zobacz.slask.pl   
ŚLĄSKI SERWIS INTERNETOWY   
2007 wrzesień przegląd wiadomości ze Śląska
zobacz ostatnie


Atrakcje na mikrotabliczce
Gazeta Wyborcza, am 2007.09.30, Atrakcje turystyczne na mikrotabliczce
Przy drogach regionu pojawiły się nowe tablice z informacjami dla turystów. Problem w tym, że są niewielkie i trudno je odczytać.
Od zeszłego roku w naszym regionie pojawiają się charakterystyczne brązowe tablice, które na całym świecie informują kierowców o atrakcjach turystycznych. Oznakowano w ten sposób dojazd m.in. do zamku w Będzinie, pałacu pszczyńskiego czy Muzeum Piwowarstwa w Tychach. Ustawione znaki są duże i czytelne, wiadomo np., ile jeszcze kilometrów zostało nam do wybranej atrakcji.
Śląska Organizacja Turystyczna, która zajmuje się znakowaniem, zapowiadała, że podobne znaki będą informować o wszystkich śląskich zabytkach. W tym roku oznakowano Szlak Zabytków Techniki. Ponad 300 znaków układa się w logiczną całość, tak żeby turysta po zwiedzeniu jednego miejsca wiedział, gdzie jechać dalej. Tak więc odpowiednie strzałki informują, że np. w Katowicach w ramach szlaku zwiedzić trzeba Giszowiec, Nikiszowiec, później galerię Szyb Wilson i wreszcie Fabrykę Porcelany Śląskiej. Dzięki tablicom możemy łatwiej trafić w wybrane miejsce. Problem jednak w tym, że znaki są tak małe, że trudno odczytać informację. W porównaniu z tablicami ustawionymi przed rokiem są to wąskie tabliczki ze zlewającym się tekstem. - Docierają do nas sygnały, że nowe znaki są mało czytelne - przyznaje Agnieszka Sikorska, dyrektorka ŚOT. Sikorska tłumaczy jednak, że to wina ustawodawcy. - Każdy znak ustawiony przy drodze musi spełniać określone parametry. Jedna atrakcja, jak zamek w Będzinie, może mieć dużą tablicę. Zgodnie z przepisami tablice opisujące szlak nie mogą mieć więcej niż 25 cm szerokości! Nie moglibyśmy zrobić większych, bo nie dostalibyśmy zezwolenia na ich ustawienie przy drodze - tłumaczy Sikorska. (...)


Ostatni dzień Dyktanda!
Dyktando.org, 2007.09.28
Jeszcze tylko do końca weekendu można przysłać swoją pracę w pierwszym organizowanym po śląsku dyktandzie! Weź udział w historycznym wydarzeniu dla języka śląskiego! Organizatorzy zachęcają do udziału.
Pomysł na zorganizowanie Ogólnopolskiego Dyktanda Języka Śląskiego pojawił się w roku 2006 w 20 rocznicę wielkiej corocznej imprezy w Katowicach jaką jest Dyktando w języku polskim. W ostatnich latach, chociaż był do tej pory językiem przede wszystkim mówionym, śląski zaczął być popularny w piśmie. Coraz więcej osób pisze po śląsku lub chce w nim pisać - nie wie natomiast jak pisać poprawnie. Dodatkowym utrudnieniem jest brak ujednoliconej ortografii śląskiej. Obecnie wykorzystywanych jest przynajmniej 10 różnych sposobów zapisu śląskiej godki. Przed śląskim Dyktandem stoi więc wiele zadań. Nie jest to tylko popularyzacja śląskiego w piśmie i sposób na sprawdzenie swoich umiejętności przez użytkowników tego języka, ale też pomoc w opracowaniu zasad gramatycznych śląskiego, w wyborze najlepszej ortografii oraz mobilizacja śląskiego środowiska naukowego.
Dyktando języka śląskiego ma charakter ogólnopolski. Śląski jest językiem etnicznych Ślązaków, to oni mówią nim na co dzień i to oni przenieśli go w swoich domach przez lata przedwojennej germanizacji i powojennej, komunistycznej polonizacji. Zarazem jednak przez ostatnie dziesięciolecia język śląski stał się częścią kultury polskiej. Coraz więcej Polaków poznało śląskie słowa, a nawet niektóre z nich przejęło do swojego języka i polubiło je - tak przecież stało się choćby z niezwykle popularnym we współczesnej polszczyźnie słowem fajny i ciuszek. Dlatego Dyktando jest otwarte dla wszystkich, nie tylko wychowanych lub zamieszkałych w Śląsku. Szczególnie należy podkreślić tu też Ślązaków zamieszkałych w czeskiej części Śląska, w których mowie dużo jest obecnie wpływów języka czeskiego, a także Ślązaków na emigracji - w Niemczech, na Wyspach Brytyjskich, w Ameryce czy Australii.
Tekst dyktanda został przygotowany starannie, w możliwie najpoprawniejszym języku śląskim, współczesnym, ale zarazem pierwotnym, bez zbędnych germanizmów, polonizmów i bohemizmów. Nad przebiegiem Dyktanda pracuje szereg pasjonatów, fachowców od języka śląskiego oraz wielu ludzi dobrej woli. Ogólnopolskie Dyktando Języka Śląskiego będzie odbywało się corocznie, chociaż jego ostateczna formuła nie jest jeszcze przesądzona. Dyktando nieprzypadkowo ma miejsce we wrześniu. Wrzesień jest miesiącem w którym uczniowie zaczynają naukę. Na takim etapie jest właśnie rozwój śląskiego - uczymy się go, podchodzimy do niego z pokorą i podziwem. Warto jest postulować by wrzesień był w kraju obchodzony właśnie jako
Miesiąc Języka Śląskiego, a do naukowców, językoznawców apelować, by ich niy bóło gańba dołączyć do pracy nad śląskim w piśmie!
17 lipca 2007 roku Biblioteka Kongresu USA oficjalnie uznała śląski za pełnoprawny język, nadając mu indywidualny kod SZL. To zobowiązuje. Dla Ślązaków ich mowa przestaje być czymś wstydliwym, domowym, niepublicznym. Zaczynają dbać o nią. Przed językiem śląskim, mowie starzików ze wsi i bajtlów z familoka, jest przyszłość. Ten starosłowiański język, tak archaiczny, że można uznać go dzisiaj za protoplastę języka polskiego, staje się w końcu szeroko doceniany.
By wziąć udział w dyktandzie należy wejść na stronę www.dyktando.org.


Śląscy sportowcy pomogą Darfurowi
Gazeta Wyborcza, Piotr Płatek 2007.09.28
Siatkarze z Jastrzębia - wicemistrzowie kraju, Górnik Zabrze - najlepszy obecnie śląski klub piłkarski, Piast Gliwice - lider drugiej ligi piłkarskiej wezmą udział w akcji Ratujmy Darfur!. To wspólna inicjatywa katowickiej Gazety Wyborczej i Polskiej Akcji Humanitarnej.
Darfur to region Sudanu, gdzie codziennie z powodu wojny domowej giną setki osób. Z obawy o własne życie uciekło stąd już 2,5 mln ludzi. Potrzebują żywności i wody. W organizowanie pomocy dla nich zaangażowali się m.in. znani sportowcy, w tych dniach - również z naszego regionu.
Na apel Gazety i Polskiej Akcji Humanitarnej jako pierwsze odpowiedziały najsilniejsze śląskie kluby. Będą propagować sprawę Darfuru na meczach. Np. siatkarze wicemistrza Polski Jastrzębskiego wystąpią w specjalnie na ten cel zamówionych koszulkach. - 10 października gramy mecz z AZS-em Olsztyn i chcemy na to spotkanie założyć te koszulki. Spotkanie będzie transmitowane przez telewizję, więc będzie to dodatkowa okazja do promowania sprawy pomocy dla Darfuru - opowiada o szczegółach Zdzisław Grodecki, dyrektor klubu z Jastrzębia.
Akcja będzie głośna także na stadionach piłkarskich. Spośród naszych pierwszoligowców jako pierwszy dołączył Górnik Zabrze. Kierownictwo tego klubu też już zadeklarowało zakup koszulek. Piłkarze pokażą się w nich podczas jednego z najbliższych meczów na własnym stadionie.
Wczoraj deklarację udziału w naszej akcji wyraziło kierownictwo Piasta Gliwice, lidera drugoligowych rozgrywek. - Sytuacja w Darfurze jest przerażająca. Na pewno weźmiemy udział w akcji, kupimy koszulki oraz opaski na rękę - zapowiada dyrektor Piasta Józef Drabicki. Także inne kluby już rozmawiają o swoim uczestnictwie.
Śląscy sportowcy nie tylko zamierzają rozpropagować sprawę pomocy dla Darfuru, ale także wzmocnią finansowo konto Polskiej Akcji Humanitarnej. Wpłaty zostaną przekazane na budowę studni w regionie El-Geneina w Darfurze.
Akcję pomocy gwiazd sportu dla Darfuru zainicjował amerykański panczenista Joey Cheek, zdobywca trzech medali na zimowych igrzyskach olimpijskich. Rok temu, po triumfie w Turynie, całą nagrodę za złoty medal (25 tysięcy dolarów od Amerykańskiego Komitetu Olimpijskiego) przekazał na pomoc uchodźcom. Zaraz potem Cheek wspólnie z aktorem Georgem Clooneyem oraz kenijską biegaczką Teglą Loroupe odwiedził Chiny Egipt i siedzibę ONZ w Nowym Jorku. Wszędzie zabiegał o interwencję w sprawie rozwiązania afrykańskiego dramatu. (...)


Pastor, rabin, ksiądz i szkat
Gazeta Wyborcza, Tomasz Malkowski 2007.09.26, Jak pastor, rabin i ksiądz grali w szkata
Jeszcze 100 lat temu widok wspólnie bawiących się przedstawicieli trzech różnych religii nie dziwił nikogo na Górnym Śląsku. Dziś o bogatej przeszłości świadczą już tylko kamienie: świątynie i liczne nekropolie. Przez następne dwa weekendy będzie można je zwiedzać w ramach Górnośląskich Dni Dziedzictwa.
Dla każdego miłującego pokój człowieka krzepiące było oglądanie każdej soboty w hotelu Wienera w Katowicach protestanckiego pastora, katolickiego księdza i żydowskiego rabina, skupionych przy grze w szkata, i słuchanie, w jak grzeczny sposób ze sobą rozmawiali ci trzej duchowni, którzy zwracali się do siebie zawsze per panie bracie na urzędzie - tak w swoich wspomnieniach wydanych w 1911 roku pisał wychowany na Górnym Śląsku publicysta Anton Oskar Klaussmann. Niestety, późniejsza historia zniszczyła ten harmonijny świat. Ale w najbliższych dniach będzie można go na powrót odkryć. W piątek rusza już trzecia edycja Górnośląskich Dni Dziedzictwa. Przez dwa kolejne weekendy będzie można zwiedzać niedostępne na co dzień kirkuty czy świątynie.
- Kiedyś kultura nie była związana z danym narodem, ale z wyznaniem. Nie istniała kultura niemiecka czy czeska. Były za to katolicka czy protestancka. Tutaj na Śląsku naszą kulturę budowało wiele wyznań. Okres pokojowej koegzystencji zakończyła barbarzyńska noc kryształowa - mówi Jerzy Gorzelik, szef Ruchu Autonomii Śląskiej i współorganizator Dni Dziedzictwa.
Już w piątek będzie można się przejechać zabytkową banką (tramwajem), kursującą pomiędzy placem Wolności w Katowicach a Stadionem Śląskim. Na pasażerów będą czekać informatory z programem imprezy. Wieczorem w kościele Opatrzności Bożej w Katowicach Zawodziu odbędzie się koncert organowy w wykonaniu prof. Juliana Gembalskiego. W sobotę organizatorzy zapraszają do wędrówki szlakiem kultury ewangelickiej w naszym regionie, będzie można zobaczyć m.in. Bielski Syjon czy cieszyński kościół Jezusowy - najważniejszy ośrodek protestancki w tej części Europy. Na wszystkich chętnych czekają autokary, które ruszą z Katowic - trzeba dokonać tylko wcześniej rezerwacji.
Praktycznie w każdym mieście coś się będzie działo. W sobotę w Rudzie Śląskiej zwiedzać będzie można kościoły i osiedla robotnicze pochodzące z fundacji rodu Ballestremów. Zaś w niedzielę przewodnik oprowadzi po żydowskich miejscach w Katowicach - start przy placu Synagogi. W przyszły weekend po raz pierwszy zwiedzający będą mogli zobaczyć wnętrza kościoła św. Michała Archanioła w podgliwickiej Żernicy. (...)
- Nasz region był miejscem tak wielu religii, że większość mieszkańców nawet o nich nie słyszała. Tutaj żyli i pracowali staroluteranie czy wyznawcy pietyzmu. Tutaj byli też starokatolicy. Pozostawili po sobie niezwykły dorobek kultury materialnej i duchowej. Warto go odkryć, by lepiej zrozumieć własną małą ojczyznę - dodaje Gorzelik. Dni Dziedzictwa zakończy konferencja naukowa poświęcona bogactwu religii Górnego Śląska, która odbędzie się 8 października w Chorzowie.
Szczegółowy program imprezy jest dostępny na stronie: www.gornoslaskie-dziedzictwo.com


Śląsk winem płynący
Dziennik Zachodni, Katarzyna Piotrowiak 2007.09.22
Na południu Polski zakłada się coraz więcej winnic, chcemy odrodzić tę tradycję także na Śląsku - mówi Marek Jarosz, wiceprezes Polskiego Instytutu Winorośli i Win, który zamierza zachęcać mieszkańców naszego województwa do zakładania winnic. Jak wynika z analizy przeprowadzonej przez instytut, aż 30 tysięcy hektarów ziem województwa śląskiego świetnie nadaje się do uprawy winorośli! A czas jest sprzyjający. Powstawaniu winnic może pomóc przygotowywane nowe rozporządzenie w resorcie rolnictwa, które przewiduje dopłaty do sadzonek - od 40 do 75 proc. Także Ministerstwo Finansów zapewnia, że wkrótce dostosuje prawo do wymogów unijnych, ułatwiając tym samym produkcję wina drobnym producentom.
Lech Sikora z Jastrzębia Zdroju jest właścicielem trzydziestoarowej winnicy. - Posadziłem trzysta szlachetnych szczepów regent i rondo, ale sprzedawać wina jeszcze nie możemy. Szkoda, bo sądzę, że nawet mały wytwórca mógłby na tym zarobić - opowiada Sikora.
Także w niewielkiej gminie Gorzyce zapaleńców sadzących winorośle nie brakuje. Od zeszłego roku powstało kilka przydomowych winnic. - Niemal każdy teren na południe od Częstochowy nadaje się do tego celu - zaznacza Marek Jarosz.
Czesław Zychma, przewodniczący rady gminy w Gorzycach uważa, że idealnym miejscem do zakładania winnic są okolice powiatów wodzisławskiego, rybnickiego i raciborskiego.
- Nasze winogrona są tak dobre w smaku, jak te z południa Europy - zapewnia też Halina Grajewska, która ma działkę w Rudach Raciborskich.
Także nad ogrodem państwa Blokeszów w Turzy Śląskiej od wielu tygodni unosi się aromatyczny zapach winogron. Właśnie są w trakcie zbiorów. - Na razie krzaczki rosną na kilku grządkach, ale już wkrótce wraz z synem posadzimy tego znacznie więcej - zapowiada Stanisław Blokesz.
Obecnie w województwie śląskim jest kilkanaście winnic. Wkrótce może ich być o wiele więcej.
Nad ogrodem państwa Blokeszów w Turzy Śląskiej od wielu tygodni unosi się aromatyczny zapach winogron. To zasługa szlachetnych odmian szczepów winorośli, które pan Stanisław posadził w ostatnich latach. Pochodzą z wojaży po Morawach, w których wzięło udział kilkudziesięciu mieszkańców Gorzyc, niewielkiej wodzisławskiej gminy.
- Kupiłem sześć odmian winorośli. Są białe, różowe, niebieskie i czarne grona - wymienia Blokesz. Najmłodsze szczepy, posadzone wiosną tego roku jeszcze nie owocują. Nie są również przycinane. Młode pędy opierają się delikatnie o metalowe konstrukcje, które pan Stanisław sam wykonał. Dorobił się już czterdziestu sadzonek. - Mąż od trzydziestu lat interesuje się uprawą winorośli - opowiada pani Maria.
W tej okolicy nie są jedynymi pasjonatami. Dwanaście sadzonek, po 10 zł za sztukę, kupił w tym roku eksperymentalnie przewodniczący rady gminy. Dzięki tej inwestycji Czesław Zymcha może dać przykład innym, którzy jeszcze nie zdecydowali się na zakup winorośli. - Zależy nam na tym, aby przydomowe winnice stały się atrakcją turystyczną. Taki mamy plan. Od czegoś więc trzeba było zacząć - mówi Zymcha.
Obecnie niemal przy każdym domu w Gorzycach rośnie jakaś szlachetna odmiana winorośli. Zdaniem Aleksandry Burcek, studentki biologii z Żor, to bardzo dobry pomysł. Cztery lata temu, będąc jeszcze uczennicą Liceum Ogólnokształcącego nr 1 w Rybniku, napisała nagradzaną w całej Polsce pracę badawczą o przystosowaniu poszczególnych szczepów winorośli do tutejszego klimatu i gleby, za co dostała indeks na studia. - Na Górnym Śląsku jest dużo południowych stoków o dobrym nasłonecznieniu. Ten region ma niewykorzystany potencjał - uważa.
- Niektóre odmiany nadają się do sadzenia właśnie w tej szerokości geograficznej. Świetnie w tym roku obrodziły muskaty mołdawskie, dobrze przyjmują się również szczepione amerykańskie mieszanki, ponieważ ich korzenie są odporne na mróz - dodaje Burcek.
Marek Jarosz, wiceprezes Polskiego Instytutu Win i Winorośli uważa, że na południu Polski warunki do zakładania winnic są teraz doskonałe. - Produkcja wina naprawdę może się opłacać - mówi.
W instytucie uważają, że polskie wino miałoby szansę podbić podniebienia Polonii amerykańskiej. - W Chicago bylibyśmy w stanie sprzedać niemalże każdą ilość. Potrzebna jest tylko przychylność urzędników i przepisów - mówi Jarosz.
Konieczne jest przede wszystkim wprowadzenie przepisów sprzyjających drobnym wytwórcom wytwarzającym do 500 l wina rocznie. Brak regulacji prawnych powoduje, że rozdają wino. Gratisową butelkę wina można dostać do leśnych grzybów, albo liści winogron, wykorzystywanych do przygotowywania gołąbków. - Niemal każdego dnia ktoś pyta, czy może u mnie kupić wino. Niestety to niemożliwe. Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku wszystko się zmieni, bo sądzę, że nawet mały wytwórca mógłby na tym zarobić - uważa Lech Sikora, właściciel winnicy w Jastrzębiu Zdroju.
Ministerstwo Finansów obiecuje od kilku dni zmiany, które mają ułatwić producentom wytwarzającym do 100 tys. litrów wina zwolnienia z obowiązku przeprowadzania specjalistycznych badań dopuszczających wyrób do sprzedaży oraz wyrabiania go w strzeżonych warunkach. Zdaniem Jakuba Lutyki, rzecznika ministerstwa, ta zmiana wpłynie na obniżenie kosztów produkcji i na razie nie można liczyć na nic więcej. Nie zmieni się także wysokość akcyzy, która obecnie wynosi 136 zł za sto litrów wina.
- Należy jeszcze bardziej złagodzić przepisy dotyczące produkcji wina, żebyśmy mieli się w końcu czym pochwalić, tak jak w Austrii gdzie niemal każde gospodarstwo reklamuje jakąś markę wina - uważa Jarosz. - Żeby do tego doszło, trzeba najpierw wprowadzić do ustawy termin określający małego wytwórcę oraz znieść akcyzę. (...)


Czeski Cieszyn pozostanie
Gazeta Wyborcza, mac 2007.09.24, Czeski Cieszyn nie zmieni nazwy
Radni Czeskiego Cieszyna odrzucili w poniedziałek wniosek o zmianę nazwy miasta na Cieszyn.
Z wnioskiem o zmianę nazwy miasta na Těšín wystąpił niedawno Karol Cieślar, architekt z Czeskiego Cieszyna. Argumentował, że obecna nazwa - Český Těšín - jest sztuczna i została nadana części miasta po jego podziale w 1920 roku. Jego zdaniem, to relikt przeszłości przypominający czasy, gdy odcinano się od sąsiadów. Twierdził też, że Cieszyn nie leży w geograficznych Czechach, tylko na Śląsku, a nazwa miasta bez dodatku czeski już od dawna jest używana w codziennym życiu za Olzą.
Władze Czeskiego Cieszyna od początku uważały inicjatywę za chybioną. Tłumaczyły, że nowe miasto powstało w 1920 roku właśnie jako Czeski Cieszyn i nie miało wcześniej innej nazwy.
Jednak w poniedziałek, zgodnie z procedurą, wnioskiem zajęli się radni Czeskiego Cieszyna. Przeważającą większością odrzucili pomysł zmiany nazwy miasta. - Radni przekonywali, że byłoby to kłopotliwe dla mieszkańców i spowodowałoby duże koszty związane ze zmianą dokumentów. (...).


Zagraniczni dziennikarze w Śląsku
Gazeta Wyborcza, Przemysław Jedlecki 2007.09.24, Zagraniczni dziennikarze zwiedzają Śląsk
Kilkudziesięciu dziennikarzy z zagranicy przez dwa dni zwiedza Górny Śląsk. Zaproszono ich, by na własne oczy przekonali się, że region nie jest już czarną dziurą wypełnioną kopalniami i hutami.
Łukasz Zimnoch, rzecznik firmy Vattenfall, jednego z organizatorów przyjazdu dziennikarzy, tłumaczy, że zaproszono ich po to, by zobaczyli, jak Śląsk się zmienia. - Problemem jest wciąż wizerunek regionu, który wielu osobom nadal kojarzy się tylko z górnikami i hutnikami. Panuje błędne przeświadczenie, że nic ciekawego się tu nie dzieje - mówi Zimnoch.
Barbara Bartel, korespondentka Radia Chicago, uważa jednak, że na Śląsku jeszcze wiele musi się zmienić. - Autostrady ani nawet chodniki nie są takie, jakie mogłyby być. Wasze pociągi się spóźniają, a inwestorzy zwracają uwagę na takie detale - mówi Bartel. Przyznaje jednak, że ogromną wartością Śląska są młodzi ludzie. - Wielu z nich dobrze mówi po angielsku, mają wielki entuzjazm. Wierzę, że nie wyjadą do Irlandii, tylko tu zostaną - dodaje.
Ekke Overbeek z holenderskiej gazety Trouw przyjechał na Śląsk po raz pierwszy w 1992 roku. - Wtedy wasze powietrze można było kroić nożem - śmieje się. - Teraz jest inaczej, aglomeracja to dla was ogromna szansa. Myślę, że rozwój ekonomiczny Śląska to tylko kwestia czasu. Pod warunkiem, że postawicie na nowoczesne technologie - mówi Overbeek.
Tymczasem w ciągu ostatnich lat Górny Śląsk bardzo się zmienił. Z krajobrazu powoli znikają kopalnie i huty, zamiast nich pojawiają się nowoczesne fabryki, centra handlowe, a wkrótce w miejscu kopalni Katowice dzięki wsparciu Unii Europejskiej zostanie wybudowana nowa siedziba Muzeum Śląskiego.
Jacek Wan, dziennikarz telewizji japońskiej, który już wcześniej był na Śląsku, uważa jednak, że zmiany zachodzą zbyt powoli.
Wan: - W zeszłym roku zrobiłem sobie wycieczkę po Katowicach, krążąc w okolicach dworca PKP. Już wtedy mówiło się o zmianach w mieście, więc chciałem zobaczyć jego nowe oblicze. Byłem rozczarowany.
Zimnoch ma nadzieję, że goście zmienią swoje zdanie o Śląsku. W poniedziałek dziennikarze odwiedzili katowicki Nikiszowiec i Muzeum Piwa przy Browarze Książęcym w Tychach. We wtorek zwiedzą Kopalnię Węgla Kamiennego Pokój i Kopalnię Zabytkową Guido.
Tomasz Pietrzykowski, wojewoda śląski, podczas spotkania w katowickim Rondzie Sztuki przekonywał gości, że wizerunek mało przyjaznego Śląska to już przeszłość. Mówił, że Górnośląski Związek Metropolitalny ma ogromny potencjał. Mieszka tu 2,2 mln osób, czyli więcej niż w Warszawie, Krakowie czy nawet Wrocławiu. (...)
Organizatorami dwudniowej wizyty dziennikarzy są: Vattenfall, marszałek województwa śląskiego, wojewoda śląski, śląskie samorządy, Gazeta Wyborcza i Telewizja Katowice.


Niemcy i Kresowiacy na Śląsku
Onet.pl, PAP, Daga 2007.09.21, Niemcy i Kresowiacy po wojnie na Śląsku
Dom na granicy - film dokumentalny o Niemcach, którzy po II wojnie pozostali w Polsce i przybyłych na Śląsk Kresowiakach - wyemituje w nocy z niedzieli na poniedziałek 2 Program Telewizji Polskiej.
W dokumencie filmowym Dom na granicy, w reżyserii Ewy Misiewicz według scenariusza Doroty Kabalewskiej, sześcioro bohaterów opowiada historie z czasu wędrówki ludów XX wieku, jaką były przymusowe wysiedlenia Polaków z Kresów Wschodnich i Niemców z Dolnego Śląska po II wojnie światowej.
Są to historie życia Gertraudy Boehme, Niemki, mieszkającej do dziś w Lubaniu; Anastazji Janiny Bykowej z wioski pod Buczaczem, obecnie mieszkanki Zaręby k. Lubania; Edyty i Aleksandra Chalików, małżeństwa mieszanego Niemki i Polaka, którzy mieszkają w tytułowym mieszkają w domu na granicy; Steffi Anny Frońskiej, Niemki, która wyszła za mąż za Polaka i po dziś mieszka w swoim domu sprzed wojny; przesiedleńca z okolic Słonima Mieczysława Pasternaka, obecnie mieszkańca Lubania.
- Nasz film opowiada o tym, jak na Dolnym Śląsku Kresowiacy i Niemcy stali się sąsiadami - zauważyła w rozmowie z autorka scenariusza Dorota Kabalewska. - Polacy i Niemcy, niedawni wojenni przeciwnicy doświadczyli tragedii wygnania z własnego domu i zostali zmuszeni do obcowania ze sobą pozostając pod wspólnym dachem na Dolnym Śląsku. Trudna koegzystencja ludzi o skrajnie różnych doświadczeniach, tradycjach i mentalności wywołała wiele ciekawych zdarzeń, które wpisały się w ich życie na zawsze i wpłynęły na ich wzajemne kontakty dzisiaj - dodała Kabalewska.
W filmie Dom na granicy - jak informują jego realizatorzy - wykorzystano materiały archiwalne i współcześnie utrwalone świadectwa sześciorga jego bohaterów, po dziś żyjących na Dolnym Śląsku.


Poznaj cieszyńskie NAJ
Gazeta Wyborcza, Marcin Czyżewski 2007.09.21
(...) Cieszyn słynie z oryginalnych materiałów promocyjnych, które mają zachęcić turystów do odwiedzenia miasta. Powstały tu już m.in. gra dla dzieci i dorosłych nawiązująca do lokalnych niezwykłości, komiksy opisujące historię miasta czy książka kulinarna prezentująca cieszyńskie specjały. - Teraz postanowiliśmy opracować folder opisujący nasze miasto. Nie chcieliśmy jednak robić tego w nudny, sztampowy sposób, z suchymi faktami historycznymi i kilkoma datami. Postanowiliśmy pokazać Cieszyn przez pryzmat tego, co jest w nim naj - tłumaczy Renata Karpińska, szefowa miejskiego biura promocji. Tak powstała ładnie wydana książeczka Cieszyńskie Naj. Można się z niej dowiedzieć o 45 najbardziej interesujących i niezwykłych faktach z historii miasta. Zaczyna się od tego, że Cieszyn można by nazwać największym miastem w Europie, bo według tutejszych żartów miasto zostało przedzielone granicą, dlatego że nie zmieściło się w jednym państwie. Potem przeczytamy o największym źródle dochodu dla cieszyńskich mieszczan, czyli produkcji alkoholu, oraz o najkrótszej trasie tramwajowej w Cieszynie, która liczyła 1793 m. Wspomniano o największej cieszyńskiej zarazie, która w 1585 roku pozbawiła życia około 3 tys. mieszkańców, i największym pożarze - ten miał miejsce w 1789 roku i obrócił gród w ruinę. Są informacje o najbardziej pechowym miejscu, najstarszym jajku kurzym w mieście, liczącym około 500 lat, i najsłynniejszej broni myśliwskiej - tzw. cieszynce.
Z książeczki można się też dowiedzieć, że w Cieszynie znajduje się największa świątynia ewangelicka w Polsce i że najstarsza wzmianka o mieście pochodzi z bulli papieża Hadriana IV z 23 kwietnia 1155 roku. Nie zabrakło też smakowitości, czyli informacji o najsłynniejszym cieszyńskim deserze - strudlu z jabłkami, oraz najlepszym wypieku - murzinie. - W trakcie pracy sami dowiadywaliśmy się wielu niezwykłych rzeczy. Dlatego mamy już pomysły na kolejny tom - mówi Irena Adamczyk z Muzeum Śląska Cieszyńskiego, współautorka książki. Cieszyńskie Naj wydrukowano po polsku, angielsku, czesku i niemiecku. Dodatkową atrakcją wydawnictwa są duże widokówki umieszczone w kieszonce na okładce. Darmowa książeczka, wydrukowana w kilku tysiącach egzemplarzy błyskawicznie rozchodzi się wśród turystów.


Jeśli z Zagłębiem, to: Katowice
Gazeta Wyborcza, Przemysław Jedlecki 2007.09.20, Prezydent Piotr Uszok na czele Metropolii
Od dziś tworzymy jedno miasto, które ma ponad 2 mln mieszkańców - ogłosili w czwartek prezydenci 14. gmin Śląska i Zagłębia. Oficjalnie zaczął działać Górnośląski Związek Metropolitalny. Pierwsze zadania to promocja i walka o wielkich inwestorów.
Prezydenci zebrali się w czwartek w Rudzie Śląskiej po raz pierwszy. - Od dziś Warszawa powinna się nas bać jeszcze bardziej - mówił Tomasz Pietrzykowski, wojewoda śląski.
Starania o utworzenie związku trwały od lat, ale dopiero niedawno wszystkie gminy uchwaliły statut, a MSWiA zarejestrowało GZM. Samorządowcy są jednak przekonani, że cierpliwość się opłaciła. Na Śląsku powstała metropolia, która ma ponad 2 mln mieszkańców.
Andrzej Stania, prezydent Rudy Śląskiej i jednocześnie przewodniczący zgromadzenia GZM-u, jest pewien, że powstanie związku to milowy krok w historii regionu. - Teraz świat się dowie, że w środku Europy jest miejsce, gdzie mieszkają świetnie wykształceni ludzie, każdy inwestor znajdzie pracowników, a samorządowcy nie muszą jeździć do BBC, by prosić rodaków o powrót do domów! Tworzymy jedno miasto, by razem zyskać jak najwięcej. Naszym celem będzie walka o największych inwestorów - mówił Stania podczas uroczystości w rudzkim Miejskim Domu Kultury. (...)
Prezydenci jednogłośnie zdecydowali, że przewodniczącym zarządu GZM-u zostanie Piotr Uszok, prezydent Katowic. Ten podkreśla, że każde miasto zachowa swoją tożsamość. - Ale z drugiej strony tworzymy jeden miejski organizm o ogromnym potencjale. To tu powstaje 9 proc. produktu krajowego brutto. Tego nie da się przecenić - mówił Uszok. Dodał, że do pierwszych zadań GZM-u będzie należała promocja regionu i opracowanie strategii działalności metropolii. Zapowiedział też sięgnięcie po unijne dotacje na stworzenie e-karty, dzięki której mieszkańcy GZM-u będą mogli płacić za przejazdy komunikacją miejską, a w przyszłości także na przykład za parkingi. - Chcemy zmodernizować tory tramwajowe, będziemy starać się o to, by mecze Euro 2012 odbyły się w Chorzowie - planuje Uszok. Wkrótce zacznie działać w Katowicach biuro GZM-u.
Prezydenci są jednak zgodni, że nazwa GZM nie jest zbyt marketingowa i trudno będzie ją zareklamować potencjalnym inwestorom z zagranicy. - Nazwa nie jest nośna. Zgadzam się z sugestiami wojewody, że powinna być rozszerzona o słowo Silesia. Nie chcieliśmy jednak zaczynać działania od sporów o nazwę. Ta dyskusja dopiero przed nami - mówi Zygmunt Frankiewicz, prezydent Gliwic.
Uszok już zapowiada, że Silesia w nazwie niezbyt mu się podoba. - To obcojęzyczny zwrot - tłumaczy. Pytany, czy nazwa Katowice jest lepsza, szeroko się uśmiecha. - Czyta pan w moich myślach - mówi.
Na razie poza metropolią pozostają Będzin, Knurów i Czeladź, ponieważ te miasta nie są powiatami grodzkimi. Do Silesii będą mogły dołączyć dopiero wtedy, gdy powstanie ustawa o aglomeracji śląskiej. Prace nad nią już się rozpoczęły. (...)


Remont Nysy przed beatyfikacją
Gazeta Wyborcza, Beata Łabutin 2007.09.19, Beatyfikacja za tydzień, a Nysa w remoncie
Przekładanie chodników, remonty dróg, budowa ronda, upiększanie miasta - w Nysie wre gorączkowa praca związana z zaplanowanymi na 30 września wielkimi uroczystościami beatyfikacyjnymi siostry Marii Merkert.
Władze miasta spodziewają się prawdziwego najazdu pielgrzymów - nawet w liczbie 30 tysięcy. Mieszkańcy z kolei obawiają się, że robotnicy nie uporają się na czas z rozgrzebanymi ulicami i mostami w centrum miasta.
Przejechanie przez Nysę stanowi dziś nie lada wyzwanie - rozryte ulice w centrum zamknięte dla ruchu powodują uciążliwe korki. Urzędnicy zapewniają jednak, że inwestycje zostaną zakończone w porę i nie powinno być żadnych utrudnień dla pielgrzymów, którzy lada dzień zjadą do miasta.
Na czas uroczystości w mieście zorganizowanych zostanie dziesięć dodatkowych parkingów, rynek zostanie zamknięty dla pojazdów. Wszystkie tymczasowe zmiany w organizacji ruchu zostaną naniesione na specjalną mapkę, która znajduje się w internecie na stronie nyskiego ratusza i na ulotkach, jakie dostaną pielgrzymi na rogatkach miasta. Porządku będą pilnować policjanci, nie tylko z Nysy, ale i innych komend Opolszczyzny, straż pożarna zawodowa i ochotnicza, straż miejska, harcerze. Opiekę medyczną zapewni zaś nyski zespół opieki zdrowotnej. - Jego dyrektor zadeklarował bezpłatną pomoc wobec faktu, że szpital nosi imię Marii Merkert - mówi burmistrz Nysy Jolanta Barska.
Samych osób duchownych będzie około półtora tysiąca, w tym siostry elżbietanki ze wszystkich domów prowincjalnych na świecie, a także biskupi, arcybiskupi, kardynałowie. Zaproszono też prezydenta Rzeczypospolitej i premiera, jednak nie ma jeszcze potwierdzenia z ich kancelarii, czy przybędą.
Pielgrzymi, którzy nie dostaną się do kościoła św. Jakuba i Agnieszki, gdzie odbędzie się msza beatyfikacyjna, będą mogli oglądać uroczystość na dwóch telebimach. (...)
Prowadzone właśnie w mieście remonty ulic nie zakłócą uroczystości. - Remont ulicy Krzywoustego zostanie zakończony dużo wcześniej, natomiast prace przy ulicy Bema i moście Bema są tak zaplanowane, by na czas najazdu pielgrzymów można się było nimi normalnie poruszać - mówi Barska.
Tuż przed uroczystościami miasto zostanie upiększone. - Rozmawiamy o tym z poszczególnymi parafiami - dodaje burmistrz. - My rozwiesiliśmy już w mieście i poza nim billboardy, wydrukowane są plakaty i ulotki. Bardzo nam zależy, by to doniosłe wydarzenie przyczyniło się także do promocji naszego miasta - podkreśla burmistrz.
Koszt zorganizowania uroczystości wyniesie około 250 tysięcy zł. Pieniądze będą w części pochodziły z budżetu miasta, wsparcie zadeklarował także wojewoda i marszałek województwa. Spory ciężar finansowy wzięły na siebie siostry elżbietanki, które na koszt zgromadzenia przyjmą i wyżywią duchownych gości.
Uroczystości beatyfikacyjne potrwają od wtorku 25 września do poniedziałku 1 października. Złożą się na nie między innymi koncerty, spektakle teatralne, w tym uliczne, wystawa fotograficzna. Punktem kulminacyjnym będzie msza beatyfikacyjna w nyskiej katedrze, w niedzielę 30 września o godzinie 10.


Dyktando ze śląskiej godki
Gazeta Wyborcza, Patrycja Karwicka 2007.09.18, Ogólnopolskie dyktando ze śląskiej godki
Do końca września każdy może wziąć udział w internetowym, śląskim dyktandzie. Nietypowym, bo odsłuchany tekst trzeba zapisać gwarą.
Najpierw wchodzimy na stronę www.dyktando.org, gdzie wita nas przerobiona maksyma Mikołaja Reja, w gwarze oczywiście: Szlonzoki njy gynjsji. Njy gęgają!. Potem odsłuchujemy tekst dyktanda, tyle razy ile chcemy. Myli się jednak ten, kto myśli, że będzie tu mowa o tradycjach, obyczajach i sentymentalnych wspomnieniach dawnych czasów. W treści dyktanda przewija się problem globalnego ocieplenia klimatu i sposobów oszczędzania zasobów energii! - Zależało nam na tym, żeby nie było archaicznie - mówi Adam Rygioł, jeden z inicjatorów akcji. - Internauci chcą posługiwać się gwarą na co dzień i odnosić ją do współczesności, a nie traktować jak zabytek.
Uczestnicy muszą podać miejscowość, z której pochodzą. To może być informacja kluczowa przy sposobie odbioru niektórych fragmentów tekstu, a tym samym wskazówka dla oceniających. W pracach jury będzie brał udział m.in. Artur Czesak, członek Instytutu Języka Polskiego PAN, który bada zjawisko obecności gwary śląskiej w internecie.
Zmagania przy klawiaturze
Magdalena Goj jest nauczycielką języka angielskiego w Katowicach. O dyktandzie dowiedziała się od swojego chłopaka. Słabo mówi gwarą, ale zapewnia, że wszystko rozumie, bo w domu jej dziadków mówiło się po śląsku. W dyktandzie wzięła udział, ponieważ chce się sprawdzić zarówno jako Ślązaczka i lingwistka. - Gdybym musiała specjalnie gdzieś jechać na to dyktando, pewnie bym się nie wybrała. A tak laptop na kolana, odsłuch i wysyłam e-mail z moim tekstem - mówi pani Magdalena.
Przy klawiaturze kibicują jej chłopak i mama. Śmieją się, gdy słyszą w tekście dyktanda komputry i inne maszynioki. - Z pisownią byłoby pewnie u mnie kiepsko - stwierdza Ewa Goj, matka pani Magdy. - Ale przynajmniej dowiem się jak w gwarze nazywa się obecne cuda techniki.
Przed panią Magdą pierwsza próba. Musi zdecydować się na jeden z dziesięciu sposobów zapisu gwary i konsekwentnie go przestrzegać. Do wyboru jest między innymi ortografia polska, którą najłatwiej się posłużyć, ale nie w pełni oddająca brzmienia wszystkich śląskich głosek, czeska, diakrytyczna i tadzikowa - najbardziej popularna wśród internautów, bo omijająca typowo polskie znaki, co staje się ważne dla korespondujących z osobami z zagranicy. Wybór pada na ortografię Hermannowa.
Pani Magda: - Będę do niej namawiać swoich uczniów, bo mam zamiar pobawić się z nimi w to dyktando na kółku lingwistycznym.
Dwunastoletni Tomek Świerczyński z Mysłowic mocno wzdycha przy komunikacie Wybjer uortografijo. Nudzą go objaśnienia każdego z możliwych zapisów ortograficznych, szczegółowa analiza ich wad i zalet. - Będę pisać po swojemu - decyduje chłopak.
Wcześniej korzysta z tablicy posuchej głosków. Jeśli ma wątpliwości, klika myszką na daną literkę. W ten sposób dowiaduje się jaki oznacza ona dźwięk. Tomek nie wszystko zrozumiał, ale jest dobrej myśli. W pisaniu dyktanda pomoc obiecała mu ciocia.
Gwara w popkulturze
- Różne sposoby zapisywania to faktycznie problem - przyznaje Mirosław Syniawa, autor tekstu. - Ale tworzyliśmy dyktando z myślą, by zwrócić na to uwagę. Uczestnicy zresztą dają sygnały, że tych możliwości jest o wiele więcej niż podaliśmy!
Zdaniem organizatorów dyktanda śląska gwara mocno weszła do popkultury. Studenci na imprezach snobują się, używając godki niczym slangu. Ze śląskiego czerpią reklamy takich marek jak McDonald\\\'s (Jo wola szejk), mBank (Mnie niy pytoj), Praktiker (Nierozgarnięci kupują wcześnie - zaczekej) i wiele innych. Nie poprzestają na hasłach dźwiękowych. Slogany reklamowe w gwarze pojawiają się także w druku. Przybywa też witryn internetowych prowadzonych w gwarze. Przykład może stanowić portal Urzędu Miasta w Łaziskach. - Pracując jako webmaster w śląskim serwisie internetowym, stoję nieustannie przed problemem zapisywania tekstu w gwarze. Nie mogę liczyć na pomoc żadnych podręczników ani, niestety, językoznawców - skarży się Rygioł. - Może lingwiści ruszą z pomocą, jeśli dyktando będzie miało wzięcie?


Niemieckim śladem po Śląsku
Structura, 2007.09.18
Poprzez ogłoszony 10 września konkurs fotograficzny pragniemy ożywić pamięć po dawnym, jeszcze niemieckim Śląsku. Nasz region to miejsce wyjątkowe, gdzie przez setki lat przenikały się kultury, narody, języki. To miejsce gdzie pamięć o przeszłości, o wspaniałych czasach familoków, wielkich kopalń i niemalże wiedeńskich kamieniczkach jest żywa jak nigdzie indziej. Odkurzmy tę pamięć! Przybliżmy obiektywem i doświetlmy fleszem aparatu! - tak o idei konkursu mówią organizatorzy.
Stare familoki, zapomniane uliczki, rozsypujące się fabryki, pałace niemieckich hrabiów - Śląsk to region bogaty w historię, to miejsce gdzie kultura polska i niemiecka wywierała na siebie wzajemnie ogromny wpływ, pozostawiając niezatarte ślady na mapie naszych miast.
Zachęcamy do chwycenia za aparaty i udania się na niezwykłą wycieczkę - niemieckimi śladami po Śląsku. Jesteśmy przekonani, że wrócicie z niej zaskoczeni i zdumieni, jak fascynującą historię ma region, w którym mieszkacie.
Prace na konkurs może nadsyłać każdy, konkurs jest bezpłatny. Organizatorzy pozostawiają dowolność w interpretacji, liczy się jednak artyzm i niekonwencjonalne potraktowanie tematu - swoistej wycieczki po zapomnianych miejscach Śląska. Nagrodzone prace jak również prace pokonkursowe zostaną zaprezentowane podczas listopadowej wystawy w budynku Structury. Organizatorzy przewidzieli cenne nagrody dla najlepszych prac. Nagrodą główną w organizowanym przez Structurę konkursie fotograficznym jest wyjazd do Niemiec na stypendium językowe Instytutu Goethego, wartość stypendium to 2000 euro. Stypendium obejmuje opłatę za czterotygodniowy kurs języka niemieckiego w Instytucie Goethego w Niemczech oraz zakwaterowanie, wyżywienie i dofinansowanie kosztów podróży. Stypendyści wybierają miejsce i termin kursu. Drugą nagrodą jest kurs języka niemieckiego w Structurze o wartości 1000 zł. Osoby wyróżnione trzecim miejscem otrzymają nagrody rzeczowe.
Patronat honorowy nad konkursem i późniejszą wystawą objął Dom Współpracy Polsko Niemieckiej oraz Towarzystwo Społeczno - Kulturalne Niemców Województwa Śląskiego. Patronat medialny nad konkursem sprawuje Dziennik Zachodni.
Prace na konkurs należy przysyłać do 10 października, na adres:
Structura Instytut Kultury i Języków Obcych Sp. z o.o.
ul. Damrota 22, 40-027 Katowice
z dopiskiem Niemieckim śladem po Śląsku
Na konkurs będą przyjmowane wyłącznie wydruki zdjęć. Do wysłanej w kopercie pracy należy dołączyć płytę z wersją elektroniczną fotografii w formacie .jpg lub .gif minimum 3 Mpix Na konkurs przyjmowane będą zarówno zdjęcia czarno-białe jak i barwne, powiększone w formacie minimum 20x30 cm (max 40x60 cm)
Nadesłane prace powinny być podpisane na odwrocie. Do prac powinna być dołączona informacja z danymi personalnymi autorów: imię, nazwisko, adres, kontakt: telefon oraz e-mail i podpisane oświadczenie o zapoznaniu się z regulaminem konkursu i potwierdzeniu posiadania praw autorskich do nadesłanych fotografii. Prace bez załączonego i podpisanego regulaminu oraz oświadczenia nie wezmą udziału w konkursie. Wyboru zdjęć dokona jury składające się z artystów, dziennikarzy oraz przedstawicieli Structury. Konkurs zakończy się wystawą fotografii w budynku Structury.
Więcej informacji: www.structura.pl.


Kutz obiecuje Ślązakom narodowość
Gazeta Wyborcza, Przemysław Jedlecki 2007.09.16, Kutz będzie lokomotywą Platformy w Katowicach
Senator Kazimierz Kutz ma zostać liderem katowickiej listy Platformy Obywatelskiej w wyborach do Sejmu. - Ostateczną decyzję podejmę w poniedziałek po rozmowie z Donaldem Tuskiem - potwierdza Kutz.
Reżyser przez ostatnie trzy kadencje zasiadał w Senacie. Wygrywał wybory bez względu na to, czy startował z poparciem UW, Bloku Senat 2001, czy jako niezależny. Nie jest członkiem żadnej partii, ale w parlamencie i poza nim ostro krytykuje politykę PiS-u. Działacze PO już od dawna przekonywali go do startu z jej listy w wyborach do Sejmu. Po tym, gdy kandydowania odmówił im były premier, a obecnie eurodeputowany Jerzy Buzek, Platforma na Śląsku nie ma w swoich szeregach powszechnie znanych polityków. Tymczasem PiS w okręgu katowickim zamierza wystawić szefa NFZ-etu Andrzeja Sośnierza i ministra transportu Jerzego Polaczka. Ten pierwszy dwa lata temu był liderem listy PO i zdobył ponad 54 tys. głosów spośród niespełna 114 tys., które zdobyli wszyscy kandydaci Platformy w okręgu katowickim. Na Kutza w wyborach do Senatu głosowało wtedy prawie 112 tys. osób.
Przez chwilę liderzy PO chcieli nawet namawiać do startu w Katowicach Stefana Niesiołowskiego, ale ostatecznie uznali, że większe szanse od niego będzie miał polityk związany ze Śląskiem.
W niedzielę Kutz potwierdził, że gotów jest zostać liderem listy PO, w poniedziałek ma jeszcze o tym rozmawiać z Donaldem Tuskiem i wtedy podejmie decyzję.
- To nie jest wybór przypadkowy. Tożsamość regionu jest dla nas bardzo ważna, a Kutz jest jedną z tych osób, które od lat ją pielęgnują. Jeśli zostanie naszym kandydatem, będzie to dla nas zaszczyt - mówi Adam Matusiewicz, szef PO w Katowicach.
Z naszych informacji wynika, że Kutz zamierza Tuskowi postawić kilka warunków. Chce, gwarancji, że po wyborach zostanie zmieniona ustawa o mniejszościach narodowych i języku regionalnym. Zgodnie z nią językiem regionalnym jest np. kaszubski, ale nie ma mowy o podobnym uznaniu dla śląskiego, chociaż podczas spisu powszechnego w 2002 roku 173 tys. osób zadeklarowało narodowość śląską. (...)


Pejzażysta utraconego krajobrazu
Gazeta Wyborcza, rozmawiał Tomasz Malkowski 2007.09.14, Marek Locher: pejzażysta utraconego krajobrazu
Upadające w chmurach kurzu kominy i szyby, zapomniane żelbetowe konstrukcje, poskręcane tory, powywracane maszyny. To motywy przewijające się przez czarno-białe cykle zdjęć Marka Lochera. Oczywiste symbole śląskiego krajobrazu pokazane są w niezwykłych momentach - destrukcji i ostatniego tchnienia.
Tomasz Malkowski: Układasz zdjęcia w cykle o wielce mówiących tytułach: Tu zaszła zmiana, Cisza miejsc przeszłych, Koniec kopalni. Co się kryje pod ostatnim - Śląsk, Powroty i pożegnania?
Marek Locher: Dlatego powroty, bo byłem w tych miejscach przed rokiem, dwa lata wcześniej. Dziś do nich wracam i jeżeli coś jeszcze stoi, to na nowo fotografuję. Mimo że najczęściej mało już z tego zostało. Tego typu fotografia, jak ją nazywam - postindustrialna, wymaga wiedzy. Muszę wiedzieć, gdzie znajduje się jakiś zakład, co tam stoi, jak nazywa się szyb wieży. Analizuję mapy okręgu przemysłowego, wszelkie torowiska, które prowadzą do hut i kopalń. Czasami widzę zarośnięty nasyp i idę jego śladem, by coś niespodziewanie odkryć. Znajomi wiedzą o mojej pasji i buszują po archiwach, wyszukują mi ciekawe konstrukcje.
Na jednym Twoim zdjęciu jest duży mur z cegły, sterczy nad nim samotny komin. Czy Twoja sztuka służy temu, by odkrywać te niedostępne miejsca za zakładowym murem?
- W przypadku tego konkretnego zdjęcia za murem była kopalnia Zabrze, kiedyś najnowocześniejsza na Śląsku. Widziałem jej rozbiórkę, ale jeszcze wtedy nie fotografowałem. Miałem to pod nosem, ale nie wykorzystałem szansy. Musiałem te miejsca za murami dopiero sam dla siebie odkryć.
To się stało w 2002 roku, jak już pracowałem. Postanowiłem wybrać się w okolice szybu Wilson, które pamiętałem z czasów szkolnych. Przyjeżdżam tam i nagle widzę, że nie ma większości szybów kopalnianych. Zlikwidowano most, po którym jeździły węglarki. To we mnie obudziło potrzebę fotografowania. Chwyciłem aparat i poszedłem tam. Nie mogłem uwierzyć w to, co widziałem. Ten ogrom zmian zaczął do mnie docierać. Ta świadomość w człowieku, że coś było w krajobrazie przez lata, z czym żyliśmy na co dzień, jadąc do pracy, patrząc z okna. I nagle budzimy się pewnego dnia i tego już nie ma.
Podobne odczucia miałem z kopalnią Katowice, która stoi przecież przy głównej drodze. Wydawało się, że istnieje od zawsze i myślałem, że tak już będzie. A tu pewnego razu znika jeden szyb, kolejny budynek. To był taki szok, że nie potrafiłem się przestawić, że to się naprawdę dzieje.
A więc zacząłeś od dokumentacji tych zmian?
- To były na początku zwykłe zdjęcia. Wiele obiektów już, niestety, nie istniało. Potem zacząłem szukać własnego sposobu fotografowania tych miejsc. Głównie są to opuszczone zakłady przemysłowe, czasami przewija się tam ktoś przypadkowo przez kadr. Od początku ważne było zdobycie kontaktów z osobami, które pasjonują się historią przemysłu. To całe środowisko ludzi, mają zdjęcia obiektów, które już nie istnieją, plany archiwalne, wyrzucane na śmietnik w latach 90. przez likwidowane zakłady. Wiele z tych zdjęć jest bezcennych, bo to ostatnie pozostałości po tych przemysłowych obiektach.
Czy udało Ci się uchwycić obiekt, którego nikt nie ma?
- Mam ulubione zdjęcie wagonika na tle żelbetowego zbiornika. Dzięki niemu poznałem fotografa Andrzeja Koniakowskiego, który w tej fotografii dostrzegł, że moja praca jest coś warta. Na tym zdjęciu jest wagonik, jednak bez węgla, tylko ze stertą śmieci. Taki jawny obraz upadku kopalni Rozbark w Bytomiu. Tego obiektu w tle, zbiornika, też już nie ma, skuli go doszczętnie. Ta kopalnia znikała na moich oczach. Miałem pozwolenie, by tam chodzić i rejestrowałem wszystkie zmiany. (...)
Co Cię interesuje w ruinach?
- To mój protest. Spójrzcie, co narobiliście. Co przez waszą bezmyślność tracimy. Czasami rozumiem, bo są to obiekty nieadaptowalne, zbyt skażone. Ale czy większość z nich trzeba wyburzać?
Twoje zdjęcia mają w sobie coś z fotografii Michała Cały.
- To jest dla mnie mistrz absolutny, najwspanialszy fotograf z lat 70. i 80. Próbuję znaleźć takie motyw, jak on, ale to trudne, bo Śląsk się zmienia. Trudno o nienaruszone familoki, bez reklam, anten, w tle już widać jakieś nowe osiedla. Ta śląskość skażona jest już czymś nowym. Ale lubię pójść i szukać miejsc szczerych. (...)
Wystawę fotografii Marka Lochera Śląsk. Powroty i pożegnania można oglądać do 12 października w Katowicach w atrium wieżowca Altus przy ul. Uniwersyteckiej 13. Więcej fotografii na stronie autora: www.zapomniane.com


Synek z Opola kapitanem
Gazeta Wyborcza, ak, lop, pcg 2007.09.09, Chłopak z Opola kapitanem reprezentacji Niemiec
Urodzony w Opolu Mirosław Klose założył w sobotnim meczu reprezentacji Niemiec z Walią opaskę kapitana. W siedemdziesiątym meczu w barwach Niemiec strzelił dwie bramki.
Superstrzelec Klose ma na swoim koncie tytuł króla strzelców Bundesligi, a także mistrzostw świata w Niemczech. Jest gwiazdą światowej piłki, a swe pierwsze kroki stawiał na opolskich boiskach...
Popularny Miro urodził się 9 czerwca 1978 r. w Opolu. Jest synem byłego piłkarza Odry Józefa i 82-krotnej reprezentantki Polski w piłce ręcznej, byłej zawodniczki Otmętu Krapkowice - Barbary. Przez dziewięć lat mieszkał na Chabrach. Do pierwszego deskowca do dziś przychodzą dziennikarze, by zapytać, jaki był mały Mirek. Co zrozumiałe, małego Klosego pamiętają tylko najstarsi sąsiedzi. Ci nieco młodsi słyszeli o sławnym mieszkańcu bloku tylko z opowiadań rodziców i dziadków.
Państwo Klose wyjechali z Opola w 1987 r. Jak większość osób wówczas, z powodów ekonomicznych.
- Pamiętam, że pochodzę z Polski, ale czuję się Niemcem - podkreśla piłkarz praktycznie w każdym z niezliczonych wywiadów, jakich udziela. Unika skandali. Raz tylko podczas Mundialu w Niemczech trafił na czołówki gazet i dzienników telewizyjnych z powodu kobiet. Przed meczem z Polską w Dortmundzie oświadczył, że jedyne, w czym nasz kraj góruje nad Niemcami, to... polskie dziewczyny. Wie co mówi, jego żona jest Polką. Ale to szybko Miro złotej nóżce niemieccy kibice wybaczyli.
Dla nich Klose jest bohaterem. Po mistrzostwach świata w Korei i Japonii często na meczach kibice krzyczeli: Miro Klose fußball Got, co oznacza Miro Klose Bóg futbolu. Przekonał się też, że od kibicowskiej miłości do nienawiści niedaleka droga. W tym sezonie postanowił opuścić Werder Brema i wybrał wielki Bayern Monachium. Kibice Werderu mu tego nie wybaczyli i gdy wybiegł na boisko już w drużynie monachijczyków, obrażali go obscenicznymi gestami i wyzwiskami: Klose, du Arschloch! (ty dupku) i Verpiss dich, du Verrater! (wal się, zdrajco), nie mogąc darować mu, że latem odszedł z klubu, zamiast przedłużyć kontrakt. Fani Werderu byli rozżaleni, bo stracili gwiazdę. Klose w ankiecie magazynu Kicker został wybrany na piłkarza sezonu 2005-06. W końcu dostąpił zaszczytu wielkiego, został kapitanem reprezentacji Niemiec. (...)
Kapitan reprezentacji Niemiec wciąż chętnie wraca do Polski, bo - jak mówi - tam najlepiej odpoczywa, a dzięki kontaktom z ludźmi nabiera sił do walki w kolejnych sezonach. Tu na Opolszczyźnie ma swoich krewnych i wielu fanów swojego talentu.


Śląskie dyktando 2007!
Organizatorzy, 2007.09.09
Uwaga! Rozpoczęło się pierwsze Ogólnopolskie Dyktando Języka Śląskiego! Trwa ono od 1 do 30 września 2007. By wziąć w nim udział należy na stronie www.dyktando.org posłuchać nagrania, przepisać go ze słuchu i wysłać na adres e-mail organizatorów. Na zwyciężców czekają nagrody.
Pomysł na zorganizowanie Ogólnopolskiego Dyktanda Języka Śląskiego pojawił się w roku 2006 w 20 rocznicę wielkiej corocznej imprezy w Katowicach jaką jest Dyktando w języku polskim. W ostatnich latach, chociaż był do tej pory językiem przede wszystkim mówionym, śląski zaczął być popularny w piśmie. Coraz więcej osób pisze po śląsku lub chce w nim pisać - nie wie natomiast jak pisać poprawnie. Dodatkowym utrudnieniem jest brak ujednoliconej ortografii śląskiej. Obecnie wykorzystywanych jest przynajmniej 10 różnych sposobów zapisu śląskiej godki. Przed śląskim Dyktandem stoi więc wiele zadań. Nie jest to tylko popularyzacja śląskiego w piśmie i sposób na sprawdzenie swoich umiejętności przez użytkowników tego języka, ale też pomoc w opracowaniu zasad gramatycznych śląskiego, w wyborze najlepszej ortografii oraz mobilizacja śląskiego środowiska naukowego.
Dyktando języka śląskiego ma charakter ogólnopolski. Śląski jest językiem etnicznych Ślązaków, to oni mówią nim na co dzień i to oni przenieśli go w swoich domach przez lata przedwojennej germanizacji i powojennej, komunistycznej polonizacji. Zarazem jednak przez ostatnie dziesięciolecia język śląski stał się częścią kultury polskiej. Coraz więcej Polaków poznało śląskie słowa, a nawet niektóre z nich przejęło do swojego języka i polubiło je - tak przecież stało się choćby z niezwykle popularnym we współczesnej polszczyźnie słowem fajny i ciuszek. Dlatego Dyktando jest otwarte dla wszystkich, nie tylko wychowanych lub zamieszkałych w Śląsku. Szczególnie należy podkreślić tu też Ślązaków zamieszkałych w czeskiej części Śląska, w których mowie dużo jest obecnie wpływów języka czeskiego, a także Ślązaków na emigracji - w Niemczech, na Wyspach Brytyjskich, w Ameryce czy Australii.
Tekst dyktanda został przygotowany starannie, w możliwie najpoprawniejszym języku śląskim, współczesnym, ale zarazem pierwotnym, bez zbędnych germanizmów, polonizmów i bohemizmów. Nad przebiegiem Dyktanda pracuje szereg pasjonatów, fachowców od języka śląskiego oraz wielu ludzi dobrej woli. Ogólnopolskie Dyktando Języka Śląskiego będzie odbywało się corocznie, chociaż jego ostateczna formuła nie jest jeszcze przesądzona. Dyktando nieprzypadkowo ma miejsce we wrześniu. Wrzesień jest miesiącem w którym uczniowie zaczynają naukę. Na takim etapie jest właśnie rozwój śląskiego - uczymy się go, podchodzimy do niego z pokorą i podziwem. Warto jest postulować by wrzesień był w kraju obchodzony właśnie jako
Miesiąc Języka Śląskiego, a do naukowców, językoznawców apelować, by ich niy bóło gańba dołączyć do pracy nad śląskim w piśmie!
17 lipca 2007 roku Biblioteka Kongresu USA oficjalnie uznała śląski za pełnoprawny język, nadając mu indywidualny kod SZL. To zobowiązuje. Dla Ślązaków ich mowa przestaje być czymś wstydliwym, domowym, niepublicznym. Zaczynają dbać o nią. Przed językiem śląskim, mowie starzików ze wsi i bajtlów z familoka, jest przyszłość. Ten starosłowiański język, tak archaiczny, że można uznać go dzisiaj za protoplastę języka polskiego, staje się w końcu szeroko doceniany.
Z ostatniej chwili: 6 września 2007 roku 23 posłów polskiego Sejmu zgłosiło projekt ustawy ustanawiającej dla języka śląskiego status języka regionalnego - umożliwiłoby to naukę w szkołach i zdawanie matury w języku śląskim!


Wilimowski patronem stadionu?
Gazeta Wyborcza, Wojciech Todur 2007.09.07, Ernest Wilimowski patronem stadionu Ruchu?



Telewizja Silesia już od lutego!
Gazeta Wyborcza, Jarosław Piwowar 2007.09.06, Telewizja Silesia będzie z dala od polityki
Dużo lokalnych informacji, śląskie telenowele, szlagry i wice - to czeka widzów Telewizji Silesia. Start - już w lutym 2008.
Pomysłodawcą i inwestorem przedsięwzięcia jest Arkadiusz Hołda, szef firmy deweloperskiej Holdimex, a także kanclerz Wyższej Szkoły Technicznej w Katowicach, która współpracuje z telewizją. - W pewnym momencie stwierdziłem, że trzeba wreszcie poprawić wizerunek Śląska. Brakuje takiej telewizji, która byłaby medium promującym nasz region - tłumaczy Hołda.
Do współpracy dobrał sobie doświadczonych dziennikarzy spoza Śląska. Za sprawy programowe odpowiadać ma Sławomir Zieliński, były szef telewizyjnej Jedynki, przez wiele lat związany z Teleexpressem i Panoramą. - To ma być telewizja informacyjna z trzema dużymi i wieloma mniejszymi dziennikami. Stacja będzie mieć własną ramówkę, ale z dużą możliwością manewru. Jeżeli coś się wydarzy, to będziemy to pokazywać na okrągło - mówi Zieliński o swoich planach w Silesii. Zapewnia, że w TVS znajdzie się miejsce zarówno dla magazynów ekonomicznych i prawnych, jak i tych, które dotyczą świata mody albo muzyki popularnej. W planach jest też emisja śląskiej telenoweli. Zieliński chciałby, żeby Telewizja Silesia funkcjonowała z dala od polityki. - Politycy będą mile widziani tylko wtedy, kiedy będą chcieli rozwiązać konkretny problem mieszkańców Śląska i Zagłębia - deklaruje Zieliński i dodaje, że planuje też dobry program interwencyjny.
Nad kwestiami technicznymi czuwać będzie Jarosław Hasiński, były dyrektor poznańskiego ośrodka TVP. - Będziemy wykorzystywać technologię cyfrową, oprócz telewizji powstaną cztery radia internetowe, wortal internetowy i e-gazeta - obiecuje Hasiński. Nowa telewizja będzie dostępna poprzez satelitę, sieci kablowe, a także w internecie i dzięki sieciom telefonii komórkowej.
Siedziba TVS mieścić się będzie w pomieszczeniach po kinie Elektron przy pl. Grunwaldzkim w Katowicach, bardzo blisko Spodka. Od czerwca trwa tam remont i montaż studia. Szefowie telewizji chcą do końca października skompletować zespół pracowników - oprócz doświadczonych dziennikarzy chętnie widziani są ci początkujący, a nawet studenci. Zieliński, który odpowiada również za rekrutację, mówi, że nie narzeka na brak chętnych. (...)


Wratislavia Cantans - odliczanie
Gazeta Wyborcza, Adam Domagała 2007.09.05
W czwartek zaczyna się 42. festiwal Wratislavia Cantans. Po raz drugi pod programem najważniejszej wrocławskiej imprezy muzycznej podpisał się słynny angielski dyrygent Paul McCreesh.
Wratislavia Cantans tradycyjnie zacznie się od symbolicznego odegrania z ratuszowej wieży hejnału Wratislaviae Cantanti - Alleluja wrocławskiej kompozytorki Grażyny Pstrokońskiej-Nawratil. To w samo południe - osiem godzin później McCreesh poprowadzi w gotyckiej katedrze św. Marii Magdaleny koncert inauguracyjny. W programie Beethowenowska Missa Solemnis. Zagrają i zaśpiewają Gabrieli Consort & Players. To zespół, z którym ćwierć wieku temu McCreesh rozpoczął swoją oszałamiającą karierę dyrygenta i interpretatora muzyki dawnej. (...)
Goście światowej sławy
Największą gwiazdą tegorocznego festiwalu bez wątpienia będzie sir John Eliot Gardiner. Przyjedzie do Wrocławia po 26 latach od swojej pierwszej tu wizyty. I nie tylko do Wrocławia: w stolicy Dolnego Śląska pod jego dyrekcją The Monteverdi Choir i The English Baroque Soloists wykonają kantaty Jana Sebastiana Bacha oraz jego synów na święto Michała Archanioła (we wtorek, 11 września). Dzień później we wpisanym na Światową Listę Dziedzictwa UNESCO drewnianym Kościele Pokoju w Świdnicy sir Gardiner zaprezentuje kantaty Bachów z tzw. Altbachisches Archiv.
Na Wratislavię przyjedzie światowej sławy zespół wokalny Cantus Cölln (w programie muzyka autorów, którzy wpłynęli na twórczość Jana Sebastiana Bacha: Buxtehudego, Weckmanna i Rosenmüllera). Specjalnie na zamówienie Wratislavii nowy utwór napisała wrocławska kompozytorka i śpiewaczka Agata Zubel. W programie festiwalu znalazło się też nocne czuwanie przy wtórze chorałów gregoriańskich w kościele św. Wojciecha, wrocławskiej siedzibie dominikanów. Będzie też ciekawe przywołanie muzycznej historii miasta i Dolnego Śląska: szwedzki lutnista Jakob Lindberg zaprezentuje kompozycje pochodzącego stąd Sylviusa Leopolda Weissa, przyjaciela Jana Sebastiana Bacha, uznawanego za najwybitniejszego lutnistę XVIII-wiecznej Europy.
Co pokaże sam dyrektor
Sam Paul McCreesh niemal codziennie będzie sięgał po batutę. Oprócz Missa Solemnis Beethovena na inaugurację, aż cztery razy zaprezentuje program Róża bez skazy, poświęcony chóralnym utworom kilku epok na część Matki Boskiej (tytuł koncertu nawiązuje do mistycznego kwiatu zdobiącego wizerunek Madonny - ten program usłyszą, oprócz wrocławian, także mieszkańcy legnicy, Barda i Bolesławca), dwa razy monumentalne Niemieckie Requiem Johannesa Brahmsa (z udziałem gabrieli Consort, Sinfonii Varsovii i chóru Filharmonii Wrocławskiej), na koniec zaś kameralne Nieszpory Monteverdiego.
- Duch Wratislavii tkwi w zabytkowych świątyniach - powiada Paul McCreesh. - I choć publiczność oraz artyści często przeklinają złą akustykę, to nie wyobrażają sobie, żeby koncerty muzyki religijnej mogły odbywać się gdzie indziej. Ale np. Bachowskiej Pasji wg świętego Mateusza [w której w interpretacji McCreesha partie chóralne śpiewają soliści - red.]nie chciałbym grać w żadnym z wrocławskich kościołów.
Festiwal z rozmachem
W tym roku pasji Mateuszowej więc nie usłyszymy, ale i tak program festiwalu imponuje rozmachem (budżet - prawie 5,5 mln zł!) i artystyczną konsekwencją. Wratislavia potrwa do 16 września. 40 koncertów (w samym Wrocławiu 22) odbywać się będzie w 18 dolnośląskich miastach i miasteczkach, a także w czeskich Hejnicach. Co ważne, artystyczna ranga festiwalu, stworzonego przed ponad 40 laty przez dyrygenta i kompozytora Andrzeja Markowskiego, ma dziś mocne, finansowe podstawy. Dotacjami wspierają go władze miasta, województwa (koncerty poza Wrocławiem będą odbywać się także w kilkunastu mniejszych miejscowościach) i Ministerstwo Kultury. Wśród sponsorów dominują zaś potężne spółki Skarbu Państwa. To nie dziwi. W czasach, gdy krajem rządziło SLD, dyrektor generalną festiwalu była protegowana tej partii Lidia Geringer d\\\'Oedenberg. Od dwóch lat imprezą zarządza wrocławski działacz PiS Andrzej Kosendiak. W tym akurat przypadku z aliansu kultury i polityki wypada się tylko ucieszyć.
Strona internetowa festiwalu: www.wratislavia.art.pl


Warszawa dyskryminuje Śląsk?
Gazeta Wyborcza, Marcin Pietraszewski 2007.09.06, Warszawa dyskryminuje śląskich policjantów
Prawie 5-milionowe województwo śląskie dostaje mniej pieniędzy na sprzęt dla policjantów niż cztery razy mniejsze Podlasie. Efekt? Już niedługo może zabraknąć benzyny do radiowozów.
Sytuacja katowickiego garnizonu - największej policyjnej jednostki w kraju - jest dramatyczna. Pieniędzy brakuje praktycznie na wszystko: radiowozy, broń, kamizelki kuloodporne, sprzęt biurowy i nagrody dla policjantów. - Żeby dotrwać do końca roku, już w październiku trzeba będzie wprowadzić limity na paliwo - przyznaje jeden z komendantów miejskich.
Policjanci rwą włosy z głowy. - Bez dobrego sprzętu nie ma bezpieczeństwa, to wie każde dziecko. Strach wyjść w starych kamizelkach na akcję, a zdezelowanym autem nie dogoni się żadnego złodzieja. Nie dość, że nasza praca jest niebezpieczna, to jeszcze człowiek musi się przejmować pieniędzmi - wzdychają.
Dlaczego tak się dzieje? Bo Komenda Główna Policji w Warszawie niesprawiedliwie dzieli pieniądze! W zeszłym roku nasz garnizon na sprzęt dla jednego policjanta dostał tylko 9778 zł. To o 281 zł mniej niż średnia krajowa. Więcej otrzymali policjanci z Mazur, Wielkopolski, Pomorza, Opolszczyzny, a także z województw: lubuskiego, dolnośląskiego, mazowieckiego, zachodniopomorskiego, a nawet podlaskiego. Rekordzistką jest komenda stołeczna, która na każdego policjanta dostała aż 11 686 zł! - W Śląskiem mieszka ponad 10 proc. ludności Polski, więc te dysproporcje są absolutnie nieuzasadnione - mówi Roman Wierzbicki, przewodniczący NSZZ Policjantów w Katowicach.
Dramatyczną sytuacją śląskiego garnizonu zainteresowała się Wojewódzka Komisja Dialogu Społecznego. Kieruje nią wojewoda, zasiadają w niej przedstawiciele samorządu, pracodawców i związków zawodowych z regionu. Mają oni bronić praw pracowniczych, dbać o dobre warunki życia mieszkańców województwa.
Teraz komisja postanowiła interweniować w sprawie policjantów lekceważonych przez warszawską centralę. W piątek wyśle list do MSWiA i KGP. Zażąda w nim dofinansowania śląskich policjantów, a w przyszłości sprawiedliwego podziału pieniędzy. - Mamy nadzieję, że przyniesie to efekt. Trudno oczekiwać wyników od policji, której nie przekazuje się wystarczających pieniędzy - mówi Marta Malik, rzeczniczka prasowa wojewody śląskiego.
Śląsko-dąbrowska Solidarność chce, by interweniowali też posłowie, bez względu na opcję polityczną. - Powinni dbać, by nasi policjanci nie dostawali mniej pieniędzy od kolegów z Podlasia. A teraz tak się dzieje - tłumaczy Wojciech Gumułka, rzecznik Solidarności. (...)
Związkowcom marzy się, żeby w przyszłorocznym budżecie katowicki garnizon dostał przynajmniej tyle samo pieniędzy, co komenda stołeczna. - To jedyna jednostka w kraju, którą można porównać do Katowic. W innych praca jest o wiele lżejsza - tłumaczy Wiesław Budak, wiceszef policyjnych związków w Katowicach. Dzięki wyrównaniu dysproporcji między Warszawą a Katowicami można by kupić... 450 nowych radiowozów! (...)
Dlaczego tak niesprawiedliwie dzielicie pieniędzmi? - zapytaliśmy w komendzie głównej. Do chwili zamknięcia numeru nie dostaliśmy odpowiedzi.

Ewald Gawlik / za: Izba Śląska  wiecej zdjęć
Archiwum artykułów:
  • 2010 luty
  • 2009 grudzień
  • 2009 listopad
  • 2009 październik
  • 2009 wrzesień
  • 2009 sierpień
  • 2009 luty
  • 2008 grudzień
  • 2008 listopad
  • 2008 październik
  • 2008 wrzesień
  • 2008 sierpień
  • 2008 lipiec
  • 2008 czerwiec
  • 2008 maj
  • 2008 kwiecień
  • 2008 marzec
  • 2008 luty
  • 2008 styczeń
  • 2007 grudzień
  • 2007 listopad
  • 2007 październik
  • 2007 wrzesień
  • 2007 sierpień
  • 2007 lipiec
  • 2007 czerwiec
  • 2007 maj
  • 2007 kwiecień
  • 2007 marzec
  • 2007 luty
  • 2007 styczeń
  • 2006 grudzień
  • 2006 listopad
  • 2006 październik
  • 2006 wrzesień
  • 2006 sierpień
  • 2006 lipiec
  • 2006 czerwiec
  • 2006 maj
  • 2006 kwiecień
  • 2006 marzec
  • 2006 luty
  • 2006 styczeń
  • 2005 grudzień

  •    Mówimy po śląsku! :)
    O serwisie  |  Regulamin  |  Reklama  |  Kontakt  |  © Copyright by ZŚ 05-23, stosujemy Cookies         do góry