. Poświęcano im dużo uwagi - mówi Jacek Owczarek, dyrektor Śląskiego Centrum Dziedzictwa Kulturowego w Katowicach.
Na Górnym Śląsku powstawały niesamowite budowle. W niemieckim Zabrzu w 1931 roku zbudowano kościół św. Józefa, który przyćmił wszystko, co do tej pory wydarzyło się w śląskiej sztuce sakralnej. Odrzucono dekoracje, a proste ceglane ściany sprawiły, że świątynia wygląda jak fabryka albo transatlantyk.
W Katowicach południowe śródmieście wypełniła w latach 30. luksusowa architektura mieszkalna dla tworzącej się wtedy elity urzędniczej. Kamienice otrzymały charakterystyczne opływowe narożniki, wypełnione szkłem, skrywające ogrody zimowe, czyli zamknięte balkony. W 1934 roku ukończono budowę pierwszego w tej części Europy drapacza chmur, który stoi przy skrzyżowaniu ulic Skłodowskiej-Curie i Żwirki i Wigury.
Śląskie Centrum Dziedzictwa wspólnie z Urzędem Marszałkowskim przygotowuje się do utworzenia Szlaku Architektury Modernistycznej województwa śląskiego. Będzie działał podobnie, jak utworzony w zeszłym roku Szlak Zabytków Techniki, który już odniósł sukces. Dzięki niemu do starych kopalń, browarów i muzeum techniki przyjeżdża coraz więcej turystów.
- Z techniką było łatwiej, bo ona od zawsze fascynuje ludzi. Jak dotrzeć do ludzi z architekturą i to taką, którą jeszcze do niedawna traktowano po macoszemu? - zastanawia się Owczarek. Razem z grupą swoich pracowników będzie starał się wybrać najciekawsze budynki z międzywojnia, prawdziwe perły architektoniczne. Na razie ich lista obejmuje 300 obiektów, to stanowczo za dużo. Szlak musi zamknąć się na nieco ponad dwudziestu, przy czym niektóre - jak katowickie śródmieście - będą traktowane jako zespoły zabudowy.
Szlak obejmie nie tylko aglomerację, ale i Częstochowę, Bielsko-Białą czy Wisłę, gdzie stoi słynny Zameczek Prezydencki z 1931 roku.
Wzorem dla szlaku może być Muzeum Miejskie Tonyego Garniera w Lyonie we Francji. Garnier był jednym z najbardziej postępowych architektów pierwszej połowy XX wieku. Zbudował w Lyonie wiele budynków, w tym duże osiedle robotnicze w dzielnicy Stanów Zjednoczonych. Kilkadziesiąt bloków z lat 1920-34 kilkanaście lat temu przekształcono w muzeum. Nikt z mieszkańców nie musiał się wyprowadzać, życie toczy się tu nadal, poprawiono nawet standard mieszkań. Zamiast budować gabloty czy ustawiać tablice informacyjne, postanowiono, że przewodnikiem po olbrzymim muzeum będą ściany. Murale wypełniły 25 pustych ścian szczytowych. Opowiadają w sposób zrozumiały dla każdego, bo za pomocą obrazków, o projektach Garniera, historii budowy osiedla, jak i ideach architekta, który jako pierwszy sformułował wizję miasta przemysłowego.
Śląski szlak po architekturze modernistycznej jest na razie w fazie opracowań naukowych. - Kolejnym krokiem będzie wybór obiektów oraz przygotowanie promocji. Będziemy musieli stworzyć informację wizualną oraz strategię marketingową, tak by szlak był atrakcyjną ofertą dla turystów - mówi Adam Hajduga, główny specjalista z wydziału promocji regionu, turystyki i sportu Śląskiego Urzędu Marszałkowskiego. (...)


Znany ślęzofil agentem?
Gazeta Wyborcza, met, PR-Wrocław, IAR 2007.04.20, Prof. Jan Miodek przyznał, że złożył sprawozdanie MO
Znany językoznawca profesor Jan Miodek przyznał Polskiemu Radiu Wrocław, że po powrocie z zagranicznego stypendium złożył milicji sprawozdanie z pobytu i podpisał je. Wcześniej przed wyjazdem był wzywany przez milicję.
Profesor Jan Miodek zapewnił, że ma czyste sumienie. Skomentował w ten sposób informacje ujawnione przez publicystę Grzegorza Brauna w Polskim Radiu Wrocław. Dziennikarz powiedział, że znany wrocławski polonista wspólpracował w czasach PRL z policją polityczną.
Nie mówiłbym o tym, gdyby ta informacja nie wydawała się istotna i gdybym się nie obawiał, że ta osoba publiczna będzie znowu mówić w wywiadach o tym, jakie to moralne skrupuły wywołuje lustracja - dodał Grzegorz Braun.
Komentując zarzuty profesor Miodek przyznał, że w latach 70. wyjeżdżał za granicę. Zaznaczył jednak, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Powiedział, że spodziewał się takiego ataku, bo jest przeciwnikiem lustracji. Zapewnił, że ma czyste sumienie Zaczyna się moje piekło - dodał profesor Miodek.
Dr Robert Klementowski z IPN powiedział Gazecie, że jest tymi informacjami bardzo zaskoczony bo w dostępnych mu dokumentach nie znalazł żadnej informacji na ten temat. Doktor Łukasz Kamiński z Instytutu Pamięci Narodowej nie chciał komentować tych informacji do czasu ich weryfikacji.
Prof. Suleja: We wrocławskim IPN nie ma dokumentów ws. Miodka. Według szefa wrocławskiego IPN Włodzimierza Sulei, w tej placówce nie ma żadnych dokumentów potwierdzających, że prof. Miodek współpracował z tajnymi służbami PRL, ale mogą być w zbiorze zastrzeżonym w Warszawie. Językoznawca przyznaje, że złożył sprawozdanie z pobytu na stypendium zagranicznym i podpisał je, ale w swoim sumieniu jest czysty.


Powalczmy o Euro w Śląsku!
Gazeta Wyborcza, Waldemar Szymczyk 2007.04.18, Powalczmy o Euro
W Warszawie, we Wrocławiu, w Poznaniu i Gdańsku tłumy ludzi oglądały w środę na telebimach moment ogłaszania decyzji UEFA. Na Śląsku nie byłoby żadnej imprezy, gdyby dziennikarz Gazety nie zaproponował zorganizowania chociaż symbolicznej uroczystości na Stadionie Śląskim. Prezydent Chorzowa Marek Kopel, z właściwym sobie malkontenctwem, tłumaczył: - To nie ma sensu. Przecież mówimy o czymś, co będzie dopiero za wiele lat.
I takie było, niestety, podejście decydentów na Śląsku do Euro. To nie wrogie siły sprzysięgły się przeciwko nam i uznały naszą kandydaturę za najgorszą w Polsce. Prezydenci Kopel i Piotr Uszok z Katowic oraz poprzednie władze województwa totalnie zawalili sprawę. Trzeba było wystąpić razem jako ponaddwumilionowa aglomeracja. Trzeba było pokazać, że leżymy przy autostradzie, która łączy Wrocław, Śląsk, Kraków i Ukrainę. Że mamy hotele i szybko możemy wybudować stadion.
Ale oddzielmy przeszłość grubą kreską. Musimy zrobić wszystko, żeby Euro było na Śląsku. Gazeta i TVP3 Katowice włączają się w akcję lobbingową. Będziemy też patrzeć na ręce władzom regionu. Samorządowcy powinni sobie bowiem zdać sprawę, że jeśli nie wykorzystamy tej szansy, to wyborcy na pewno im to zapamiętają.


Euro 2012 w Polsce! A w Śląsku?
Gazeta Wyborcza, Maciej Blaut, Przemysław Jedlecki 2007.04.18, Euro 2012 w Polsce! Ale czy w Chorzowie?
Jesteśmy szczęśliwi! Byłem pewien, że to Polska i Ukraina zorganizują mistrzostwa, a teraz tak samo mocno jestem pewien, że mecze będą rozgrywane na Stadionie Śląskim. Ten obiekt ma najlepszą infrastrukturę i po prostu musi zostać doceniony przez decydentów - mówi Marek Szczerbowski, dyrektor Stadionu Śląskiego.
W tym samym czasie, gdy Michel Platini, prezydent UEFA, ogłaszał w Cardiff decyzję o przyznaniu Polsce i Ukrainie organizacji Euro 2012, na Stadionie Śląskim w Chorzowie zebrała się blisko setka najważniejszych w śląskim futbolu osób. Były też władze miejskie Chorzowa. Wspólnie oglądali na telebimie relację z Cardiff.
Decyzję Platiniego przyjęto owacją na stojąco, strzeliły korki od szampanów, a z głośników popłynęło niesmiertelne We are the champions. - Sprawiedliwości stało się zadość - wykrzyczał Antoni Piechniczek.
W Cardiff był w środę Jacek Falfus, poseł PiS z Bielska-Białej i wiceprzewodniczący sejmowej komisji kultury fizycznej. - Teraz zrobię wszystko, co mogę by mecze odbyły się też na Stadionie Śląskim. Już rozmawiałem z Michelem Platinim i paroma innymi osobami z UEFA na ten temat. Wiem, że poważnie biorą pod uwagę zwiększenie liczby drużyn w Euro. A to oznacza, że trzeba będzie więcej stadionów. To dla nas szansa. Chorzów jest pierwszy w kolejce by tu także grać - mówi Falfus.
Poseł zapowiada, że nadal będzie rozmawiał z UEFA i wszystkimi, którzy są za tym, by grać na Śląsku. - Żeby przekonać wszystkich do Śląskiego musimy wcześniej zorganizować tu parę renomowanych meczów, np. Polska - Europa. W ten sposób udowodnimy, że potrafimy organizować takie imprezy. Udowodnimy też, że już dziś mamy dobry system dróg i bezpieczny stadion - mówi Falfus.
Wiadomo, że mistrzostwa odbędą się w Polsce i na Ukrainie, ale nie jest jeszcze przesądzone na jakich stadionach. Organizatorem imprezy zostanie spółka powołana przez UEFA, krajowe federacje piłkarskie oraz rządy. Decydujący głos będzie w spółce należał do UEFA i to ona wybierze miasta, w których rozgrywane będą mecze.
Przypomnijmy, że Polska zgłosiła sześć miast: Warszawę, Wrocław, Gdańsk, Poznań, Chorzów i Kraków. To, że dwa ostatnie miasta znalazły się na tzw. liście rezerwowej nie ma w tej chwili żadnego znaczenia.
Janusz Moszyński, marszałek województwa śląskiegonie ukrywa radości, że wybrano Polskę i Ukrainę i obiecuje, zrobić wszystko by mecze były też rozgrywane na Stadionie Śląskim.
- Od dziś jest to jedna z najważniejszych rzeczy, które mamy do zrobienia. Nie do pomyślenia jest dla mnie, żeby miejsce ze wspaniałymi piłkarskimi tradycjami zostało pominięte! - mówi Moszyński.
Podkreśla, że tak naprawdę to tylko nasz region ma już istniejący stadion, na którym można rozgrywać mistrzostwa. - Reszta jest wirtualna. A w dodatku zapewniam, że wybudujemy zadaszenia szybciej niż pozostałe miasta skończą swoje stadiony. Według mnie dach nad Śląskim będzie nas kosztować ok. 100 mln zł - dodaje marszałek. Deklaruje również, że zaprosi przedstawicieli UEFA do Chorzowa by obejrzeli stadion. - Mamy mocne argumenty by ich przekonać. W okolicy są dwa lotniska, czyli Pyrzowice i Balice, blisko jest też port lotniczy w Ostrawie. Mamy też gotową autostradę A-4, rozpoczęła się budowa A-1. To konkretne atuty. Teraz zadbamy też o to, by w konkurencji z ofertami innych miast nie występował tylko Chorzów, ale cała Aglomeracja Śląska - podkreśla Moszyński.
Wtóruje mu prezydent Katowic Piotr Uszok. - Już wcześniej razem z prezydentem Chorzowa przygotowaliśmy np. wspólną bazę hotelów, które mogłyby służyć kibicom. Musimy mówić jednym głosem. To da nam olbrzymi potencjał, którego nie ma nikt w Polsce. Żadne miasto nie jest tak przygotowane jak Chorzów i nasz region. U nas przecież nie zostało już wiele do zrobienia w sprawach komunikacji. Wszystko przemawia za tym by mecze były na Śląskim - mówi Uszok. (...)


Śląska czcionka dla każdego
Gazeta Wyborcza, purz, pap 2007.04.17, Śląska czcionka dostępna już dla każdego
Silesiana - pierwszy w Polsce krój pisma, zaprojektowany na potrzeby samorządu regionalnego jako element identyfikacji województwa, podobnie jak herb czy logo - jest już dostępna dla wszystkich, którzy chcą z niej korzystać również dla prywatnych celów.
Śląska czcionka czerpie z odręcznego pisma o gotyckich korzeniachSilesiana to krój ozdobny, przeznaczony do okazjonalnych druków, listów dedykacyjnych, dyplomów, zaproszeń, itp. Do jej stworzenia wykorzystano charakterystyczne cechy czcionek stosowanych w historycznych śląskich dokumentach. Krój silesiany 2006 opiera się m.in. na wzorze tzw. kurrenty - odręcznego pisma o gotyckich korzeniach, powszechnie stosowanego na Śląsku w XVII-XIX wieku. (...) Stworzenie nowego kroju pisma i przetworzenie go w technice cyfrowej sfinansowane zostało z budżetu samorządu województwa śląskiego.
- Województwo śląskie odkupiło od Śląskiego Zamku Sztuki i Przedsiębiorczości licencję na font dla potrzeb promocji regionu. Zawarta wtedy umowa licencyjna nie pozwalała jednak na wykorzystanie silesiany przez osoby trzecie. Wychodząc naprzeciw dużemu zainteresowaniu mieszkańców zarząd województwa podpisał właśnie aneks do umowy, pozwalający na powszechny dostęp do pisma - powiedział Daniel Tresenberg, rzecznik Urzędu Marszałkowskiego.
Pismo można pobrać ze strony internetowej województwa.


Karaiby w śląskiej aglomeracji
Gazeta Wyborcza, Małgorzata Goślińska 2007.04.16, Karaiby w centrum śląskiej aglomeracji
Jak w Paryżu nad Sekwaną, w Berlinie nad Szprewą i w innych stolicach europejskich - tego lata będzie można wylegiwać się na plaży w Chorzowie.
Gdy tylko mocniej przygrzeje słońce, na łąkę wokół Hali Wystaw Kapelusz w Wojewódzkim Parku Kultury i Wypoczynku wysypuje się tłum roznegliżowanych ciał. W Kapeluszu mogą za darmo wypożyczyć leżaki i opalać się nawet w godzinach pracy - wystarczy laptop, darmowy internet dostępny jest tutaj od roku. Tego lata ludzie będą mieli jeszcze piasek.
Plaże z widokiem na kościoły i muzea od sześciu lat oferuje Paryż, a za nim Berlin, Bruksela, Stuttgart. Wszystkie zlokalizowane są nad brzegiem rzeki. Śląska plaża będzie nad kanałem, który przepływa przez park, naprzeciw Kapelusza, w sąsiedztwie restauracji Brasiliana.
- Nawieziemy co najmniej tysiąc ton piachu - zapowiada Paweł Poloczyk z firmy BC Ivent, która zbuduje w chorzowskim parku Słoneczną Plażę. Inwestor szukał miejsca w centrum aglomeracji, które zachęca do wypoczynku.
Na 3 tys. m kw. wyrosną palmy i parasole, z głośników poleci muzyka karaibska, a na amatorów aktywnego opalania na wydzielonym boisku czekają piłka ręczna i siatkówka. Na ochłodę będą tylko napoje w barze, bo w kanale nie można się pluskać.
Brak możliwości kąpieli to bolączka sztucznych plaż. Paryż od zeszłego roku cumuje przy brzegu statek, który jest pływającym basenem. Park w Chorzowie ma gotowe rozwiązania - kąpielisko Fala oraz fontanny.
Poloczyk: - Jeśli plaża się spodoba, w przyszłym roku może dostawimy basen.
To niejedyna nowa atrakcja parku. Parki linowe są w Ustroniu, Wiśle i Zabrzu, ale tak dużym i ekstremalnym, jaki powstaje na terenie parkowego ośrodka Bambino, nie może się pochwalić nawet Zakopane. Trzy trasy zróżnicowane pod względem stopnia trudności (jedną przejdzie dziecko, ostatnia wymaga dużej tężyzny fizycznej) plus treningowa rozciągnięte będą między 25 palami świerkowymi, wysokimi na 14 m. Spacerowicz przypięty do liny asekuracyjnej napotka 41 przeszkód, m.in. wiszące mostki, opony, drągi i sznury do przejścia, siatki i drabinki do wspinania. Każdego przeszkoli instruktor alpinizmu jaskiniowego. Na środku konstrukcji będzie miejsce na ognisko, stąd jej nazwa - Palenisko. - W przyszłości zagospodarujemy sąsiedni budynek na szatnię i bar - mówi Artur Nowicki, specjalista ds. marketingu WPKiW.
Ogrodzona plaża, czynna od południa do późnego wieczora, nie będzie biletowana (z wyjątkiem imprez), za wstęp do parku linowego trzeba będzie zapłacić (nie więcej niż 30 zł). Otwarcie zapowiadane jest na czerwiec (...).


Silesia Airport zamiast Pyrzowic?
Gazeta Wyborcza, Tomasz Głogowski 2007.04.15
Nazwa Międzynarodowy Port Lotniczy Katowice w Pyrzowicach nie przyjęła się ani w Polsce, ani na świecie. Wygląda na to, że jej dni są policzone.
Zarząd województwa śląskiego doszedł do wniosku, że czas zmienić nazwę lotniska na bardziej chwytliwą. Jest okazja, bo Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze pracuje właśnie nad nową strategią marketingową dla naszego lotniska.
- Lotnisko nie ma swojej rozpoznawalnej marki i potocznie mówi się o nim lotnisko w Pyrzowicach. Niestety, w Europie mało kto wie, że taka miejscowość w ogóle istnieje. Dlatego czas na zmianę, na coś bardziej uniwersalnego i łatwiejszego do wypromowania, na przykład Silesia Airport. Przy okazji nowa nazwa nawiązywałaby do tworzącej się aglomeracji - mówi Jarosław Kołodziejczyk, członek zarządu województwa śląskiego. Zastrzega jednak, że to tylko propozycja, a dyskusja nad nazwą dopiero się zaczyna.
Nieoficjalnie wiemy, że zmianie nazwy najbardziej sprzeciwiają się Polskie Porty Lotnicze, jeden z głównych udziałowców GTL-u. Argumentują, że to byłoby zbyt drogie, bo obecna nazwa lotniska zastrzeżona jest w Genewie. Zmiana dokumentów pochłonęłaby dziesiątki tysięcy złotych. - I tak będę przekonywał udziałowców do zmiany nazwy, bo lotnisko musi mieć nową politykę reklamową - przekonuje Kołodziejczyk. Dodaje jednak, że odpowiada za nią GTL i województwo nie będzie się wtrącać.
Władze GTL-u o zmianie nazwy nie chcą się wypowiadać oficjalnie, choć wiadomo, że nie wykluczają takiej ewentualności. Dowiedzieliśmy się, że póki co zmieni się logo portu. Dziś to dwa skrzyżowane ze sobą skrzydła wróbla, a pod spodem długa nazwa: Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze, Międzynarodowy Port Lotniczy Katowice. - Być może ogłosimy otwarty konkurs na nowe logo albo zlecimy jego wykonanie młodym artystom z Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach - mówi Cezary Orzech, rzecznik prasowy GTL-u.
Młodzi ludzie z ASP dostali już zresztą jedno zadanie: mają zadbać o kolorystykę nowego terminalu pasażerskiego, który otwarty zostanie w Pyrzowicach. (...)





Hanysy i gorole wstrzymują oddech
Gazeta Wyborcza, Maciej Blaut, Piotr Płatek 2007.04.13
Na ten mecz czeka cały region! Już w sobotę okaże się, po której stronie Brynicy lepiej kopią piłkę. Ruch Chorzów gra arcyważny mecz z Zagłębiem Sosnowiec i na stadionie przy ulicy Cichej na pewno cicho nie będzie!
W słynnym internetowym portalu You Tube pojawił się właśnie 90-sekundowy filmik wideo, który w niekonwencjonalny sposób zaprasza na derbowy mecz Ruchu i Zagłębia. Na tle muzyki ze znanego thrillera Requiem dla snu oglądamy kilkadziesiąt zdjęć, głównie z dramatycznej historii Zagłębia i Śląska, przypominających powstania, zabory i pomniki z czasów PRL-u. Dramaturgii całości dodają kolejne napisy, które pojawiają się na ekranie: dwa regiony, dwie kultury, dwie historie, jeden cel. Całość zwieńcza motto: przygotuj się na ostateczne starcie....
MM, czyli Miodek kontra Materna
Ten, kto wygra, będzie o krok od powrotu do ekstraklasy. Spotkanie Ruchu z Zagłębiem jest bowiem pojedynkiem lidera z wiceliderem II ligi. Oba zespoły z naszego regionu są głównymi faworytami do awansu, ale ostatnio z ich formą bywa różnie. Właśnie dlatego zwycięstwo nad bezpośrednim rywalem będzie miało tak kolosalne znaczenie. - Jeśli mam problemy z ciśnieniem, to wiem, że w 50 proc. jest to wina piłkarzy Ruchu. Oni mogą wykończyć mnie nerwowo. Byłem na ich ostatnim meczu we Wrocławiu. Grali koncertowo, stwarzali sytuacje i... przegrali. Teraz drżę o I ligę, choć już wydawało się, że wszystko idzie tak pomyślnie - wzdycha prof. Jan Miodek, słynny kibic Ruchu.
Z kolei fanami zespołu z Sosnowca są m.in. Robert Janson, lider zespołu Varius Manx, oraz znany satyryk Krzysztof Materna. - Zagłębie to moja młodość. Jeździłem z zespołem na mecze, byłem rzecz jasna też na stadionie w Chorzowie. Mimo upływu lat nadal spokojnie mogę wymienić dwie jedenastki Zagłębia - opowiada nam Materna i faktycznie wylicza kolejnych słynnych sosnowieckich graczy. - Bardzo chciałbym, by sosnowiczanie wrócili do ekstraklasy. Liczę, że wygrają w Chorzowie i przybliżą się do tego celu - dodaje i obiecuje, że w razie awansu pojawi się na pewno na inauguracji na Stadionie Ludowym.
Sąsiedzi Sławomira Pacha
W obu zespołach pełna mobilizacja. Chorzowianie nie wygrali z Zagłębiem od 15 lat i zapowiadają, że teraz chcą przerwać serię. W Sosnowcu na pierwszy plan wychodzi Sławomir Pach, który jest wychowankiem Ruchu, ale nigdy nie zdołał zagrać w pierwszej drużynie chorzowskiego klubu. W ostatnim meczu między oboma zespołami pogrążył golem niebieskich. Pach gra w Zagłębiu, ale mieszka w... Chorzowie. - Jedziemy na Cichą po fotel lidera. Moi sąsiedzi to kibice Ruchu, ale wiem, że nie będę miał przez to kłopotów - mówi pomocnik Zagłębia.
Chorzowianie muszą poradzić sobie nie tylko z Pachem i jego zespołem, ale także z przesądami. Niebiescy jak ognia boją się... telewizyjnych kamer - przegrali w tym sezonie wszystkie transmitowane mecze. A sobotnie derby będą na telewizyjnej antenie!
Pojedynki zespołów z Chorzowa i Sosnowca mają długą historię. W 1931 roku Unia Sosnowiec (najpopularniejszy przed wojną klub w mieście) rozegrała inauguracyjny mecz z I-ligowym Ruchem Chorzów. Spotkanie zakończyło się remisem 1:1. Z kolei we wrześniu 1947 roku miał miejsce najbardziej burzliwy mecz derbowy w historii Śląska i Zagłębia. Na stadionie przy al. Mireckiego podczas meczu RKU Sosnowiec (później Stal) z AKS-em doszło do gigantycznych awantur. Wielu kibiców przybyłych na ten mecz z drugiej strony Brynicy zostało pobitych. W wyniku zamieszek i brutalnej interwencji milicji kilka osób zginęło. Piłkarze RKU wyprowadzili chorzowian przez okoliczne pola. Goście uciekli za Brynicę zdezelowanym autobusem.
Pierwszy mecz w ekstraklasie drużyny z Chorzowa i Sosnowca rozegrały 8 maja 1955 roku. Spotkanie w Chorzowie obejrzało wówczas 40 tys. widzów. Klub z Sosnowca (wówczas jeszcze pod szyldem Stal), choć ligowy beniaminek, przystępował do gry jako niespodziewany lider ekstraklasy. W jego szeregach formą imponował wówczas bramkarz Aleksander Dziurowicz, który w sześciu poprzednich meczach nie dał sobie strzelić gola. Passę podtrzymał także w Chorzowie, ale jego koledzy nie potrafili zdobyć gola i mecz zakończył się bezbramkowym remisem.
Na pierwsze zwycięstwo nad niebieskimi gracze z Sosnowca musieli czekać siedem długich lat. Dopiero w derbach nr 13 (rozegranych 6 maja 1962 roku) sosnowiczanie pokonali Ruch na własnym stadionie 3:1.
Ruch i Zagłębie tylko raz zmierzyły się w meczu Pucharu Polski. Ale co to był za mecz! Zespoły z Sosnowca i Chorzowa walczyły w finale tych rozgrywek w 1963 roku. - To był mój największy zawód. Ruch był wówczas we wspaniałej formie, był 200-proc. faworytem tego meczu! Słuchałem relacji ze spotkania w radiu i byłem wściekły, bo przegrali 0:2 - wspomina prof. Miodek.
W sumie kluby zmierzyły się w ekstraklasie aż 68 razy. Korzystniejszy bilans mają chorzowianie, którzy aż 31 razy ograli rywali i ponieśli 18 porażek. W 1992 roku decydującego gola, ostatniego w pierwszoligowej rywalizacji zespołów, zdobył w 89. min uderzeniem głową Marek Wleciałowski, który teraz zasiada na ławce trenerskiej Ruchu.
Dowcipny lekarz
Jak na kilkadziesiąt lat rywalizacji i bliską odległość między obu miastami, zawodników czy trenerów, którzy łączyliby oba kluby, było ledwie kilku! Władysław Słota był pierwszym w dziejach Ruchu piłkarzem rodem z Zagłębia Dąbrowskiego i pierwszym Zagłębiakiem, który zagrał w reprezentacji Śląska! W 1937 roku Słota zwrócił na siebie uwagę udanymi występami w sosnowieckiej Unii, której był czołowym strzelcem. Pogłoski o jego przejściu do Wielkich Hajduk wywołały prasową burzę. Wydawana przez Wojciecha Korfantego Polonia stała na stanowisku, że Słota do Ruchu zgłosił się sam. Warto było ściągnąć popularnego Owensa - był czołowym strzelcem zespołu, zdobył siedem goli i mocno pomógł Ruchowi w zdobyciu piątego w historii tytułu mistrza Polski.
Jego przygoda na Cichej świadczy o tym, że nie zawsze kwitła niechęć śląsko-zagłębiowska - był bardzo lubiany przez kolegów z drużyny. Po zakończeniu wojny powrócił do Zagłębia. Reprezentował do 1950 roku RKU, później sosnowiecką Stal. Po wojnie, już w barwach RKU (protoplasty Zagłębia), grał na stadionie przy al. Mireckiego w pamiętnym meczu z AKS-em Chorzów w 1947 roku, po którym wybuchły wielkie zamieszki.
Warto wspomnieć o jeszcze jednej ciekawej osobie. - Pamiętam, że swego czasu obie drużyny miały tego samego lekarza. Przed jednym ze spotkań wiosną 1982 roku pojechaliśmy do niego na badania wydolnościowe. W poniedziałek badany był Ruch, we wtorek Zagłębie. Lekarz w tajemnicy powiedział nam, że Ruch idzie w dół, a my mocno w górę. Parę dni potem przegraliśmy 0:4 - wspominał z uśmiechem Krzysztof Tochel, ówczesny piłkarz Zagłębia.
Pach, Pach, Pach, czyli święta wojna
Ojcowie i dziadkowie dzisiejszych szalikowców byli regularnie świadkami świętej wojny - dwa razy do roku. Przez długie lata obie ekipy rywalizowały bowiem w ekstraklasie. W 1992 roku sosnowiecki klub spadł jednak do II ligi, Ruch pozostał w gronie najlepszych i kibicom przez długie lata przyszło żyć wspomnieniami. Aż nadszedł październik roku 2004... Ruchowi i Zagłębiu przyszło się zmierzyć ponownie, choć tym razem już tylko w II lidze. Emocje przed pojedynkiem były olbrzymie. Spotkanie obejrzało na Stadionie Ludowym aż 9 tys. widzów. W dramatycznym meczu Zagłębie wygrało 1:0 po golu Marcina Lachowskiego. Gazeta komentowała, że Ruch Chorzów utopił się w Brynicy!.
Niestety, nie popisali się wówczas kibice. Po meczu sosnowieccy policjanci zatrzymali 50 chuliganów. Wcześniej funkcjonariusze zostali obrzuceni kamieniami przez pseudokibiców Zagłębia i sympatyzujących z nimi zwolenników Legii Warszawa. Policjanci musieli użyć armatek wodnych i broni gładkolufowej.
Później w II lidze nasze zespoły spotykały się jeszcze cztery razy. Mecz rozegrany w marcu ubiegłego roku przeszedł do historii z powodu... transparentów. Kibice obu drużyn w chwilach wolnych od dopingowania swoich drużyn prześcigali się w pomysłach, jak zdenerwować rywala. Zaczęli fani Zagłębia, którzy wywiesili transparent o treści: 14.06.2006 - Dortmund. Komu będziecie kibicować?, który miał nawiązywać do zbliżającego się meczu reprezentacji Polski z Niemcami podczas mistrzostw świata. Po kilku minutach sosnowiczanie doczekali się riposty. Najpierw na płocie pojawił się napis: Gorolom z Sosnowca godomy..., a po kilku sekundach kibice rozwinęli w sektorze cztery flagi, na których znalazły się litery: R, A, U, S - co po niemiecku oznacza wynocha. Po raz ostatni nasze zespoły zmierzyły się 30 sierpnia ubiegłego roku. Bohaterem meczu był wspomniany Sławomir Pach. Długowłosy pomocnik strzelił decydującego gola, a kibice wykrzyczeli: Pach, Pach, Pach!. Ruch nie wygrał ani jednego z II-ligowych pojedynków z Zagłębiem i na zwycięstwo nad odwiecznym rywalem czeka już 15 lat! (...)


Anglicy wykupują śląskie lofty
Gazeta wyborcza, Tomasz Malkowski 2007.04.12
Na ekskluzywne mieszkanie w pokopalnianej łaźni zgłosiło się kilkunastu chętnych. Cena nie gra dla nich roli. Deweloperzy zacierają ręce.
Polskę ogarnął szał kupowania apartamentów w przerobionych budynkach industrialnych. W łódzkiej przędzalni 417 mieszkań rozeszło się w kilka dni. Na Śląsku w lofcie mieszka na razie tylko czteroosobowa rodzina architekta Przemo Łukasika, ale wkrótce to się zmieni, bo lofty są coraz modniejsze. Firma MK Inwestycje tuż obok loftu Łukasika w Bytomiu planuje stworzyć nowy. Powstanie w pokopalnianej łaźni. Będzie tu nie więcej niż dziewięć apartamentów, największy ma mieć dwieście metrów kwadratowych. Wszystkie znalazły już chętnych. Większość potencjalnych nabywców to pracujący w Warszawie Ślązacy, którzy chcą powrócić w rodzinne strony.
- Mamy listę 12 osób i wciąż ktoś jeszcze się dopytuje, chociaż nigdzie się nie reklamujemy - mówi Monika Śleziońska, dyrektorka ds. marketingu w MK Inwestycje. Przedłużające się procedury administracyjne nie przeszkadzają chętnym rezerwować mieszkań, których ceny nawet nie znają, bo deweloper wstrzymał się od ich określenia. - Gdy ruszymy z pracami we wrześniu, wtedy będziemy znali stawki. Nasi klienci to ludzie, którzy są złaknieni niestandardowych rozwiązań. Lofty dają dużą przestrzeń i niepowtarzalny klimat - dodaje Śleziońska.
Jej firma ma już na oku kolejne dwa obiekty poprzemysłowe, które chce przekształcić w luksusowe apartamenty. Nie zdradza na razie ich lokalizacji, ale zapowiada, że będą większe niż dawna łaźnia.
Także lofty w dawnym spichlerzu w Gliwicach, które przygotowuje firma Vector Investment, mają już prawie zamkniętą listę kupców (...). - Mamy kupców krajowych, jednak większości rezerwacji dokonali inwestorzy z Wielkiej Brytanii. To dlatego, że firma RedNet Property wystawiła naszą ofertę na targach nieruchomości w Cannes, gdzie spotkała się z dużym zainteresowaniem - mówi Artur Szcześniak, przedstawiciel inwestora. Duży popyt na lofty spowodował, że budynek obok spichlerza postanowiono również przeznaczyć na lofty, deweloper szuka też innych poprzemysłowych budynków.
Łukasik widzi wiele pozytywnych skutków mody na lofty. - Miasta nie radziły sobie z zaniedbanymi budynkami industrialnymi. Dzięki loftom zostaną przekształcone w ekskluzywne mieszkania. Lofty przyciągną kolejne inwestycje. Będą stymulować rozwój na terenach poprzemysłowych, są też świetną alternatywą dla tradycyjnych domków jednorodzinnych czy apartamentów - mówi.
Informacje o śląskich loftach znajdziesz na stronach: www.lofts.pl i www.lofty-gliwice.pl


Ślązacy za niepodległością... Szkocji
Gazeta wyborcza, Tomasz Malkowski 2007.04.11, Ślązacy powalczą o niepodległość... Szkocji
William Wallace walczył mieczem pod koniec XIII wieku o niepodległość swojej rodzinnej Szkocji. Dziś Polacy, którzy tam pracują, mogą dorównać Walecznemu Sercu za pomocą długopisu i kartki do głosowania.
Już 3 maja 2007 roku odbędą się wybory do parlamentu szkockiego i władz lokalnych, które mogą być przełomowe dla historii tego kraju. W przypadku zwycięstwa, Szkocka Partia Narodowa zapowiada zwołanie w ciągu stu dni referendum, w którym Szkoci będą mogli wybierać między pozostaniem w Zjednoczonym Królestwie, a pełną niezależnością ekonomiczno-polityczną.
W ponadpięciomilionowym kraju liczy się każdy głos, dlatego rzecznik Szkockiej Partii Narodowej Alyn Smith zaapelował do mieszkających tutaj obywateli pochodzących spoza Zjednoczonego Królestwa, w tym do Polaków: - Nie ma znaczenia, skąd pochodzisz, jeżeli mieszkasz w Szkocji, możesz tutaj głosować i należy z tego przywileju robić użytek. Mam nadzieję, że użyjecie go, aby pomóc Szkocji w odzyskaniu należnego jej miejsca jako silnego, niepodległego kraju cenionego na arenie międzynarodowej - głosując na Szkocką Partię Narodową.
Apel poparł już Ruch Autonomii Śląska, który wraz z SPN należy do Wolnego Sojuszu Europejskiego, organizacji skupiającej narody bez państw. - Niepodległość Szkocji przyczyni się do jej większego rozwoju, to szansa na lepsze życie, także dla mieszkających tam Polaków. Dlatego apelujemy do zamieszkałych w Szkocji Ślązaków o udział w wyborach i poparcie kandydatów Szkockiej Partii Narodowej - mówi Jerzy Gorzelik, przewodniczący ruchu.
Gorzelik jest przekonany, że wyniki referendum zostaną uszanowane przez Londyn. Także ostatnie sondaże The Times pokazują, że SPN z 38 proc. głosów może wyprzedzić dotychczasowego faworyta - partię laburzystów.
Szkocja, która od XIII wieku wielokrotnie traciła suwerenność, nigdy nie pogodziła się z dominacją Anglii, co prowadziło do wielu zbrojnych powstań. Najgłośniejsze było to wywołane przez bohatera z z przełomu XIII i XIV wieku Williama Wallace`a, którego kult w Szkocji na nowo rozkwitł dzięki hollywoodzkiej superprodukcji Mela Gibsona Waleczne Serce. O potędze kinematografii może świadczy fakt, że przed filmem rozpisywane w Szkocji referenda na temat autonomii z powodu zbyt niskiej frekwencji nie były wiążące. Dopiero w 1997 roku, w dwa lat po premierze filmu, 75 proc. Szkotów powiedziało tak dla utworzenia własnej władzy ustawodawczej. W 1999 roku powołano pierwszy parlament, w którym znaczną siłę uzyskała SPN. Dziś jest to druga siła polityczna w szkockim parlamencie, ma swoich deputowanych także w brytyjskim oraz europejskim parlamencie.
Czy każdy Polak mieszkający w Szkocji będzie mógł głosować? Tak, pod warunkiem, że ma ukończone 18 lat, oraz do 18 kwietnia zarejestruje się w komisji wyborczej. Szacuje się, że w Szkocji pracuje od 70 do 80 tys. rodaków (...). - Sukces Szkockiej Partii Narodowej może spowodować odkurzenie zapomnianej w ostatnich latach idei Europy regionów. To także szansa dla Śląska i naszych dążeń do zwiększenia autonomii - dodaje Gorzelik.
Informacje na temat zasad uczestnictwa w wyborach w Szkocji można uzyskać na stronie internetowej www.votescotland.com lub pod nr. tel. 0800 0141012.


Ślązacy nie boją się faszystów
Gazeta Wyborcza, Tomasz Malkowski 2007.04.10
Pokażemy faszystom, że się ich nie boimy, że dalej będziemy opiekować się żydowskimi cmentarzami - mówi dr Jerzy Gorzelik z Ruchu Autonomii Śląska. Podobnie myśli wiele osób.
Przypomnijmy, zdjęcie uczniów Zabrzańskiego Centrum Kształcenia Ogólnego i Zawodowego, którzy razem z nauczycielami posprzątali w październiku zeszłego roku pobliski kirkut znalazło się na portalu prowadzonym przez faszystowską organizację Blood&Honour. Pod zdjęciem pojawił się podpis: Wstyd i hańba dla sprzątających cmentarz zarazy ludzkiej. Na stronie wymieniono nazwiska jednego z uczniów, dwóch nauczycieli oraz historyka Dariusza Walerjańskiego, który od 20 lat opiekuje się w regionie żydowskimi zabytkami.
Na efekt publikacji zdjęcia nie trzeba było długo czekać. Uczniowie są wystraszeni, a dyrektorka liceum zapowiedziała, że jej podopieczni nie będą więcej sprzątać cmentarza, bo to zbyt niebezpieczne. Dopiero po naszym artykule śledztwo przeciwko rasistowskiemu portalowi Redwatch wszczęła zabrzańska prokuratura.
Ruch Autonomii Śląska przygotowuje akcję solidarności z szykanowanym. - Darek Walerjański to wybitna postać, nikt nie zrobił tyle co on, by uratować przed zniszczeniem i zapomnieniem żydowskie dziedzictwo. Chcemy go wesprzeć oraz pokazać nasz sprzeciw wobec tych, którzy zaprzeczają wielokulturowemu Śląskowi. Wyślemy faszystom własne zdjęcia z nazwiskami, bo przez to, co robimy, też jesteśmy zdrajcami narodu - mówi Jerzy Gorzelik, przewodniczący Ruchu Autonomii Śląska. Działacze ruchu wspólnie ze stowarzyszeniem Moje Miasto sprzątali wielokrotnie katowicki kirkut i oprowadzali po nim wycieczki w czasie Górnośląskich Dni Dziedzictwa. Teraz chcieliby na nim zrobić wspólne zdjęcie i przesłać na stronę Redwatcha. - Pokażemy faszystom, że się ich nie boimy, że dalej będziemy opiekować się żydowskimi cmentarzami - dodaje Gorzelik. Liczy, że do akcji włączą się także mieszkańcy.
Włodzimierz Kac, przewodniczący gminy żydowskiej w Katowicach, mówi, że akcja to dobry pomysł, ale obawia się też zaognienia konfliktu. - Media przy tej okazji zrobiły reklamę oszołomom, a akcja może ich jeszcze bardziej wypromować. Im o to właśnie chodzi. Jednak nie zabronię chętnym na zrobienie zdjęcia na kirkucie, bo to dzięki wolontariuszom i uczniom jesteśmy w stanie utrzymywać porządek na naszych cmentarzach - mówi Kac.
Gmina żydowska będzie walczyć przede wszystkim o to, by prokuratura traktowała sprawę jako czyn o dużej szkodliwości społecznej. - Zastraszono wiele osób. Młodzież mogła doświadczyć tego, z czym my się często spotykamy, a więc ze skrajną nietolerancją. Pojadę do tych uczniów, by ich wesprzeć moralnie i podziękować za dotychczasową pomoc - obiecuje Kac.
Akcję solidarności popiera Grzegorz Kamiński, historyk, który ze swoimi uczniami z Wielowsi wielokrotnie sprzątał tamtejszy kirkut. - Musimy pokazać ludziom, że jednym zdjęciem nikt nas nie będzie szykanował. Jestem katolikiem, co nie przeszkadza mi w sprzątaniu żydowskiego cmentarza. To jest deptanie ścieżki Jana Pawła II, który nazywał żydów starszymi braćmi chrześcijan w wierze - mówi Kamiński. (...)


Posłowie mają żal do wojewody
Gazeta Wyborcza, Przemysław Jedlecki 2007.04.09, Posłowie ze Śląska mają żal do wojewody
(...) Tomasz Pietrzykowski, wojewoda śląski z rekomendacji PiS-u, od paru miesięcy pracuje nad utworzeniem Aglomeracji Śląskiej. Nowy związek niemal 20 miast regionu ma powstać najpóźniej w 2009 roku. Ustawę, która na to pozwoli, ma wkrótce przyjąć Sejm. Tymczasem śląscy posłowie skarżą się, że wojewoda nie informuje ich o postępie prac nad AŚ. - Wszystkiego dowiadujemy się z mediów - mówi Marek Wójcik, poseł PO z Katowic. Uważa, że takie zachowanie wojewody może zaszkodzić Aglomeracji Śląskiej. - To głównie śląscy posłowie będą musieli bronić w Sejmie pomysłów wojewody i zabiegać o korzystny kształt ustawy. Tymczasem nie wiemy nawet, jakich argumentów mamy używać w parlamencie, a pewne jest, że przy głosowaniu ustawy zetrą się interesy Warszawy, Śląska i Trójmiasta - mówi Wójcik.
Zgadza się z nim część posłów PiS-u. W innych regionach już się mówi, że ustawa nie powinna w żaden sposób forować Śląska.
Pietrzykowski na razie nie widzi powodu, by włączać posłów w akcję tworzenia metropolii. Teraz zabiega przede wszystkim o przychylność samorządowców. Konsultacje z posłami rozpocznie, gdy będzie gotowy projekt ustawy o metropolii.


Wialkanoc u śląskich ewangelików
Gazeta Wyborcza, Rozmawiała Judyta Watoła 2007.04.06, W Piśmie Świętym nie ma nic o palmach- Wielki Czwartek to dla mnie bardzo pracowity dzień. Ja i mój proboszcz cztery parafie i w każdej trzeba odprawić nabożeństwo. W czytaniach na ten dzień zawsze pojawia się ten fragment z Pisma o Ostatniej Wieczerzy. Udzielamy też komunii, która zasadniczo nie jest u nas tak często rozdawana jak w Kościele katolickim. Nie ma jednak obmywania nóg.
Wielki Piątek? Zawsze słyszałam, że ten właśnie dzień, a nie niedziela wielkanocna, jest dla ewangelików największym świętem w roku.
- Można powiedzieć, że bardziej staramy się widzieć Chrystusa cierpiącego za nasze grzechy, niż triumfującego nad śmiercią w dniu Zmartwychwstania. To na krzyżu dokonało się właściwe dzieło zbawienia. Z drugiej jednak strony, gdyby wszystko kończyło się śmiercią Chrystusa, nie byłoby dziś chrześcijaństwa. Moglibyśmy go traktować jak Mahometa czy Buddę, jak człowieka, który dostąpił oświecenia. Historia Jezusa byłaby historią mądrego człowieka, który nauczał, jak dobrze żyć, i został za głoszenie prawdy niesłusznie skazany na śmierć w mękach.
Tymczasem Chrystus udowodnił Zmartwychwstaniem, że jest Bogiem, i od tego zaczyna się chrześcijaństwo. Różnica między katolikami i ewangelikami polega tu raczej na rozłożeniu akcentów.
To, że Wielki Piątek jest dla Was wielkim świętem, wyraża się jednak też w tym, że prawo gwarantuje Wam ten dzień wolny od pracy.
- Tak, ale w wielu krajach, gdzie żyją wspólnie chrześcijanie różnych wyznań, ten dzień jest wolny dla wszystkich. Tak jest na przykład w Słowenii, choć ewangelików jest tam tylko ok. 2 proc.
Wielki Piątek przeżywamy w ciszy. Chrystus umarł, więc milkną dzwony. Podczas nabożeństwa organy jednak grają i śpiewamy Ludu, mój Ludu. Czyta się opis Męki Pańskiej zestawiony według wszystkich czterech Ewangelii. Poszczególne wydarzenia oddzielamy, śpiewając zwrotki klasycznego hymnu luterańskiego O głowo coś zraniona. Tego dnia zalecany jest też post. Nie powinno się jeść.
Jak Księdza słucham, to wydaje mi się, że prawie wszystko jest u Was postne, ascetyczne. Nabożeństwa bez kadzidła, święcenia palm, wody czy pokarmów...
- Marcin Luter był dzieckiem swojej epoki. Wkurzył się na to, co było praktykowane w Kościele, bo forma przesłaniała treść. Poszedł w drugą stronę, odrzucając wszystko, co nie ma swego źródła w Biblii.
Wydaje mi się jednak, że człowiekowi w dzisiejszym świecie jakieś rytuały, zewnętrzne znaki świętowania mogą być potrzebne. Nawet jeśli święcenie pokarmów to pogański zwyczaj ochrzczony przez Kościół, to może jednak przydaje się, o ile zbliża ludzi do Pana Boga. Wszystko, co go zasłania, luteranin musi jednak odrzucić.
Macie jednak wielki skarb: muzykę. Przede wszystkim Jana Sebastiana Bacha. Jego Pasja według św. Mateusza nazywana jest Jakubową drabiną, bo tak jak ta, która przyśniła się biblijnemu Jakubowi, prowadzi słuchaczy do nieba.
- To też nasz spadek po Lutrze. On przecież świetnie znał myśl św. Augustyna, a on mówił, że kto śpiewa, ten dwa razy się modli. Dlatego odprawiając nabożeństwa, tak wielki nacisk kładziemy na pieśni. Śpiewają wszyscy, a słowa muszą odpowiadać temu, co czytamy w Piśmie. O Bachu mówi się, że to piąty ewangelista, tak głęboka wiara przenika jego muzykę.
Katolicy mogliby go chyba nazwać mistykiem.
- Nie mam nic przeciwko temu. Najważniejsze jest to, że jego muzyka wszystkich nas zbliża do Boga.
Ks. Mirosław Czyż jest duchownym Kościoła ewangelicko-augsburskiego. Pracuje w Katowicach Szopienicach jako wikary w tamtejszym kościele Zbawiciela.
Judyta Watoła: Wielkanoc jest największym świętem chrześcijan. Jednak w Polsce - kraju zdominowanym przez katolików - bardzo mało wiemy o tym, jak święta obchodzą inni, na przykład ewangelicy.
Ksiądz Mirosław Czyż: My jesteśmy w lepszej sytuacji, bo jako mniejszość siłą rzeczy poznajemy otaczającą nas większość. Wiemy więc o katolikach więcej niż katolicy o nas. Pokutuje jeszcze myślenie, że skoro w Niemczech jest dużo ewangelików, to ci w Polsce też w zasadzie są Niemcami. Kiedyś kolega opowiadał mi, jak pewna wycieczka odwiedziła jego kościół i na koniec jedna pani, wyraźnie poruszona, powiedziała: Ale ksiądz pięknie po polsku mówił!.
Wydaje się niektórym, że jesteśmy z innej planety, a my przecież jesteśmy zreformowanym Kościołem katolickim! Marcin Luter był augustiańskim mnichem, któremu nie podobały się praktyki mnożące się w Kościele: sprzedaż odpustów, gromadzenie relikwii. Fryderyk Mądry, władca Saksonii, który był mecenasem Lutra, miał jedną z największych kolekcji relikwii w Europie. Luter zaczął więc wnikliwie czytać Biblię i stwierdził, że potrzebny jest powrót do źródeł. Głosiło to zresztą wielu myślicieli w epoce renesansu, stąd powrót do sztuki i filozofii klasycznej.
Powrót do źródeł, czyli liczy się tylko Pismo.
- Sola Scriptura, czyli jedynie Pismo. Powtarzamy za Lutrem, że do pobożności nie potrzeba nic innego oprócz czytania i słuchania Słowa Bożego. Z tego rodzi się łaska wiary i to jest dla nas najważniejsze.
A wracając do świąt...
- Przygotowujemy się do nich, podobnie jak katolicy, okresem postu. Nazywamy ten czas okresem pasyjnym. Odprawiamy wtedy dodatkowe nabożeństwo w ciągu tygodnia, kiedy to głębiej rozpatrujemy poszczególne etapy cierpienia i męki Chrystusa - podobnie jak robią to katolicy przez Drogę Krzyżową.
Ale Wasze nabożeństwo nie ma wiele wspólnego z Drogą Krzyżową.
- Rozważamy cierpienie Chrystusa, ale w naszych kościołach na ścianach nie ma stacji Drogi Krzyżowej. Również dlatego, że niektóre ze stacji, jak na przykład otarcie twarzy Jezusa przez Weronikę, mają swe źródło w apokryfach, a nie w samym Piśmie Świętym. Obchodzimy też uroczyście Niedzielę Palmową, choć nie święcimy palm.
Dlaczego?
- O nich nie jest nic napisane w Piśmie Świętym. Nie święcimy też pokarmów i nie używamy podczas naszych nabożeństw kadzidła. To wszystko nie jest w duchu luterańskim, bo może odwracać uwagę od Bożego Słowa.
Pościcie w Wielkim Poście?
- Po swojemu. Pamiętam takie przeżycie z dzieciństwa. Chodziłem wtedy do podstawówki w Wiśle. W piątki w szkolnej stołówce nigdy nie dostawaliśmy mięsa na obiad. Dziwiłem się temu. Byłem bardzo poruszony, kiedy mama wytłumaczyła mi, że katolicy poszczą, nie jedząc mięsa w piątki. I choć w tej szkole większość dzieci było z rodzin ewangelickich, ten post szanowano.
W naszej tradycji postnej czas przed Wielkanocą jest także dla nas okresem wyciszenia. Unikamy zabaw. Ale pości tylko ten, kto ma taką wewnętrzną potrzebę. Od kilku lat zachęcamy w naszym Kościele do udziału w akcji 7 tygodni bez. Na przykład: jeśli ktoś codziennie zjada snickersa za 1,5 zł, to w poście może z tego zrezygnować. Te pieniądze odkłada w tzw. skarbonce diakonijnej. Na Wielkanoc zbiera się te skarbonki i całą ofiarę przeznacza na dożywianie biednych dzieci w stołówkach.
A Triduum Paschalne?



Droga Krzyżowa w Piekarach
Gazeta Wyborcza, jk, tg 2007.04.06, Droga Krzyżowa w Piekarach Śląskich
Prawie tysiąc osób uczestniczyło w Drodze Krzyżowej, która w Wielki Piątek przeszła ścieżkami kalwarii w Piekarach Śląskich.
Kalwarię wybudowano pod koniec XIX wieku. Kapliczki wznieśli robotnicy pobliskich kopalń i hut, a materiały na budowę pomogli przywieźć swoimi furmankami okoliczni gospodarze. Nie wszyscy wiedzą, że z pozoru bezładnie rozrzucone na stokach wzgórza kaplice - stacje Drogi Krzyżowej - ustawione są według układu kalwarii w Jerozolimie.


Narodziła się śląska Wikipedia
Gazeta wyborcza, jk 2007.04.05
Jeśli ktoś nie rozumie, o co chodzi mówiącemu śląską gwarą sąsiadowi, coraz częściej może skorzystać z profesjonalnej ściągi. Także w Internecie.
Pierwszy tom słownika polsko-śląskiego napisał właśnie Andrzej Roczniok z Zabrza. Wykorzystał doświadczenia wydanych w ostatnich latach słowników gwar śląskich i skorzystał ze słownictwa osób, które same posługują się gwarą, np. ks. Henryka Kałuży, werbisty z Brynicy, czy Marka Szołtyska z Rybnika. No i ujął, oczywiście, słownictwo własne.
Roczniok zastrzega, że nie ma aspiracji do kodyfikowania śląskiej mowy. Jego zamiarem jest tylko przypomnienie słów, których zapomniały nawet osoby używające gwary. W pierwszym tomie (a mają być jeszcze dwa) tych słów jest prawie dziewięć tysięcy! Tylko te opisujące różne cechy człowieka zajmują kilkanaście stron. I co tu dużo mówić, po ich przewertowaniu widać, że Ślązacy mają się dobrze. No bo tam, gdzie osoba chcąca się wysłowić literacką polszczyzną ma przed sobą człowieka mającego wysokie mniemanie o sobie, Ślązak powie krótko i dosadnie, że to angyjber.
Czasami korci nas, żeby komuś przygadać, że mówi dużo, niepotrzebnie i nietreściwie, a Roczniok (w słowniku) rzuci krótko: bebla, co znaczy to samo. Zamiast o kimś mówić, że nadużywa alkoholu, można rzec, że to ochlaptus. Tylko gdy ktoś nie potrafi zachować się w towarzystwie, lepiej nic mu nie mówić, bo pewnikiem to soroń.
Ambitniejszego niż Roczniok zadania podjął się Adam Dziura, student z Tarnowskich Gór, który zainicjował powstanie śląskiej wikipedii. Dotąd ukazało się kilkanaście artykułów, m.in. o krupnioku (przy okazji wyjaśniający, że to niezupełnie to samo, co kaszanka), a także o wodzionce i modrej (czerwonej) kapuście.
Są artykuły o strzigach i odmianach (farbach) śląskiej godki. Bo, jeśli jeszcze ktoś tego nie wie, inaczej się po śląsku mówi w okolicach Cieszyna, a inaczej pod Katowicami czy Kluczborkiem. Coś ciekawego znajdą też tu dla siebie kibice piłkarscy - są zasady gry i krótka historia piłki nożnej. Na autorów czekają zaś kolejne hasła z internetowej encyklopedii. (...)


Rośnie Aglomeracja Śląska
Gazeta Wyborcza, Przemysław Jedlecki 2007.04.04
Tarnowskie Góry i Mikołów, miasta do tej pory pomijane w dyskusji o utworzeniu Aglomeracji Śląskiej, wejdą w jej skład - ogłosił w środę Tomasz Pietrzykowski, wojewoda śląski. Ostrzegł jednocześnie przed powierzaniem metropolii zbyt wielu zadań. - To może ją sparaliżować - przestrzegł.
Wojewoda zorganizował w środę na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego dyskusję o Aglomeracji Śląskiej. Jej uczestnicy byli zgodni, że powstanie metropolii to szansa dla mieszkańców regionu.
- Metropolia już istnieje, ale nie wykorzystuje jeszcze swojego potencjału, bo do tej pory nie było przepisów, które określą jej działanie - mówiła prof. Irena Lipowicz. Wtórował jej prof. Janusz Janeczek, rektor UŚ. - Martwi mnie, że już teraz dla dzieci z katowickich dzielnic organizuje się wycieczki do centrum miasta, bo nie stać ich na to, żeby codziennie tu bywać - mówił.
Ważne będzie też to, kto będzie rządził w przyszłości aglomeracją i jak jej szef będzie wybierany. Zdaniem prof. Ernesta Knosali z Wydziału Prawa i Administracji władze Aglomeracji Śląskiej powinny być wybierane w wyborach bezpośrednich. - Jest to zgodne z Europejską Kartą Samorządu Regionalnego - przypomniał.
Jednak wojewoda, który brał udział w pracach na projektem ustawy metropolitalnej, na razie to wykluczył. - Dyrektor aglomeracji powinien być wybierany w konkursie przez zgromadzenie związku, w którym zasiądą burmistrzowie i prezydenci. Kadencja dyrektora powinna być krótka, np. dwuletnia, a w zamian za to będzie go bardzo trudno odwołać - mówi.
Kompetencje szefa AŚ nie będą duże - stanie się jedynie wykonawcą woli zgromadzenia związku.
Pietrzykowski zdradził również, że w skład Aglomeracji Śląskiej wejdzie najwyżej 19 miast. Znajdą się w niej również Knurów, Czeladź, Będzin oraz Mikołów i Tarnowskie Góry. - To miejskie gminy, które mają gęste zaludnienie i spełniają kryteria przynależności do metropolii - tłumaczył.
Arkadiusz Czech, burmistrz Tarnowskich Gór, nie ukrywa zadowolenia z takiego obrotu rzeczy. - Po raz pierwszy zostaliśmy oficjalnie wymieni w tym gronie - mówi.
Pietrzykowski ostrzegł równocześnie przed przekazaniem AŚ zbyt wielu kompetencji. Metropolia nie powinna się zajmować gminnymi drogami, szkołami czy służbą zdrowia. - Setki drobnych problemów mogą tylko podciąć jej skrzydła - tłumaczy. (...)


Warszawa chce śląskie lotnisko
Gazeta Wyborcza, Tomasz Głogowski 2007.04.03, Warszawa upomina się o śląskie lotnisko
Dwa aerokluby spierają się o to, kto jest właścicielem lotniska na Muchowcu. Sprawa trafiła właśnie do sądu i może na wiele miesięcy zablokować planowaną rozbudowę tego miejsca. Chodzi o lotnisko czy też o atrakcyjną działkę w centrum Katowic?
Muchowiec ma dostać 10 mln zł na budowę nowego, betonowego pasa startowego. Będzie miał 850 m długości i 25 m szerokości. Dla lotniska ta inwestycja ma mieć przełomowe znaczenie. Na nowym pasie będą mogły lądować małe samoloty pasażerskie, przewożące do 18 osób, a Muchowiec ma zmienić się w lotnisko miejskie z prawdziwego zdarzenia. Teraz przyjmuje tylko maszyny lądujące na trawie.
Tymczasem - jak dowiedziała się Gazeta - rozbudowa Muchowca stanęła pod znakiem zapytania. Kilka dni temu do Sądu Rejonowego w Katowicach trafił wniosek Aeroklubu Polskiego w Warszawie, który zakwestionował fakt, że wieczystym dzierżawcą tego terenu jest Aeroklub Śląski. Szykuje się więc precedensowa sprawa o ustalenie, kto tak naprawdę ma prawo do tego gruntu (właścicielem lotniska jest gmina Katowice, ale oddała go w wieczystą dzierżawę).
- To granda. Na przypadające w tym roku 80-lecie aeroklubu możemy stracić nasze lotnisko - denerwuje się Andrzej Wernicke, prezes Aeroklubu Śląskiego w Katowicach, i dodaje: - Trudno się nie zastanawiać, czy w tej sprawie naprawdę chodzi o lotnisko, czy też o bardzo atrakcyjny kawałek ziemi w centrum Katowic.
Aeroklub Śląski ma osobowość prawną i własny majątek. Z Aeroklubem Polskim w Warszawie łączy go tylko statut. - Przez lata w ogóle nie wiedzieli o naszym istnieniu, nie pomogli nam w żadnej sprawie. Gdy jakiś czas temu prezes Aeroklubu Polskiego wylądował na Muchowcu, dziwił się, że tu w ogóle jest jakieś lotnisko. A teraz, gdy szykuje się modernizacja i rozbudowa Muchowca, nagle sobie o nas przypomnieli - mówi prezes Wernicke.
W księgach wieczystych jako tzw. wieczysty użytkownik lotniska widnieje Aeroklub Śląski. Piotr Niewiarowski, sekretarz generalny i dyrektor biura zarządu Aeroklubu Polskiego, twierdzi jednak, że zapis ten został wykreowany. Jego zdaniem w latach 90. z ksiąg zniknął jeden, ale za to bardzo istotny szczegół: że wieczystym użytkownikiem jest Aeroklub Śląski - oddział regionalny Aeroklubu Polskiego.
- Niestety, dokonano tego za pomocą różnych manipulacji, za którymi stoją członkowie śląskiego aeroklubu. Dziś księgi wieczyste nie odzwierciedlają prawdy, bo to my jesteśmy wieczystym dzierżawcą tego terenu - mówi Niewiarowski.
Przyznaje, że zainteresowanie Muchowcem nie jest przypadkowe i wiąże się z planowaną rozbudową lotniska. - Ale nie chodzi o skok na działkę w centrum Katowic, jak sugerują niektórzy. Po prostu bez uporządkowania stanu prawnego lotnisko i tak nie ma szans na otrzymanie jakiejkolwiek dotacji. Dlatego zainteresowaliśmy się tą sprawą. To nasz obowiązek - przekonuje Niewiarowski. Dodaje, że to Aeroklub Polski lobbował za przyznaniem lotnisku na Muchowcu pieniędzy na rozbudowę. - Nasi koledzy ze Śląska zrobili w tej sprawie naprawdę niewiele - ocenia.
Prezes Wernicke nie kryje oburzenia i mówi, że w najbliższym czasie przeanalizuje pozew z prawnikami. - Smutne jest to, że zarzuty padają pod adresem ludzi, którzy już nie żyją i, po pierwsze, nie mogą się bronić, po drugie - powiedzieć, jak naprawdę było - mówi Wernicke. (...)
Na Muchowcu nic nie będzie się działo do czasu, aż sąd wyda prawomocny wyrok w tej sprawie. To może potrwać wiele miesięcy.


Śląsk - co tu promować?
Gazeta Wyborcza, Grzegorz Wawoczny 2007.04.02, Co tu promować?
Mimo wielu godzin spędzonych na warsztatach zorganizowanych przez krakowską Eskadrę, nie uwierzyłem, że słowo energia jest w stanie oddać to, co w naszym województwie może z siłą magnesu ściągnąć turystów (o inwestorach nie dyskutuję).
Próbując myśleć jak spec od public relations, zapytałem, czy w czasie, gdy efekt cieplarniany zagraża planecie i zmusza do oszczędzania energii (Francuzi w pięknym geście wyłączyli nawet na godzinę oświetlenie wieży Eiffla), Śląskie powinno szukać inspiracji w prądzie. Usłyszałem tylko, że nie chodzi tu o prąd, ale o wiele pozytywnych skojarzeń słowa energia (w przypadku np. Częstochowy - o energię duchową), a genialność konceptu Eskadry wynika m.in. z wielu nagród, jakie firma zdobyła. Pomijam już fakt, że konsultacje w 95 proc. były prezentacją ustalonego konceptu, a w 5 proc. dyskusją, o wiele za krótką.
Wciąż też była mowa o walce, jaką Śląskie ma stoczyć z Wrocławiem i Krakowem, choć - znów zadałem sobie pytanie - po co sięgać po dalekich konkurentów, skoro najpoważniejszy czai się pod nosem. Mieszkańcy Górnego Śląska (do nich w pierwszym etapie ma być skierowana kampania, by uwierzyli w swój region) nie upajają się bowiem piwem na krakowskim rynku (ulubiona rozrywka Anglików), lecz balują w ostrawskiej Stodolni. A jeśli ktoś nie lubi suto zakrapianych jubli, to ma pod nosem czeskie zamki, ostrawskie zoo i narciarskie kurorty Beskidów (tych czeskich i słowackich). Kto zaś pędzi na weekend do Wrocławia? Więcej samochodów z katowickimi rejestracjami widać pod dyskotekami w małych podraciborskich Krzyżanowicach.
Do Czech warto zajrzeć, by z pokorą pobrać kilka lekcji. Mały Kunin pod Nowym Jiczynem wziął na swoje barki stary, zrujnowany zamek (...). Gmina, przy niemałej pomocy państwa, w kilka lat odnowiła obiekt. Konserwatorzy odtworzyli dawne zdobienia wnętrz, a czeskie muzea oddały to, co posiadały (czyli dawniej ukradły) ze starych kunińskich zbiorów. Na dodatek nawiązano kontakt z przedwojennymi właścicielami, którzy ozdobili swoje dawne włości szeregiem cennych zabytków (oddanych w depozyt). W przyziemiu otwarto restaurację U dobrej hrabianki, w której można skosztować np. wyjątkowo lekkiego dla żołądka smażonego hermelinu z migdałami i bitą śmietaną.
Z zapyziałej dziury zrobiono urokliwe miejsce, w którym po prostu żal nie być w drodze do miejsc jeszcze ciekawszych: Nowego Jiczyna z muzeum kapeluszy, wałaskiego Sztramberka z przepięknym ryneczkiem, jaskiniami, trubą (wieżą) i cynamonowym uszi (lokalny, smakowity wypiek), Opawy, Grodźca czy Radunia. Od wiosny do lata można tu spotkać tylu naszych ziomków, co dziś w Irlandii, Szkocji czy Londynie. Jest tam ciekawiej, ładniej i taniej, choć raptem rzut beretem z Katowic.
To daje do myślenia. Szczerze wątpię, czy kampania Eskadry skłoni kogokolwiek z obieżyświatów do odkrywania walorów Górnego Śląska. Cóż to bowiem jest za produkt turystyczny pod nazwą Śląskie? Owszem: Podbeskidzie, Jasna Góra, Zaolzie, górna Odra z Raciborzem, Rudy, Tarnowskie Góry - to ciekawe produkty. Ale to samograje, którym niepotrzebne jest logo Śląskie, choćby z największym ładunkiem pozytywnej energii bijącej z aglomeracji. Niestety, szarej, burej, nieciekawej, z koszmarnym dworcem, korkami, hałasem. Jeśli wszystkie rozlokowane wokół niej perełki mają mieć razem z Katowicami jedną etykietę, to oznaczony nią produkt wyglądać będzie nader koszmarnie w odniesieniu do Krakowa, Wrocławia, a nawet Ostrawy. Gdzie Krym, a gdzie Rzym?
Może są geniusze, którzy ulubione przez górników cukierki kopalniaki są w stanie reklamować jak wedlowską mieszankę, ale cały planowany zabieg przypomina mi raczej francuskie dwórki w Wersalu, które zamiast umyć głowę, nosiły młoteczki służące do zabijania pcheł bytujących na perukach. Przepraszam za to porównanie, ale cała kampania może się okazać taką nową peruką, która pewne problemy skryje, ale ich nie rozwiąże (no, może wleje troszkę miodu do serc decydentów z Urzędu Marszałkowskiego).
Czesi potrafili stworzyć ogólnopaństwowy mechanizm, który wspiera krok po kroku rozwój sektora turystycznego, w tym kompleksowo na szczeblu regionalnym, np. w kraju śląsko-morawskim. Dzięki temu, w przerwie podczas relacji z mistrzostw w hokeju, pokazywany jest nie tylko zamek w Pradze, ale i w Grodźcu niedaleko Opawy. W Polsce mechanizmu takiego nie ma. Każda gmina sama wytycza ścieżki rowerowe, wydaje foldery, mapki, organizuje imprezy plenerowe, buduje aquaparki i inne obiekty. Robią to również najbardziej atrakcyjne turystycznie regiony Śląskiego, ale pożądanego efektu synergii nie osiągnie się przez włożenie wszystkiego do jednego wora z aglomeracją, skazując np. Wisłę na walkę ze stereotypami, jakie przywołuje hasło Śląskie, bo Wisła to dziś Małysz. Czy się to komuś podoba, czy nie.
To nie Eskadra ma szukać hitów na śląskie TOP 10. To marszałek - skoro turystyka leży mu na sercu - powinien stworzyć forum górnośląskich regionów o największym potencjale turystycznym i zapytać o pożądany mechanizm wsparcia tego sektora, głównie finansowego. Stworzyć unikalny w skali Polski precyzyjny, sprytny plan, dzięki któremu turysta, wpadając w górnośląskie sidła, będzie chciał pojechać z Częstochowy do innych naszych miejsc pielgrzymkowych (np. do Rud), z Pszczyny do pałaców w Raciborskiem, z Beskidu do doliny Odry z rezerwatem Łężczok i cysterskim parkiem krajobrazowym.
Może więc dajmy sobie jeszcze kilka lat na trudną, pozytywistyczną pracę, która wzmocni poszczególne obszary - Podbeskidzie, Śląsk Cieszyński, Raciborskie, Częstochowę czy Tarnogórskie. (...) Każda rozkosz pragnie bowiem wieczności - uważał Fryderyk Nietzsche. Nie krótkiego, wątpliwego efektu!


Szukajcie wśród Ślązaków z Niemiec!
Gazeta Wyborcza, Jacek Madeja 2007.04.01, Gliwice będą szukać mieszkańców nad morzem
Latem do nadmorskich miejscowości wyruszą autokary reklamujące miasto. - Chcemy w ten sposób przyciągnąć studentów i nowych mieszkańców - tłumaczą pomysłodawcy akcji.
Polskie miasta pustoszeją z dwóch powodów: rodzi się coraz mniej Polaków i coraz więcej ludzi wyjeżdża za granicę. Walkę o mieszkańców rozpoczął już Wrocław i Kraków. Miasta hasłami na billboardach starają się przekonać, że warto w nich zamieszkać. Do podobnej rywalizacji chcą się również włączyć Gliwice, które w ostatnich latach straciły status miasta dwustutysięcznego.
- W Gliwicach można znaleźć atrakcyjną pracę, to dobre miejsce do mieszkania. Problem w tym, że niewielu Polaków o tym wie, a skoro Mahomet nie chce przyjść do góry, to góra przyjdzie do Mahometa - mówi Katarzyna Jajszczok, naczelniczka wydziału kultury, sportu i promocji miasta w gliwickim magistracie.
Akcja Gliwice nadają ton ma być całkowicie nowatorska. Przez osiem wakacyjnych weekendów, w lipcu i sierpniu, do wypoczynkowych kurortów na północy kraju wyruszą autokary. Na ich drodze znajdą się Międzyzdroje, Kołobrzeg, Rowy, Ustka, Władysławowo, Gdynia, Giżycko i Elbląg. - Z badań wynika, że 40 proc. Polaków wyjeżdżających na wakacje spędza je właśnie nad Bałtykiem - wyjaśnia Jajszczok.
Nad morze, jako wolontariusze, przyjadą gliwiccy artyści, muzycy, plastycy i członkowie organizacji pozarządowych. Za każdym razem obsada autobusu ma być inna. Przez dwa miesiące będzie to ogromny sztab ludzi liczący około 800 osób. Zorganizują koncerty, zabawy, imprezy plenerowe i wystawy. Wszystko to ma być pretekstem do promocji miasta, którego wizerunek ma reklamować zabytkowa wieża gliwickiej radiostacji. Budżet przedsięwzięcia to ok. 250 tys. zł.
W realizacji projektu gliwicki magistrat wspomaga krakowska firma Eskadra, która opracowuje również strategię promocji województwa. (...)
Pomysł pozytywnie ocenia Tomasz Stemplewski, dyrektor wydziału promocji regionu, turystyki i sportu w Urzędzie Marszałkowskim. - Może na nim skorzystać całe województwo. Być może pomysł wywoła jakąś pozytywną zazdrość wśród innych śląskich miast, które też pomyślą o swojej promocji - mówi Stemplewski.

Ewald Gawlik / za: Izba Śląska  wiecej zdjęć
Archiwum artykułów:
  • 2010 luty
  • 2009 grudzień
  • 2009 listopad
  • 2009 październik
  • 2009 wrzesień
  • 2009 sierpień
  • 2009 luty
  • 2008 grudzień
  • 2008 listopad
  • 2008 październik
  • 2008 wrzesień
  • 2008 sierpień
  • 2008 lipiec
  • 2008 czerwiec
  • 2008 maj
  • 2008 kwiecień
  • 2008 marzec
  • 2008 luty
  • 2008 styczeń
  • 2007 grudzień
  • 2007 listopad
  • 2007 październik
  • 2007 wrzesień
  • 2007 sierpień
  • 2007 lipiec
  • 2007 czerwiec
  • 2007 maj
  • 2007 kwiecień
  • 2007 marzec
  • 2007 luty
  • 2007 styczeń
  • 2006 grudzień
  • 2006 listopad
  • 2006 październik
  • 2006 wrzesień
  • 2006 sierpień
  • 2006 lipiec
  • 2006 czerwiec
  • 2006 maj
  • 2006 kwiecień
  • 2006 marzec
  • 2006 luty
  • 2006 styczeń
  • 2005 grudzień

  •    Mówimy po śląsku! :)
    O serwisie  |  Regulamin  |  Reklama  |  Kontakt  |  © Copyright by ZŚ 05-23, stosujemy Cookies         do góry