zobacz.slask.pl   
ŚLĄSKI SERWIS INTERNETOWY   
2007 październik przegląd wiadomości ze Śląska
zobacz ostatnie


Najstarsze w Górnym Śląsku
Gazeta Wyborcza, Marcin Czyżewski 2007.10.30, Folwarczek z długą, bo 310-letnią historią
Przetrwał wojny, rewolucje, pożary, zmiany granic i ustrojów. Niezwykły pergamin jest dowodem, że rodzina Śliwków z Ustronia gospodaruje w tym samym miejscu już od 310 lat!
20 września 1697 roku to dla rodziny Śliwków z Ustronia data historyczna. Wtedy Franciszek Rudolf Welczek, arcyksiążęcy zarządca Komory Cieszyńskiej, sporządził dokument sprzedaży folwarczku w Górnym Ustroniu Jerzemu Śliwce, zwalniając go jednocześnie z obowiązków pańszczyźnianych. - Widocznie mój prapradziadek miał zasługi i pieniądze - mówi Jerzy Śliwka, który dzisiaj gospodarzy w tym samym miejscu i podobnie jak wszyscy jego przodkowie nosi imię Jerzy.
Śliwkowie świętują właśnie 310-lecie swojego gospodarstwa. Dowodem tak długiej historii jest przekazywany z pokolenia na pokolenie pergamin, podpisany ponad trzy wieki temu przez Welczka. To wspaniale zachowany dokument na wyprawionej skórze, spisany po czesku, ale z naleciałościami polskimi i niemieckimi. Czytamy w nim, że za przyzwoleniem Regenta książęcego sprzedaje się wszystko, bo folwarczek mało dochodów dawał.
Wspomniana jest też cena: 450 reńskich, licząc każdy reński po 30 groszy, a grosz 12 halerzów małych. - To najcenniejsza pamiątka w naszej rodzinie, przetrwała wojny i pożary. Zachwyca mnie to równiutkie pismo. Była też pieczęć, ale mój ojciec, będąc dzieckiem, przypalił ją świeczką, za co dostał tęgie baty - uśmiecha się pan Jerzy.
Mariusz Makowski, historyk z Muzeum Śląska Cieszyńskiego, przyznaje, że dokument jest unikatem. - To biały kruk, tym bardziej że został wydany chłopu. Przecież pergaminami posługiwała się głównie szlachta. To prawdopodobnie jedno z najstarszych gospodarstw w regionie - mówi Makowski. (...)


Śląsk przyciąga Europejczyków
Gazeta Wyborcza, Magdalena Warchala 2007.10.29, Śląsk przyciąga młodych Europejczyków
Na Śląsk przyjeżdża coraz więcej studentów z Unii Europejskiej. Wielu z nich nie wraca po dyplomie do ojczyzny. Zostają, żeby robić karierę w śląskich firmach.
Jeszcze 8 lat temu na Akademii Ekonomicznej uczył się jeden obcokrajowiec, dziś jest ich ponad 100 (w tym 70 z krajów unijnych). Wzrost liczby zagranicznych studentów notują też inne uczelnie. Coraz więcej absolwentów decyduje się zostać w naszym regionie. Świadczą o tym dane Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego, który w zeszłym roku udzielił 658 zezwoleń na pobyt obywatelom Unii Europejskiej, a w pierwszej połowie tego roku - aż 265.
Dlaczego młodzi Europejczycy wybierają Śląsk, chociaż mogliby pojechać do Krakowa czy Warszawy? - Na Śląsku nie ma jeszcze tak wielu obcokrajowców jak w większych miastach. Tam cudzoziemiec nie jest niczym szczególnym. Tutaj możemy liczyć na większe wsparcie, mamy łatwiejszy start - mówi Alvaro Cerezo Aguilar z Hiszpanii, który zrobił licencjat na katowickiej Akademii Ekonomicznej, a teraz studiuje w Warszawie. Jego zdaniem na śląskich uczelniach jest łatwiej, bo nie mają aż tak wysokich wymagań jak uniwersytety Warszawski czy Jagielloński. Można się więcej bawić i poznawać miejscową kulturę. Dlatego Alvaro polubił Śląsk i zamierza tu wrócić, kiedy będzie rozkręcał własny biznes.
Jego rodak, Juan Santos, już znalazł dla siebie miejsce na śląskim rynku pracy. Na studia do Katowic przyjechał pięć lat temu, bo przekonali go znajomi. - Mówili, że Śląsk jest ciekawszy niż Warszawa. Jeśli chcesz poznać kraj, więcej dowiesz się o nim w innych miastach niż w stolicy - mówi Juan. Zanim dostał pracę, przez pięć miesięcy po studiach udzielał korepetycji z hiszpańskiego. Później zatrudniła go firma produkująca w Gliwicach regały i systemy magazynowania. Dziś jest jej dyrektorem generalnym.
Juan uważa, że w Śląsku najfajniejsze jest to, że łatwo tutaj cieszyć się życiem. - Praca kończy się o 16, a nie o 20, jak w Hiszpanii. Jest mnóstwo czasu, żeby wyjść z przyjaciółmi na obiad czy do pubu. W restauracjach jest tanio. Mając te same zarobki w Hiszpanii, mógłbym jadać na mieście najwyżej raz w miesiącu - mówi Santos, który zasmakował w kapuście i pierogach.
Jego zdaniem i w Hiszpanii, i w większych polskich miast życie płynie zbyt szybko, ludzie mają coraz więcej obowiązków. Na Śląsku jest spokojniej, łatwiej zachować proporcje między pracą a rozrywką.
Podwładnym Juana jest jego erazmusowy przyjaciel, Włoch Luca Cattaneo, który pracuje w dziale eksportu. Wyjazd na studia traktował jak krótkotrwałą przygodę, ale... zakochał się w Śląsku. - Rewelacyjne jest życie w takiej wielkiej aglomeracji. Miasto koło miasta, wiele się dzieje, nie ma granic - zachwyca się Luca. W Polsce zatrzymała go też... Hiszpanka, Marta Rodriguez Diaz. Studiowali razem na Akademii Ekonomicznej. Teraz Marta pracuje w Gliwicach, w firmie zajmującej się dystrybucją stali. Wspólnie z Lucą kupili w Gliwicach mieszkanie, planują założyć rodzinę. (...)
To, że młodzi mieszkańcy Unii Europejskiej coraz częściej wybierają Śląsk jako miejsce do życia, nie dziwi socjologa prof. Jacka Wodza. - Ludzie migrują do miejsc, gdzie mają coś do zrobienia. Śląsk daje takie możliwości, bo jest dobrym miejscem do inwestowania i prowadzania działalności w dziedzinach, które dopiero zaczynają się tu rozwijać. Dlatego obcokrajowców będzie wciąż u nas przybywać - przekonuje.


Wyślij petycje w sprawie lwa!
Bytomski.pl, Daniel Lekszycki 2007.10.27, Warszawa chce podarować nam kopię
Czwartkowy warszawski dodatek do Gazety Wyborczej poinformował, iż w Gliwicach poddawany renowacji jest posąg Śpiącego Lwa prawdopodobnie wywiezionego z Bytomia do stolicy w latach 60-tych XX wieku. Ma tam też zostać wykonana kopia, która następnie zostanie podarowana naszemu miastu.
Już niemal dwa lata trwa spór pomiędzy Warszawą, a Bytomiem o zwrot posągu Śpiącego Lwa. W XIX wieku zdobił on szczyt pomnika upamiętniającego żołnierzy poległych w wojnie francusko-pruskiej w latach 1870-1871. W trzecim dziesięcioleciu XX wieku posąg przeniesiono na plac Akademicki. Z kolei w 1945 roku Armia Czerwona zdewastowała cokół zawierający niemieckie napisy, depcząc tym samym pamięć zmarłych bytomian. Lwa udało się uratować i umieszczono go w sąsiedztwie palmiarni w Parku Miejskim. W latach 60-tych pomnik zniknął i nikt go nie widział do początku 2006 roku.
Wtedy właśnie przy bocznym wejściu do warszawskiego ZOO znalazł go Zdzisław Jedynak, były kierownik bytomskiego oddziału Archiwum Państwowego. Od razu skontaktował się z bytomskim historykiem - Przemysławem Nadolskim - w celu ustalenia pochodzenia lwa. Werdykt był jednoznaczny - to rzeźba pochodząca z Bytomia. Wskazywała na to m.in. data odlewu umieszczona na podstawie posągu, która zbiegała się z rokiem ustawienia pomnika na bytomskim Rynku. Bytomski lew powstał w 1873 rok w odlewni Gladenbecka w Berlinie. W Archiwum Państwowym w Katowicach jest zestawienie kosztów budowy pomnika wykonanego przez ten zakład. Z całą pewnością stwierdzić można, że rzeźba znajdująca się obecnie w Warszawie pochodzi z bytomskiego pomnika - powiedział Gazecie Wyborczej Przemysław Nadolski.
Jak relacjonowali dziennikarze po odkryciu Lwa w stolicy, posąg był zaniedbany, brudny i stał na niewielkim, rozsypującym się cokoliku. Warszawski Zarząd Dróg Miejskich, do którego należał obowiązek opieki, jawnie przyznawał się, że w ogóle nie dbano o zabytek. Dopiero po aferze warszawa przypomniała sobie o posągu i wysłała go do renowacji.
Pomimo przedstawionych dowodów - w tym amatorskich zdjęć mieszkańców Bytomia zebranych przez bytomskiego konserwatora zabytków i redakcję Życia Bytomskiego - władze stolicy nie zgodziły się zwrócić oryginału. Twierdzą, iż nie ma pewności, że lew pochodzi z Bytomia, ponieważ rzeźba Kalidego została wielokrotnie powielona i znajduje się w wielu niemieckich miastach (i tych będących w granicach dzisiejszej federacji, i tych znajdujących się poza nimi). Bytomscy historycy i Ruch Autonomii Śląska są tym sprzeciwem do dziś zniesmaczeni. Urzędnicy warszawscy postępują arogancko, podważają nasze ekspertyzy dziecinnym tłumaczeniem. Ich propozycja jest niesmaczna, bo zapominają, że to pomnik poległych żołnierzy, kawałek naszej historii - powiedział Gazecie Wyborczej Jerzy Gorzelik, szef RAŚ.
Teraz w gliwickich Zakładach Urządzeń Technicznych poddawany renowacji jest oryginał, który następnie zostanie skopiowany. Postanowiliśmy zrobić bytomianom prezent i dlatego wysłaliśmy naszego lwa do odlewni. Zrobimy identyczną kopię rzeźby i podarujemy ją Bytomowi - zapowiada Maciej Rembiszewski, dyrektor zoo.
Wykonanie kopii uzgodnione było pomiędzy prezydentami obu miast. Oczywiście panią Hanną Gronkiewicz-Waltz ciągle namawiam do tego, żeby jednak zwróciła nam oryginał. - powiedział nam wczoraj prezydent Piotr Koj - Niestety nie jest to proste i tu się nic na siłę nie da zrobić. Myślę, że fakt, iż jest wykonywana kopia z zachowaniem wszelkich szczegółów i będzie identyczna jest już jakimś pozytywem. Nie znaczy to, że zakończyliśmy starania o oryginał. Nie powiedzieliśmy w tej kwestii ostatniego słowa.
Z kolei Katarzyna Krzemińska-Kruczek, rzecznik bytomskiego Urzędu Miejskiego, powiedziała Gazecie Wyborczej, że miasto będzie nadal walczyć o posąg i nie przyjmie tej kopii.
My też się na to nie zgadzamy, dlatego wystosowaliśmy do władz stolicy petycję, nawołującą do zwrócenia nam oryginału posągu i umieszczenia jego kopii w warszawskim ZOO. Każdy, kto popiera tą inicjatywę - lub nie - może wyrazić swoje zdanie w internetowej petycji, znajdującej się pod adresem www.petycja.bytomski.pl


Skandal! Nie wypuścić lwa ze Śląska!
Gazeta Wyborcza, Tomasz Malkowski 2007.10.26, Warszawa: rzeźba lwa nie wróci do Bytomia
Słynna rzeźba Theodora Kalidego, która zdobiła przez lata Bytom, zniknęła w latach 60. Odkryto ją niedawno przed warszawskim zoo. Po usilnych prośbach bytomian, stolica zdecydowała się oddać... kopię lwa.
Na początku zeszłego roku Zdzisław Jedynak, były kierownik bytomskiego oddziału Archiwum Państwowego, przed wejściem do warszawskiego zoo odkrył odlanego w brązie śpiącego lwa. Zorientował się, że to zaginione dzieło Theodora Kalidego, które jeszcze pół wieku wcześniej stało w Bytomiu w parku koło palmiarni. To nie była zwykła rzeźba ogrodowa. Pierwotnie stanowiła element pomnika mieszkańców powiatu bytomskiego poległych w wojnie francusko-pruskiej 1870-1871, który stał centralnie na rynku w Bytomiu.
Od tego odkrycia trwa batalia miasta o odzyskanie lwa. Ruch Autonomii Śląska zorganizował nawet akcję wysyłania apeli do włodarzy Warszawy o zwrócenie cennej rzeźby. Kilkaset listów i maili poskutkowało. Urzędnicy obiecali, że zwrócą lwa, gdy tylko będzie pewność, co do jego pochodzenia.
Przemysław Nadolski, historyk z Bytomia, na miejscu zbadał rzeźbę. - Bytomski lew powstał w 1873 rok w odlewni Gladenbecka w Berlinie. W Archiwum Państwowym w Katowicach jest zestawienie kosztów budowy pomnika wykonanego przez ten zakład. Z całą pewnością stwierdzić można, że rzeźba znajdująca się obecnie w Warszawie pochodzi z bytomskiego pomnika - przekonuje historyk.
Jednak ekspertyzy nie wystarczyły warszawskim konserwatorom. Wykonali własne śledztwo. - Takich lwów Kalide zrobił kilkanaście. Odkryliśmy je m.in. w Polsce, Czechach i Niemczech. Nie ma żadnych podstaw, aby uznać, że do lwa z warszawskiego zoo Bytom ma jakieś prawa - tłumaczy Agnieszka Kasprzak-Miler z biura stołecznego konserwatora zabytków.
Kilka dni temu lew zniknął, bo... pojechał do Gliwic. Tam w Zakładach Urządzeń Techniczny, gdzie przed ponad stu laty często odlewano dzieła Kalidego, powstanie kopia lwa. - Postanowiliśmy zrobić bytomianom prezent. Damy im identyczną kopię rzeźby, co zakończy spór - mówi Maciej Rembiszewski, dyrektor zoo. (...)
Jednak propozycja Warszawy spotkała się z oburzeniem na Śląsku. - Będę apelował do władz Bytomia, by nie przyjmowały tego daru - mówi zdenerwowany Jerzy Gorzelik, przewodniczący RAŚ-u, historyk sztuki. Dodaje, że dowody, jakie dostarczono stolicy, są niepodważalne. - Nie ma żadnych powodów, byśmy mieli się zadowolić tylko kopią. Urzędnicy warszawscy postępują arogancko, podważają nasze ekspertyzy dziecinnym tłumaczeniem. Ich propozycja jest niesmaczna, bo zapominają, że to pomnik poległych żołnierzy, kawałek naszej historii - mówi Gorzelik.
Także bytomski magistrat jest nieugięty. - Nie przyjmiemy tej kopii, bo nie o nią się staraliśmy - mówi Katarzyna Krzemińska-Kruczek, rzeczniczka Urzędu Miejskiego w Bytomiu. Zapowiada, że miasto będzie walczyć o lwa aż do skutku.


Rząd rekomenduje metropolię
Gazeta Wyborcza, Przemysław Jedlecki 2007.10.25, Rząd ustępuje i rekomenduje metropolię
Ustępujący rząd PiS-u przyjął założenia do ustawy metropolitalnej. Uwzględnił większość pomysłów śląskich polityków. - Dostaliśmy dokładnie to, o co nam chodziło - cieszy się prezydent Gliwic.
Zgodnie z ustawą w całej Polsce ma powstać 12 obszarów metropolitalnych, które będą zarządzać m.in. transportem publicznym i gospodarką przestrzenną na swoim terenie. Na czele każdej metropolii miałby stać wyłaniany w konkursie na czteroletnią kadencję przewodniczący. Rząd chce też, by metropolie sięgały po unijne pieniądze, zajmowały się m.in. wspólną promocją i zarządzaniem najważniejszymi drogami. Od wielu lat o takie rozwiązanie prosili śląscy samorządowcy. W Sejmie minionej kadencji nie powstał jednak projekt ustawy. Decyzja rządu oznacza, że nie trzeba będzie zaczynać wszystkiego od początku. Nowy rząd nie musi, ale może wykorzystać dorobek poprzedników w tej sprawie. - Na pewno skorzystamy z założeń rządowych, ale jeszcze wszystkiemu dokładnie się przyjrzymy - obiecuje Marek Wójcik, poseł PO z Katowic. Zapewnia, że ustawa metropolitalna będzie priorytetem dla śląskich posłów w tej kadencji. Przyznaje jednak, że zmiany będą konieczne. (...)
- Metropolia musi dostać ekstrapieniądze - premię za integrację regionu. Musimy się też zastanowić, czy nie powinna tu zostać też część podatków - wyjaśnia Wójcik.
Tomasz Pietrzykowski, wojewoda śląski, który patronował od dwóch lat pracom nad ustawą, jest w tej sprawie sceptyczny. - Każdy minister finansów będzie bronił się przed tym rozwiązaniem, trzeba będzie go jakoś przekonać - przestrzega. (...)
Według Frankiewicza dobrze się stało, że ustawa metropolitalna, choć na Śląsku najbardziej pożądana, ma dotyczyć nie tylko nas. Dzięki temu nikt nie zarzuci naszemu regionowi, że jest traktowany wyjątkowo, i posłowie z tych regionów chętniej poprą ustawę. Nie ma sensu tworzyć ustawy tylko dla nas. Nie powinniśmy nastawiać przeciwko sobie reszty Polski - wyjaśnia Frankiewicz. - Ustawa powinna jednak uwzględniać specyfikę różnych metropolii - dodaje.
Podobnego zdania jest prof. Irena Lipowicz, była śląska posłanka, a obecnie wykładowczyni na Uniwersytecie im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Uważa jednak, że Śląsk powinien mieć też osobne przepisy, bo nie ma u nas zdecydowanego miasta-lidera, jakimi są choćby Kraków czy Wrocław.
- Brak osobnej ustawy może spowodować, że miasta regionu nie będą traktowane jednakowo - ostrzega prof. Lipowicz.


Metropolia śląska jak przedmieścia
Gazeta Wyborcza, Tomasz Malkowski 2007.10.24
Studenci architektury z całej Polski od poniedziałku wizytują nasz region. Nie podoba im się brak jednoznacznego centrum, zadziwiła ich za to ilość zieleni i niesamowite osiedla robotnicze. Na specjalnych warsztatach pracują nad koncepcją stworzenia metropolii śląskiej.
Gdy politycy debatują nad kształtem Górnośląskiego Związku Metropolitalnego, studenci postanowili porozmawiać o architekturze przyszłego megamiasta. Młodzi architekci z Politechniki Śląskiej w Gliwicach zorganizowali u siebie Ogólnopolskie Spotkania Studentów Architektury OSSA 2007. Temat Silesia Megapolis? ma wywołać w czasie warsztatów dyskusję, jak 17 górnośląskich i zagłębiowskich miast przekształcić w jeden organizm.
W olbrzymiej zabytkowej sali gliwickiego GZUT-u stu studentów z całej Polski od kilku dni głowi się nad tym problemem. Na początku zaczęli od zwiedzania regionu. - Jestem do teraz w szoku po tej wycieczce - mówi Agnieszka Jurecka, studentka gdańskiej politechniki. - Nie spodziewałam się ujrzeć tyle zieleni, zakłady przemysłowe dosłownie w niej toną. W Polsce panuje stereotyp, że jest tu szaro i brudno. Szkoda tylko, że na kopalnie i huty nie można sobie wejść. Myślę, że po wygaśnięciu przemysłu powinny się otworzyć na miasta. Wiele ludzi zapłaciłoby, żeby móc przespacerować się wśród tych olbrzymich konstrukcji - opowiada.
Gallowi Podlaszewskiemu z Warszawy podoba się skala naszych miast. - Są znacznie przyjaźniejsze dla mieszkańców niż stolica. Tutaj można połączyć zalety małych miast i potencjał dużej metropolii, byle tylko miasta nie zlały się w jedną masę - mówił.
Monika Wierzba z Gdańska zauważyła brak jednoznacznego centrum regionu. - Wszędzie są domy, ulice, ale w takim nieładzie, jakbym jechała przez niekończące się przedmieście. Miasta są zaniedbane. Brak jest też sprawnej komunikacji pomiędzy nimi. U nas w Trójmieście funkcjonuje kolejka podmiejska, tutaj, jak słyszałam, głównie podróżuje się autobusami, to chyba uciążliwe na tak dużym obszarze - uważa. (...)
Kilkoro studentów nakręciło film, na którym Ślązacy opowiadają, jak im się żyje w regionie. Pojawiły się pierwsze konkretne pomysły, by przekształcić stare szyby kopalniane w wieże do skoków na bungee. Hałdy ukształtowane w wydmy i pokryte piaskiem mogłyby stać się największą plażą w Europie z dala od morza. Są też futurystyczne pomysły, by sieć połączeń podziemnych w postaci chodników kopalnianych miała swoje odbicie na powierzchni jako trasy szybkich napowietrznych kolejek.
Studenci swoje pomysły zaprezentują publicznie w sobotę w sali GZUT-u o godz. 16.00. Zapraszają mieszkańców regionu. Swój udział w podsumowaniu warsztatów zapowiedział przewodniczący zarządu GZM-u Piotr Uszok, prezydent Katowic.


Wojewoda śląski do wymiany
Dziennik Zachodni, Witold Pustułka 2007.10.23, Wojewoda do wymiany
Po wyborach parlamentarnych w regionie możemy spodziewać się zmian nawet na kilkuset stanowiskach zarówno w administracji, jak i w gospodarce.
Już teraz walizki mogą pakować zarówno wojewoda śląski Tomasz Pietrzykowski, jak i dwaj jego zastępcy - Artur Warzocha oraz Wiesław Maśka. Podadzą się oni do dymisji razem z obecnym rządem. Takie rozwiązanie w jakiś sposób wybawia z opresji wojewodę Pietrzykowskiego, który w nieoficjalnych rozmowach wiele razy podkreślał, że woli być naukowcem i odbyć kilka staży zagranicznych, niż potykać się z rzeczywistością regionalnej administracji. Nie jest tajemnicą, że obecny wojewoda ma propozycje pracy na kilku uczelniach zagranicznych.
Platforma już zastanawia się nad kandydatem na nowego wojewodę - największe szanse ma starosta rybnicki - Damian Mrowiec. Nowych wicewojewodów mają natomiast wskazać struktury PO z dawnych województw bielskiego oraz częstochowskiego.
Poważne zmiany nastąpią w gospodarce. (...) Zmiany dotkną też władz spółek podległych wojewodzie śląskiemu. W ich radach nadzorczych i zarządach jest do obsadzenia blisko sto miejsc. Platforma pewnikiem nie przegapi takiej okazji i desygnuje na te stanowiska swoich zaufanych.
Istotne zmiany mogą też nastąpić w prokuraturze, policji oraz śląskich służbach specjalnych. Afera ze śmiercią byłej posłanki lewicy Barbary Blidy daje śląskiej Platformie pełną legitymację do dokonywania czystek w tych służbach.
Pewny dymisji może być na przykład szef katowickiej Prokuratury Apelacyjnej Tomasz Janeczek, desygnowany na to stanowisko przez ministra Zbigniewa Ziobrę; z wielkim prawdopodobieństwem stanowiska stracą też szefowie prokuratur okręgowych w woj. śląskim.


Mieszkańcy woj. śląskiego za PO
pj, fe, mac, jk 2007.10.22, Mieszkańcy woj. śląskiego znokautowali PiS
Platforma Obywatelska zdecydowanie wygrała wybory. W naszym województwie jej przewaga nad PiS-em jest jeszcze większa. Platforma zdobyła 53 proc. głosów, gdy PiS tylko 28.
Prawie trzy godziny czekali działacze śląskiej PO na ogłoszenie nieoficjalnych wyników wyborów. Gdy okazało się, że cisza wyborcza została przedłużona do godz. 22.55, część polityków zaczęła wychodzić z sali w wieżowcu przy ul. Mickiewicza w Katowicach. W kącie stał coraz cieplejszy szampan i czekał na swoją chwilę. Ze stołów zniknęło jedzenie, skończyły się czyste szklanki na napoje. Wreszcie o godz. 22 Adam Matusiewicz, szef sztabu wyborczego PO, zamówił kilka ogromnych pizz, które zniknęły w parę minut.
Im robiło się później, tym radość w sztabie PO była większa. Politycy zdobywali na własną rękę pierwsze wyniki głosowania. Było jasne, że PO wygrywa te wybory. Gdy w telewizji pokazano słupki z procentowym poparciem, na sali zapanowała euforia. - Donald Tusk, Donald Tusk, Platforma, Platforma! - skandowali politycy. Na sali pojawili się także działacze PO, którzy nie kandydowali w tych wyborach. Wśród nich m.in. Damian Mrowiec, starosta powiatu rybnickiego. W nieoficjalnych rozmowach działacze PO przyznawali, że to właśnie on ma największe szanse, by zostać nowym wojewodą śląskim.
Tomasz Tomczykiewicz, szef śląskiej PO, który nie ukrywał radości ze zwycięstwa swojego ugrupowania, przyznał jednak, że PO stoi przed niełatwym zadaniem. - Musimy bardzo uważać na to, jak sprawujemy władzę. Czas skończyć z dzieleniem ludzi - mówił. (...)
W katowickiej siedzibie PiS-u na wyniki wyborów czekało zaledwie kilkanaście osób. Wśród nich nie było żadnego parlamentarzysty - większość pojechała podobno do stolicy. Byli za to kierujący Polskim Radiem Katowice Wojciech Poczachowski i Aleksander Gaczek oraz wiceprezydent Katowic Michał Luty. Z kandydatów zauważyliśmy tylko Andrzeja Sośnierza i Piotra Pietrasza. Nadrabiali miną. - No to teraz będziemy w opozycji. Nic się nie stało, życie się nie kończy, jesteśmy przyzwyczajeni do trudności - mówili.
Gdy okazało się, że na podanie sondażowych wyników trzeba będzie czekać o trzy godziny dłużej, prawie wszyscy wyszli. Ostatnich przegnały przecieki o niekorzystnych dla PiS-u wynikach. (...)


Codzienność Uniwersytetu Opolskiego
Gazeta Wyborcza, ł 2007.10.19, Studencie, fotografuj się
Codzienność Uniwersytetu Opolskiego - konkurs fotograficzny pod takim hasłem ogłosiły władze uczelni. Może w nim wziąć udział każdy student, który ma szeroko otwarte oczy i zechce utrwalić na kliszy uniwersyteckie życie.
Tematyka jest dowolna, organizatorom konkursu zależy jednak, by na fotografiach przedstawione zostało codzienne życie uczelni, badania, praca w laboratoriach, wykłady, ale i studenckie życie kulturalne, zabawy żaków, obozy, spotkania, plenery. Do konkursu można przedstawić prace pojedyncze (minimum trzy zdjęcia) oraz fotoreportaże.
Zdjęcia należy nadsyłać do biura promocji i informacji UO w Collegium Maius do 20 listopada (decyduje data stempla pocztowego). Tam też można zasięgnąć szczegółowych informacji na temat konkursu. (...)


Młodzi architekci o Aglomeracji
Tomasz Malkowski 2007.10.19, Młodzi architekci o Silesii
Studenci architektury z całej Polski spotkają się w poniedziałek w Gliwicach. Przez tydzień będą pracować nad przyszłością Aglomeracji Śląskiej. Atrakcją mają być wykłady zagranicznych gości otwarte dla wszystkich.
Studenci architektury z całej Polski spotkają się w poniedziałek w Gliwicach. Przez tydzień będą pracować nad przyszłością Aglomeracji Śląskiej. Atrakcją mają być wykłady zagranicznych gości
Warsztaty Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Studentów Architektury odbywają się od 10 lat. W tym roku impreza zawitała na Śląsk. Temat tej edycji: - Silesia-megapolis? jest bardzo aktualny dla naszego regionu.
- Od kilku miesięcy głównym tematem na Górnym Śląsku jest próba stworzenia jednego, wielkiego organizmu miejskiego. Jednak w dyskusji pomijana jest kwestia architektury i urbanistyki. Chcemy teraz to nadrobić. Liczymy także, że rozpoczniemy debatę publiczną na temat przyszłości i koncepcji funkcjonowania megamiasta - tłumaczy Mateusz Mastalski, student Wydziału Architektury Politechniki Śląskiej w Gliwicach, przewodniczący OSSA i koordynator warsztatów.
Przez tydzień w hali Gliwickich Zakładów Urządzeń Technicznych studenci będą pracować w grupach nad koncepcjami stworzenia Silesii. Impreza ma charakter otwarty, codziennie odbywać się będą wykłady zagranicznych gości, architektów i urbanistów, którzy mają doświadczenie przy tworzeniu dużych miast. (...)
W przyszłą sobotę młodzi architekci przedstawią owoce swojej pracy w postaci makiet i rysunków. Prezentacja rozpocznie się o godz. 16.
Więcej informacji na temat warsztatów na stronie: www.ossa.org.pl/ossa07.


Najpiękniejsze wsie na Śląsku
Dziennik Zachodni, Aleksander Król 2007.10.18
Na całym Śląsku nie ma piękniejszych wsi od maleńkich Owsiszczy leżących w powiecie raciborskim i Wilkowic w powiecie bielskim. Tak zadecydowała specjalna komisja powołana przez marszałka województwa. Konkurs zorganizowano już po raz czwarty.
- Nie mieliśmy żadnych wątpliwości kto wygra. Wystarczy przyjechać do nas na chwilę, by zakochać się w naszych Owsiszczach - mówią dumni mieszkańcy. Podobną deklarację składają wilkowiczanie.
Ludzie marszałka zaglądali do śląskich wsi w lipcu i sierpniu, odwiedzili 36 gmin. Najbardziej zadbane wydawały się im te w Owsiszczach i Wilkowicach.
- Punktowało również wielkie zaangażowanie mieszkańców w pracę na rzecz swojej małej ojczyzny - mówi Katarzyna Pokrontka z biura prasowego urzędu marszałkowskiego.
Chociaż wszystkie chodniki w Owsiszczach są zawsze dokładnie wymiecione, a trawa przy obejściach równo przystrzyżona, mieszkańcy przygranicznej wsi wiedzą, co to pospolite ruszenie. - Gdy dowiedzieliśmy się, że za trzy dni ma przyjechać kontrola, każdy wziął miotłę do ręki - uśmiecha się Piotr Minkina, sołtys wsi Owsiszcze. Wieści rozniosły się w błyskawicznym tempie. Do pracy mobilizował nawet ksiądz z ambony. Strażacy OSP wołali na alarm.
- Naprawdę się paliło. O wizycie komisji dowiedzieliśmy się w ostatnim momencie. Ruszyliśmy na pomoc - mówi Bogdan Pientka, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej. Pomoc przy przygotowaniach była jedną z najpoważniejszych interwencji strażaków w tym roku. - Mamy tylko starego żuka, więc zwykle nie wzywają nas do dużych pożarów. Jesteśmy raczej od powodzi i podtopień. Na szczęście w tym roku nie było tego zbyt wiele - mówi Bogdan Pientka.
Mieszkańcy jednej z dwóch najpiękniejszych wsi na Śląsku czekają już na turystów. - W zasadzie nie ma u nas żadnej restauracji, ale bez problemu ugościmy każdego, kto do nas zajrzy. Nie boimy się tłumów, garnków wystarczy. Na uroczystości związane z 80-leciem naszej straży pożarnej robiłyśmy rolady dla 160 osób. Były też kartofle i modro kapusta. Wszyscy pojedli do syta - mówi Dorota Kuczera z Koła Gospodyń Wiejskich w Owsiszczach.
Chociaż Owsiszcze liczą tylko 850 mieszkańców, działa tu więcej kół i stowarzyszeń, niż w niejednym mieście. - Mamy piłkarski klub sportowy, słynnych zapaśników i gołębiarzy odnoszących międzynarodowe sukcesu. Tu nikt nie usiedzi na miejscu. Ludzie mają pracę we krwi - mówi Piotr Minkina.
Historycy nie mają wątpliwości, że niezwykłą aktywność tubylcy odziedziczyli po przodkach. Przed laty właśnie w Owsiszczach znaleziono w ziemi tzw. pięściak, czyli krzemienne narzędzie pracy z epoki kamienia łupanego. W Owsiszczach nie ma już tego niezwykłego skarbu, bo oddano go do raciborskiego muzeum, ale dalej jest tu co oglądać. - Do gołębnika nikogo nie wpuszczę, bo ptaki się niepokoją, ale gdy ktoś będzie chciał, mogę pokazać mu moje championy - mówi Paweł Barcz. - Wśród hodowców Owsiszcze są znane. Przecież nie każdy może pochwalić się olimpiadą w Anglii. A moje gołębie tam były.
Za zajęcie drugiego miejsca (pierwszego nie przyznano od pierwszej edycji konkursu) Owsiszcze i Wilkowice otrzymały po 8 tys. zł.
- Na razie nie wiem na co przeznaczymy te pieniądze. Trzeba zapytać wszystkich mieszkańców - demokratycznie zapowiada sołtys. (...)


Czesi dokopią się przez granicę
Dziennik Zachodni, Jacek Bombor 2007.10.18, Czesi dokopią się do polskiego węgla
Jastrzębska Spółka Węglowa i New World Resources, właściciel największej firmy produkującej węgiel w Czechach, wczoraj podpisały list intencyjny w sprawie wspólnej eksploatacji polskich złóż węgla w nieczynnej już kopalni Morcinek, położonej w Kaczycach przy południowej granicy. Powstanie w ten sposób pierwszy polsko-czeski zakład wydobywczy.
Kopalnia Morcinek została zlikwidowana 8 lat temu, gdy ceny węgla były śmiesznie niskie. Teraz wydobycie znów jest opłacalne, tym bardziej, że złoża kopalni są najwyższej jakości. Tyle tylko, że można się do nich dobrać tylko od strony czeskiej, wykorzystując wyrobiska tamtejszej przygranicznej kopalni C8SM ze Stonawy.
Ta informacja cieszy byłych pracowników Morcinka, którzy liczą, że będą mogli wrócić do pracy w tym zakładzie.
Morcinek pierwszą polsko-czeską kopalnią
Sprawa wznowienia wydobycia w kopalni Morcinek, która znajduje się w przygranicznych Kaczycach, wydaje się być przesądzona. List intencyjny podpisany wczoraj przez przedstawicieli Jastrzębską Spółkę Węglową i New World Resources daje na to ogromne szanse. Gdy do gry wchodzą takie europejskie węglowe giganty można mieć pewność, że plan nie spali na panewce.
- Inwestycja w rozbudowę kopalni stanowi element strategii rozwoju na rynku Europy Środkowej i Wschodniej. To dla nas ważne wydarzenie - komentuje Miklos Salamon, prezes New World Resources.
Równie optymistycznie na sprawę patrzy Daniel Ozon, wiceprezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Od kilku lat to Czesi mieli chrapkę na węgiel w Morcinku. Przekonywali władze polskie, że węgiel ten jest do wzięcia.
Od 2004 roku, mimo sprzeciwu władz Zebrzydowic i Hażlacha, Ministerstwo Środowisko zezwoliło Czechom na wysysanie z Morcinka metanu, ale też dało koncesję na rozpoznanie złóż węgla pod kątem przyszłego wydobycia.
Jednak droga do zdobycia koncesji na samo wydobycie to już całkiem inna sprawa. Nie ma mowy, by nasz rząd zgodził się na wybieranie polskiego węgla. Najlepszym wyjściem jest więc dogadanie się z JSW. To oznacza, że na węglu zarabiać będzie i Polska i Czechy, zwłaszcza, że kopalnia leży dokładnie na granicy. W tym celu najprawdopodobniej utworzona zostanie spółka polsko-czeska, która się tym zajmie. Polski węgiel musi być transportowany pod granicą i wyciągany po stronie czeskiej.
- Dlatego w najbliższych miesiącach będzie podpisana umowa transgraniczna pomiędzy rządami obu krajów, określająca zasady przekraczania granicy podczas prowadzenia prac górniczych - wyjaśnia Katarzyna Jabłońska-Bajer.
Polski rząd da zielone światło na wydobycie w dawnym Morcinku węgla, co zdaje się potwierdzać wypowiedź wiceministra gospodarki odpowiedzialnego za górnictwo, Krzysztofa Tchórzewskiego. - Pozyskanie dodatkowych ilości węgla koksowego jest dobrą inwestycją dla NWR i JSW. Popyt na węgiel koksowy jest zwiększony, a obecne obszary ekploatacyjne naturalnie się kurczą - mówi minister.
W Morcinku zalega według najnowszych wyliczeń 44 miliony ton węgla koksowego najlepszej jakości. Średniej wielkości kopalnia wydobywa rocznie 2 miliony ton węgla, więc to oznacza dla kopalni ponad 20 lat fedrowania.
Postanowienia podpisanego wczoraj listu intencyjnego przewidują, że spółki NWR i JSW wspólnie opracują plan eksploatacji złoża oraz długoterminowy biznesplan. Wiele zależy również od wyników analiz, m.in. żywotności ekonomicznej i nakładów kapitałowych.
Dokument pozwala, aby spółki mogły rozpocząć sporządzanie dokumentacji niezbędnej do uzyskania pozwoleń oraz przeprowadzenia oceny oddziaływania na środowisko. - Biznesplan i opracowania dotyczące zagrożeń występujących w kopalni ma być gotowy do połowy 2008 roku - wyjaśnia Katarzyna Jabłońska-Bajer. Przedstawiciele JSW i czeskich kopalń nie chcą mówić na razie o ewentualnej liczbie zatrudnienia w Morcinku, ani o czasie, kiedy mogłoby ruszyć wydobycie. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że według optymistycznego scenariusza wydobycie mogłoby ruszyć 2010 roku. (...)


Wiceprezydent USA pomylił Śląsk z Wieliczką?
Gazeta Wyborcza, Jarosław Piwowar 2007.10.16
Laureat tegorocznego pokojowego Nobla jest przekonany, że na Śląsku nie da się żyć. - Serdecznie zapraszam Ala Gore\\\'a, żeby osobiście przekonał się, że zanieczyszczony Śląsk to już przeszłość - mówi Łukasz Zimnoch z Vattenfalla.
Al Gore, piątkowy laureat Pokojowej Nagrody Nobla za walkę z efektem cieplarnianym, poświęcił fragment książki Earth in the Balance naszemu regionowi: Jak tylko opadł polityczny kurz z rewolucji antykomunistycznej w Europie Wschodniej, świat zaniemówił z przerażenia, patrząc na niewiarygodny poziom zanieczyszczeń, zwłaszcza powietrza, w świecie komunistycznym. Dowiedzieliśmy się więc na przykład, że na pewnych obszarach w Polsce dzieci są regularnie zabierane do głębokich kopalni, by odetchnęły od zanieczyszczeń i gazów różnego rodzaju w powietrzu. Można sobie niemal wyobrazić, jak nauczyciele tych dzieci ostrożnie wychodzą z kopalni, niosąc kanarki, które mają ostrzec dzieci, że zanieczyszczenie jest zbyt duże, by przebywać na powierzchni - pisze były wiceprezydent USA.
- To są jakieś pomieszane bajki. Pewnie Gore\\\'owi kopalnie na Śląsku pomyliły się z kopalnią w Wieliczce, gdzie leczą się astmatycy. Niestety, to pokazuje, że Amerykanie mają niewielką wiedzę o Polsce i Śląsku - mówi senator Kazimierz Kutz.
Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej, z przekąsem dodaje o ogromnej wyobraźni byłego wiceprezydenta: - Szkoda, że do osiągnięcia celów ekologicznych używa tak skrajnych i nieprawdziwych przykładów.
Śląscy ekolodzy, którzy podziwiają Amerykanina za jego walkę z ociepleniem klimatu, dziwią się, że w taki sposób postrzega nasz region. - Nie wiem, kto panu Gore\\\'owi dostarczył tego typu informacji. W latach 70. na Śląsku zostały przeprowadzone badania pod okiem Światowej Organizacji Zdrowia. Powietrze badali wtedy zagraniczni naukowcy m.in. ze Stanów Zjednoczonych i żaden z nich nie stwierdził, że nie da się tutaj żyć. Obecnie powietrze na Śląsku nie jest bardziej zanieczyszczone niż w innych dużych miastach Polski. Jest na pewno czystsze niż w Krakowie - zauważa dr Janina Fudała z katowickiego Instytutu Ekologii Terenów Uprzemysłowionych. (...)


Zmarł biskup, Ślązak z wyboru
Gazeta Wyborcza, Józef Krzyk 2007.10.16
We wtorek w Rzymie zmarł najstarszy polski biskup. Dzieciństwo i młodość spędził na Śląsku, uważał się za Ślązaka z wyboru.
Urodził się w przeddzień wybuchu I wojny światowej - 31 lipca 1914 r. niedaleko Tarnowa. Wspólnie z rodzicami osiedlił się w Katowicach, gdzie ojciec organizował sąd, a później był jego wieloletnim pracownikiem. Po ukończeniu słynnego liceum im. Adama Mickiewicza w Katowicach wstąpił do Seminarium Śląskiego, które miało wówczas siedzibę w Krakowie. Po święceniach kapłańskich w 1937 roku został wikarym w Hajdukach Wielkich, czyli Chorzowie-Batorym. Jego proboszczem był ks. Józef Czempiel, wielki patriota wkrótce po wybuchu II wojny światowej uwięziony i zamęczony w obozie koncentracyjnym. Gdy Jeż odprawił mszę świętą w za jego duszę ktoś doniósł na gestapo. Wkrótce potem młody kapłan został osadzony w obozie koncentracyjnym w Dachau. Choć wielokrotnie ocierał się o śmierć, udało mu się przeżyć. Po wyzwoleniu został początkowo kapelanem Polaków na emigracji.
Gdy wrócił do kraju został m.in. rektorem katolickiej szkoły średniej w Katowicach. Choć był wymagającym wychowawcą, uczniowie bardzo go kochali. W 1960 r. papież Jan XXIII mianował go pomocniczym biskupem w Gorzowie Wielkopolskim. 12 lat później został biskupem nowo utworzonej diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej.
Mówiono o nim: świadek historii, budowniczy mostów, człowiek pojednania. I biskup uśmiechu. (...). Przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego został niedawno odznaczony Wielkim Orderem Odrodzenia Polski, od dzieci dostał Order Uśmiechu, zaś w 2005 r. prezydent Niemiec Horst Koehler uhonorował go Wielkim Krzyżem Zasługi.


Wiele pożytków z wielokulturowości
Gazeta Wyborcza, Józef Krzyk 2007.10.14
Śląska nie da się łatwo zaszufladkować. Nierozstrzygnięty od lat spór toczy się nawet o prawo do tej nazwy.
Uwielbiam bigos. Na proszonych obiadach i przyjęciach mogę sobie wielu rzeczy odmówić, ale po bigosie oceniam kunszt gospodarza. Bo, choć często mówi się o nim z lekceważeniem, że to przegląd tygodnia i wystarczy wrzucić do garnka wszystkie resztki z poprzednich dni, to przyrządzenie dobrego bigosu wymaga pomysłowości, czasu i wyczucia proporcji. W dobrym bigosie można smakować każdą cząstkę dla niej samej, podczas gdy w złym będziemy łyżką wybierać tylko niektóre kawałki.
Śląsk jest dla mnie takim dobrym bigosem. Przez stulecia do dużego garnka wiele nacji wrzuciło coś swojego. Polacy, Czesi i Niemcy mieli w tym udział największy, ale co rusz znajdują się nowi kucharze. Żeby choć przez chwilę pozostać jeszcze przy tych kulinarnych porównaniach, wspomnę tylko o bogactwie wigilijnego i świątecznego stołu. Nie byłoby tak wielkie, gdyby coś ze swoich specjałów nie dorzucili przybyli na Śląsk Poznaniacy, Kresowiacy zza Buga i cała rzesza innych.
Oczywiście sprowadzać pożytki z wielokulturowości do suto zastawionego stołu byłoby niedorzecznością. Dowodów, że naszego regionu nie sposób łatwo zaszufladkować, jest znacznie więcej. Wystarczy wskazać o kłopotach z nazwą. Na nazywanie tego miejsca Śląskiem oburzają się, i słusznie, Zagłębiacy, Małopolanie z Jaworzna, częstochowianie i mieszkańcy Bielska-Białej. Wszyscy oni powołują się na dzielące ich od Śląska i Ślązaków różnice - w obyczajach, tradycji i języku. Ba! Między Ślązakami tych różnic też nie brakuje. Żeby zrozumieć coś z tych dzisiejszych sporów o to, co jest Śląskiem, a co nim już nie jest, wypada wybrać się na pogranicze Sosnowca, Mysłowic i Jaworzna. To miejsce niecałe stulecie temu nazywano Trójkątem Trzech Cesarzy, bo tu stykały się cesarskie Niemcy, Rosja i Austro-Węgry. Przekroczenie mostu na Przemszy oznaczało przejście do innego świata.
Dzisiaj większość z ówczesnych podziałów straciła znaczenie, ale po dziesięcioleciach PRL-owskiej jednobarwności na nowo odkrywamy, że różnice nie zawsze dzielą, a często wzbogacają. (...)


Dla nowoczesnej Opolszczyzny
Gazeta Wyborcza, Izabela Żbikowska 2007.10.10, Program dla nowoczesnej Opolszczyzny
W latach 2007-13 województwo opolskie dostanie 427,1 mln euro z Unii. Wykorzysta je na to, by stać się atrakcyjniejszym miejscem dla inwestorów i mieszkańców.
Regionalny Program Operacyjny Województwa Opolskiego na lata 2007-13 podzielono na dwie części. Najważniejsze dla regionu inwestycje umieszczono na tzw. liście priorytetów kluczowych. Te projekty dostaną eurodotacje bez konkursów, wystarczy, że spełnią formalne wymogi uzgodnione z Brukselą. Na co pójdą te pieniądze? Komisja Europejska już zgodziła się na lotnisko w Kamieniu Śląskim (da na to 7,5 mln euro), węzeł autostrady Olszowa (11 mln euro). Za pieniądze z UE sfinansowany zostanie zakup szynobusów (7,5 mln euro), remont zamku w Mosznej (4,8 mln euro) i budowa wałów przeciwpowodziowych w Cisku (7,7 mln euro). (...)
Pozostałe pieniądze z Brukseli będą rozdzielane na poszczególne projekty w drodze konkursów. Eurodotacje podzielono na sześć kategorii, tzw. priorytetów.
Pierwszy ma wzmocnić atrakcyjność gospodarczą regionu. Pójdzie na to lwia część RPO, bo aż 113,8 mln euro. Za te pieniądze wspierane będą działania z zakresu m.in. innowacyjności, rozwoju i zwiększania konkurencyjności przedsiębiorstw, co w praktyce oznaczać będzie np. zakup nowych maszyn czy wprowadzenie nowego systemu zarządzania dla firm, ale także tworzenie nowych firm usługowych. Na działania w tym obszarze zostanie przeznaczona lwia część naszej puli finansów z Unii, bo aż 113,8 mln euro.
Sporo pieniędzy przypadnie również na turystykę. Na rozwój hoteli i pensjonatów, a także ośrodków rekreacyjno-sportowych, które miałyby uatrakcyjnić pobyt turystom na Opolszczyźnie, przeznaczone zostało 43 mln euro, w tym 26 mln euro na dotacje dla przedsiębiorców działających w tej branży.
Na drugi priorytet, czyli budowę społeczeństwa informacyjnego, trafi 25,6 mln euro. Za te pieniądze rozbudowana zostanie sieć szerokopasmowego internetu i rozwój e-usług, np. załatwiania spraw w urzędzie drogą elektroniczną.
Trzeci priorytet to budowa dróg, które połączą największe miasta Opolszczyzny z autostradą, oraz budowa lotniska w Kamieniu Śląskim. Na te cele w latach 2007-13 dostaniemy w sumie 111,1 mln euro.
Na ochronę środowiska, czyli czwarty priorytet przypadnie 42,7 mln euro. Tutaj najważniejsze będzie dostosowanie do unijnych wymogów gospodarki odpadami oraz budowy nowego systemu kanalizacji i oczyszczania ścieków.
Za 17,1 mln euro na infrastrukturę edukacyjną i społeczną doinwestowane będą przede wszystkim szkoły i uczelnie wyższe.
Ochrona zdrowia dostanie 12,8 mln euro, głównie dla szpitali na zakup urządzeń medycznych.
Na kulturę, w tym ochronę zabytków, pójdzie 12,8 mln euro.
Priorytet o nazwie Inwestowanie w obszary miejskie i zdegradowane będzie zawierał 34,2 mln. Tu znajdą się pieniądze na rewitalizację terenów miejskich, takich jak opolski Mały Rynek, który za pieniądze z RPO miałby odzyskać dawną świetność. Urząd marszałkowski postanowił już, że na rewitalizację pieniądze dostaną na pewno: Opole, Brzeg, Nysa, Kluczbork i Kędzierzyn-Koźle. Na eurofundusze mogą też liczyć tereny zdegradowane na wsi, np. byłe poligony wojskowe czy tereny pokopalniane.
Na promocję i wdrożenie całego programu dla Opolszczyzny przeznaczono 12,8 mln euro. (...)


Nowy film Kutza o Ślązakach!
Gazeta Wyborcza, Józef Krzyk 2007.10.10, Kutz wraca na plan. Wyreżyseruje Cholonka?
Kazimierz Kutz wraca na plan zdjęciowy. Wyreżyseruje film o tematyce śląskiej według własnego scenariusza. W czwartek ma poinformować o szczegółach.
Trzynaście lat temu, po nakręceniu filmu Zawrócony reżyser ogłosił, że więcej filmów o tematyce śląskiej nie będzie. I choć wielokrotnie był potem namawiany do powrotu, upierał się przy swoim. - Niech się za to biorą młodsi - powtarzał.
Okazuje się, że jednak zmienił zdanie. W czwartek na konferencji w katowickim teatrze Korez ma opowiedzieć o szczegółach. Próbowaliśmy się czegoś dowiedzieć, ale reżyser i jego współpracownicy nabrali wody w usta. - O wszystkim powiemy na spotkaniu - powtarzali.
Ale już samo miejsce konferencji wskazuje, o jaki film może chodzić. Na scenie Korezu od trzech lat wystawiany jest Cholonek, czyli dobry pan Bóg z gliny według kultowej dla wielu Ślązaków książki Horsta Eckerta pod tym samym tytułem. Eckert, bardziej znany pod swym artystycznym pseudonimem Janosch, to niemiecki pisarz pochodzący z zabrzańskich robotniczych przedmieść.
W Cholonku przedstawił na pół autobiograficzny i na pół bajkowy zapis życia śląskiej rodziny z lat 30. i 40. XX wieku. Dynamiczna, wartka akcja, mocno nakreślone charaktery, anegdoty, świetny język - to wszystko sprawiło, że powieść szybko stała się na Śląsku kultowa. Na deski sceniczne przeniósł ją i zagrał główną rolę Mirosław Neinert, dyrektora Korezu. Od trzech sezonów spektakl grany jest przy pełnej widowni, bo tysiące ludzi zobaczyły w nim fragmenty własnego życia. Kutz niejednokrotnie podkreślał, że wysoko ceni to dzieło i jego twórcę.
W czerwcu tego roku miał okazję powiedzieć mu to osobiście, podczas wizyty pisarza w Gliwicach. - Spotkaliśmy się dopiero dwie godziny temu, a tyle już zdążyliśmy sobie powiedzieć, jakbyśmy znali się od zawsze - cieszył się wtedy Kutz, a Janosch zapewniał, że namówi reżysera do nakręcenia filmu. Nikt tego wtedy nie potraktował zbyt serio, ale wiele wskazuje na to, że reżyser wziął sobie tę zachętę do serca.
Zapytaliśmy Neinerta, reżysera spektaklu w Korezie i odtwórcę głównej roli w Cholonku, co sądzi o pomyśle zaadoptowania Cholonka na potrzeby filmu.
- Dla Kazimierza Kutza byłoby to wielkie wyzwanie, będzie się musiał zmierzyć nie tylko z Cholonkiem, ale również z legendą swoich wcześniejszych filmów - stwierdził. (...)


Śląski Wrocław mi imponuje
Portal.Katowice.pl, Marcin Soczek
(...) Różnice między śląską częścią województwa [śląskiego - przyp.red.] a zagłębiowską są widoczne w kulturze, architekturze, relacjach rodzinnych, języku czy też podejściu do pracy, Boga czy ojczyzny. Na terenie Zagłębia wykształciła sie odrębna grupa społeczna, w dość dużym stopniu anonimowa, utożsamiana z pracownikami hut, fabryk i kopalń. Ludność ta ma korzenie w innych, odległych regionach Polski, a swoje naleciałości kulturowe sprowadziła na zupełnie nowy grunt. Inaczej rodowici Ślązacy - z pokolenia na pokolenie pielęgnują rodzinne tradycje i utożsamiają sie z ziemią, na której mieszkają z dziada pradziada. Brynica oddziela nie tylko ludzi, ale i architekturę. Stare śląskie miasta obfitują w secesyjne kamienice, stare kościoły i kilkusetletnie miasta. Dąbrowa Górnicza czy Sosnowiec to twory młode, powstałe w wyniku napływu dużej ilości pracowników w czasach rozkwitu kapitalizmu. Miasta Zagłębia nigdy nie dorównają miastom Śląska. Ich piękno, styl i założenia komunikacyjne wywodzą się nie z polskiej kultury włościańskiej, ale mieszczańskiej i pozostaną niedoścignione.
Wrocław w tym całym zamieszaniu to zupełnie inne miasto. Potężna metropolia, miasto z tradycjami i bogatą historią. Stolica Dolnego Śląska, właściwego Śląska, z najbogatszą kultura i daleko sięgającą przeszłością historyczną. Przez wieki poza granicami Polski. Odziedziczyliśmy tą perełkę i przez lata nie potrafiliśmy docenić jej znaczenia dla kultury, gospodarki i wizerunku naszego kraju. Przesiedlona z wschodnich części Polski ludność, zasiedliła Dolny Śląsk i nie potrafiła odnaleźć sie w nowych realiach. Ludność przyzwyczajona do życia poza wielkim miastem nie od razu związała się duchowo z nowym miejscem. Dopiero dziś miasto nabiera dawnego blasku i jest kochane przez swoich mieszkańców. Władze miasta starają się o napływ młodych ludzi, którzy będą stymulować rozwój Wrocławia i sprawią, iż to miasto stanie sie potężnym i prężnie działającym ośrodkiem kultury, nauki, gospodarki i biznesu.
Chciałbym kiedyś zamieszkać we Wrocławiu. Pracować tam i żyć, pośród tysięcy turystów, pięknych zabytków i w sprzyjającym klimacie - to moje marzenie, które będę chciał zrealizować. Wrocławia nie można porównać z żadnym miastem obecnego województwa śląskiego. I dobrze. Niech jego odrębność stanie się motorem napędowym, który wypromuje region dolnośląski.


Pracownia za wiedzę o Śląsku
Gazeta Wyborcza, Magdalena Warchala 2007.10.09, Nowoczesna pracownia za wiedzę o Śląsku
Magda Niedbał, laureatka organizowanej przez Gazetę Olimpiady Wiedzy o Regionie, z dumą zaprosiła we wtorek swoich kolegów do multimedialnej pracowni językowej, którą wygrała dla zabrzańskiego Gimnazjum nr 9.
W zeszłym roku Magda, wówczas gimnazjalistka, popisała się największą znajomością śląskiej kultury, obyczajowości i historii, pokonując 200 rywali, nawet licealistów, którzy wzięli udział w Olimpiadzie Wiedzy o Regionie. Prawie na pamięć znała treść wszystkich Niezbędników Śląskich, zeszytów poświęconych m.in. kulturze ludowej, powstaniom śląskim, przemysłowi czy sportowi, dołączanych do katowickiej Gazety. I tak wygrała dla szkoły multimedialną pracownię językową za 30 tys. zł, ufundowaną przez Arcelor Mittal Poland.
Niestety, Magda nie będzie miała okazji się w niej uczyć, bo opuściła już gimnazjalne mury i jest licealistką. - Żałuję, bo to bardzo nowoczesna pracownia. W żadnej innej szkole takiej nie widziałam - wzdycha Magda, która dostała 2 tys. zł stypendium od Mittala i pendrive\\\'a ufundowanego przez dyrekcję gimnazjum. Ale najważniejszy był splendor i rola honorowego gościa podczas pierwszej lekcji w nowej pracowni.
Magda z gracją przecięła wstęgę i wręczyła młodszym kolegom symboliczne klucze do sali. Potem siadła przy stoliku wraz z władzami Zabrza, sponsorami i dziennikarzami. Goście mogli wcielić się w rolę uczniów i sprawdzić na własnej skórze, jak będą wyglądać lekcje w pracowni. (...) Uczniowie, którzy przyglądali się zmaganiom dorosłych, byli zachwyceni. - Teraz nauka angielskiego będzie i łatwiejsza, i weselsza - mówił Mateusz Patyk z klasy II b.
Tego samego zdania jest anglistka Magdalena Burkat, która cieszy się, że będzie mogła zadawać konwersacje w parach albo w małych grupach, a dzięki słuchawkom uczniowie nie będą sobie przeszkadzać. Sala przyda się też nauczycielom innych przedmiotów. Jest tu dostęp do internetu, więc na monitorze będą mogli wyświetlać mapy, plansze i prosić uczniów o ich opisywanie. - To na pewno zmotywuje młodzież, która łatwiej się uczy, kiedy lekcje prowadzone są atrakcyjnie - mówi Burkat.
W nowoczesnej pracowni jednocześnie może uczyć się 23 uczniów.


Książę szuka na Śląsku prababki
Gazeta Wyborcza, Jacek Madeja 2007.10.08
To historia jak z XIX-wiecznego romansu: książęta, miłość i nieślubne dziecko. Jest i rodzinna tajemnica. Potomkowie Donnersmarcków liczą, że rozwikłają ją w Katowicach.
Odo Deodatus II Tauern, szwajcarski informatyk, jest prawnukiem księcia Guido von Donnersmarcka. Jego dziadek był pierworodnym synem pruskiego księcia. Problem, w tym, że z nieprawego łoża. Nazywał się dokładnie tak samo. Deodatus to po łacinie dany od Boga, nazwisko wzięło się od gór Taurów (niem. Tauern), gdzie nieślubny potomek rzekomo miał zostać poczęty. Gdy książę miał 85 lat, oficjalnie uznał swego pierworodnego syna. Do końca swoich dni utrzymywał z Odo Deodatusem I kontakty. - Zwykle trudno ustalić, kto był ojcem dziecka. U Tauernów jest odwrotnie. Szukamy matki naszego dziadka, założyciela rodu - tłumaczy powód przyjazdu na Śląsk Odo Deodatus II.
Jego dziadek, założyciel rodu Tauernów, urodził się w 1885 roku w Nowym Jorku. Dopiero gdy miał kilkanaście lat, dostał obywatelstwo niemieckie. Był etnologiem i podróżnikiem. Podczas licznych wypraw badał ludy zamieszkujące indonezyjskie wyspy. Był też zapalonym alpinistą. Oficjalnie jego matką była Rozalia Coleman z domu Parent, żona amerykańskiego kupca. Guido von Donnersmarck miał ją spotkać w Paryżu. - Tyle mówią dokumenty, ale tak naprawdę wtedy ta kobieta miała już 50 lat. Była potrzebna Donnersmarckowi po to, żeby dziecko oficjalnie miało jakąś matkę - mówi dr Arkadiusz Kuzio-Podrucki, historyk badający dzieje śląskich arystokratów.
Tauernowie od kilku lat szukają swojej prababki. Przekopali rodzinne archiwa. Sprawdzali nawet tropy w Ameryce. - Wszystko wskazuje na to, że była to jedna z hrabianek z otoczenia księcia. Mamy kilka pomysłów i liczymy, że w katowickim archiwum uda nam się wyjaśnić rodzinną zagadkę - mówi Odo Deodatus II.
Do Katowic przyjechali Odo Deodatus z żoną Beatą i jego siostra Cornera z mężem Pedro. Na co dzień mieszkają w Szwajcarii i Lichtensteinie. Mimo książęcego pochodzenia prowadzą zwykłe życie. Odo pracuje w banku jako informatyk, Beata jest nauczycielką, Cornera prowadzi agencję pośrednictwa pracy, a jej mąż wydawnictwo. Wczoraj w Archiwum Państwowym cała czwórka z zapałem zabrała się do przeglądania dokumentów związanych z rodziną Donnersmarcków. (...)


Gazeta Wyborcza, Beata Maciejewska 2007.10.05
Najważniejszym dla Wrocławian wydarzeniem okazała się wielka powódź z 1997 r. Głosowało na nią aż 30 proc. uczestników naszego sondażu. Na drugim miejscu znalazło się oblężenie Festung Breslau w 1945 r. i przejęcie władzy w mieście przez polską administrację...


Dziesięć wydarzeń, które wstrząsnęły Wrocławiem
W dokonaniu wyboru pomagali Czytelnikom historycy. (...) Najważniejszym dla Wrocławian wydarzeniem okazała się wielka powódź z 1997 r. Głosowało na nią aż 30 proc. uczestników naszego sondażu. Na drugim miejscu znalazło się oblężenie Festung Breslau w 1945 r. i przejęcie władzy w mieście przez polską administrację, a dopiero na trzecim rok 1000, kiedy na zjeździe gnieźnieńskim ustanowione zostało we Wrocławiu biskupstwo i zaczęła się historia miasta.
1.
W niedzielę 13 lipca 1997 r. pod wodą znalazła się niemal 1/3 miasta. Gazeta donosiła: Powódź szturmuje Wrocław z różnych stron. Woda wciska się podstępnie przez studzienki kanalizacyjne. Nawet mieszkania zalewa cuchnąca maź z otworów kanalizacyjnych. Na ulicach zasieki z worków z piaskiem. Miasto wygląda jak twierdza. Dzięki determinacji mieszkańców Wrocławia udało się uchronić przed zniszczeniem najważniejsze zabytki miasta: Ostrów Tumski z katedrą, Muzeum Narodowe, Panoramę Racławicką, Dworzec Główny. Bilans powodzi był przerażający. Utopiły się cztery osoby, a miasto zmieniło się w gigantyczne wysypisko śmieci. Straty gminy Wrocław oszacowano na 99,2 procent budżetu na ów feralny rok. Woda zalała 2 583 budynki mieszkalne. Uszkodzone zostały drogi, mosty i torowiska. Ale z wyjątkiem tragedii osobistych Wrocław na powodzi zyskał. Jak twierdzi były prezydent Bogdan Zdrojewski, woda zalała to, co i tak miało być remontowane. A dzięki finansowej pomocy udało się remonty szybciej przeprowadzić. Najważniejsze jednak, co podkreślają socjolodzy, że wrocławianie poczuli się wspólnotą. Razem obronili miasto.
2.
Festung Breslau poddała się dopiero 6 maja 1945 r., sześć dni po śmierci Adolfa Hitlera, cztery po kapitulacji Berlina. Akt kapitulacji został podpisany w willi Colonia, przy dzisiejszej ul. Rapackiego 14. Trzy dni później do miasta przyjechała polska ekipa administracyjna, z Kazimierzem Kuligowskim na czele. Oblężenie twierdzy przez wojska rosyjskie trwało 80 dni. Do samego końca toczyły się zaciekłe walki. Aby ułatwić sobie obronę, dowództwo niemieckie zastosowało taktykę spalonej ziemi. Spychane do centrum niemieckie wojsko niszczyło całe kwartały ulic, paląc i wysadzając setki budynków. Militarne znaczenie Wrocławia spadło do zera po tzw. operacji górnośląskiej 1. Frontu Ukraińskiego, trwającej od 15 do 31 marca, w trakcie której rozgromiono ugrupowania niemieckie marszałka Sch(rnera (był źródłem nadziei na odsiecz). Z 30 tys. domów, które stały we Wrocławiu przed rozpoczęciem oblężenia, 21 600 było ruiną. W czasie styczniowej ucieczki zginęło 90 tys. ludności cywilnej, a w czasie oblężenia - 80 tys. osób. Straty wojska wyniosły 6 300 zabitych i 23 tys. rannych.
3.
Aż do 1000 r. o Wrocławiu nie wspominają żadne źródła, choć słyszymy o Krakowie, Gnieźnie czy Poznaniu. Nie wspominał o nim opisując Polskę i Czechy ok. 965 r. żydowsko-arabski kupiec Ibrahim Ibn Jakub, nie zająknął się słowem saski mnich Widukind, skrobiąc swą kronikę ok. 973 r., a Thietmar - biskup merseburski - poczekał do 1000 r. Ale za to wrocławski debiut wypadł efektownie - gród nad Odrą został wymieniony jako siedziba jednego z trzech biskupstw podległych metropolii w Gnieźnie. Pierwszy wrocławski biskup miał na imię Jan - Johannes Wratislaviensis. Otwiera on listę 57 ordynariuszy, którzy przez tysiąc lat rządzili diecezją. Biskupstwo wrocławskie aż do 1821 r. podlegało metropolii gnieźnieńskiej, choć nie wszystkim się to podobało. Król czeski Karol IV - późniejszy władca Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego - uznał, że skoro księstwo wrocławskie przeszło pod zwierzchność królów czeskich, to i biskupstwo wrocławskie powinno być podporządkowane archidiecezji praskiej. Nic mu z tych planów nie wyszło. Dopiero papież Pius VII w bulli De salute animarum z 1821 r., wyłączył biskupstwo wrocławskie z metropolii gnieźnieńskiej i podporządkował bezpośrednio Stolicy Apostolskiej.
4.
Cesarz Leopold I podpisał 15 listopada 1702 r. tzw. Złotą Bullę, którą powołał do życia jezuicki Uniwersytet Leopoldyński. Leopoldina miała początkowo dwa wydziały: filozoficzny i teologiczny. Jezuici starali się o utworzenie dalszych dwóch - prawa i medycyny - gdyż według tradycji uniwersyteckiej dopiero cztery wydziały tworzyły uniwersytet. Z powodu gwałtownych sprzeciwów protestanckiej rady miejskiej nigdy nie udało im się tego osiągnąć. Ale swoim aspiracjom dali artystyczny wyraz. Na balustradzie tarasu okalającego Wieżę Matematyczną już w 1733 r. ustawiono cztery figury, symbolizujące fakultety uniwersytetu: teologię (z krzyżem i księgą), prawo (z wagą i tiarą papieską), medycynę (z laską Eskulapa) i filozofię (z globusem i cyrklem). Jednak dopiero w 1811 r., po połączeniu Leopoldiny z protestanckim Uniwersytetem Viadrina we Frankfurcie nad Odrą, mogli się tu kształcić medycy i prawnicy.
5.
Około 990 r. Wrocław wraz z resztą Śląska znalazł się (w wyniku podboju, jak możemy się domyślać) w granicach państwa piastowskiego. Już za czasów Chrobrego był stolicą całego Śląska - na grodzie urzędował zastępca monarchy comes provinciae. Sam gród zaś był ważnym punktem strategicznym, tym bardziej że Chrobry wojował przez 16 lat z cesarzem Henrykiem II, a Śląsk stanowił bezpośrednie zaplecze działań wojennych, bądź był widownią walk. Gdy w 1017 r. Henryk II, odstępując od Głogowa, skierował się ku Niemczy, Chrobry siedział we Wrocławiu, skąd kierował wojskiem i strzegł przeprawy na Odrze, mogącej otworzyć cesarzowi przejście w głąb kraju. Wskutek osłabienia centralnej władzy państwowej, za następców Chrobrego Wrocław znalazł się w latach 1039-1050 we władaniu Czechów. Na powrót do Polski przyłączył go wraz z całym Śląskiem Kazimierz Odnowiciel. Przywrócił także we Wrocławiu biskupstwo, zniszczone w czasie rewolty pogańskiej 1038 r.
6.
7 stycznia 1807 r. po trzech tygodniach oblężenia, wkroczyło wojsko napoleońskie. I natychmiast przedstawiło listę żądań. Dla żołnierzy: po 50 tys. łokci sukna, 6 tys. par butów z wysokimi cholewami, 24 tys. par trzewików oraz płótno na bieliznę i bandaże. Dla oficerów: 25 tys. talarów (do rozdzielenia według rangi i zasług). Dla naczelnego wodza, księcia Hieronima Bonapartego: 100 tys. talarów, wyposażenie jego wrocławskiej rezydencji czyli pałacu Hatzfeldów (dziś BWA przy ul. Wita Stwosza) oraz codzienna dostawa żywności i wina. Dla słodkiej Francji: kontrybucja w wysokości 354 300 talarów. Ale było też coś dla Wrocławia: nakaz rozbiórki murów obronnych. Pękł duszący gorset obwarowań, Wrocław mógł się wreszcie rozwijać. Likwidacja fortyfikacji otwarła miastu drogę do połączenia się z przedmieściami: Świdnickim, Oławskim, Mikołajskim, Odrzańskim, Piaskowym i zapowiadała wielki boom budowlany z poł. XIX w. Ulica Piłsudskiego przed Napoleonem była wiejską drogą, dzięki cesarzowi Francuzów awansowała.
7.
Proces tworzenia się nowoczesnego, wzorowanego na Magdeburgu miasta lokacyjnego, rozłożony był na lata. Pierwsza lokacja miasta miała być przeprowadzona w latach 20. XIII w., przez księcia Henryka Brodatego. Druga lokacja, potwierdzona pośrednio w dokumencie z 1242 r., roku jest przypisywana księciu Bolesławowi Rogatce. Trzecia, podjęta ok. 1261 r. przez księcia wrocławskiego Henryka III Białego i jego brata Władysława, nie przyniosła radykalnych zmian przestrzennych. Była przede wszystkim aktem porządkującym i umacniającym podstawy prawne reformy miejskiej. Wrocław przestał być zbiorem osad skupionych wokół książęcego grodu, a zamienił się w miasto typu zachodnioeuropejskiego - ośrodek handlu i rzemiosła. Gmina wrocławska uchodziła za modelową w średniowiecznej Polsce. W 1257 r. książę Bolesław Wstydliwy stwierdził w akcie lokacyjnym Krakowa, że zakłada miasto według wzoru Wrocławia i zasad prawnych Magdeburga. Zasadźcami (przedsiębiorcami przeprowadzającymi lokację) Krakowa byli dwaj wrocławianie.
8.
Wiosną 1241 r. na Śląsk najechali Mongołowie. Wrocławianie ukryli się za obwarowaniami Ostrowa Tumskiego. Wśród nich był ojciec Czesław, dominikanin. Według podania zapisanego przez Jana Długosza na widok nieprzyjacielskich zagonów, Czesław począł gorąco prosić Boga o pomoc. I został wysłuchany. Gdy bowiem trwał on na modlitwie, oto ognisty słup od Boga posłany zstąpił z nieba na jego głowę i dziwnym blaskiem, nie dającym się opisać, oświecił miasto i jego okolice. Cudowne to zjawisko tak przeraziło Tatarów, że tracąc odwagę w sercach, odstąpili od oblężenia, a nawet uciekli - zanotował Długosz. Inne przekazy mówią, że to nie słup, lecz kula ognista przepędziła najeźdźców. Bł. Czesław zmarł w rok po oblężeniu. Otaczany sławą za życia, po śmierci czczony był jako święty. Jego grób szybko stał się znanym miejscem pielgrzymkowym. Za wstawiennictwem dominikanina chorzy, a nawet konający odzyskiwali zdrowie - prochu zebranego koło jego grobu używali do leczenia bólu głowy nawet protestanci. W 1713 r. został wyniesiony na ołtarze. Jest patronem Wrocławia. Dzięki antropologom wiemy jak wyglądał (jego głowa została zrekonstruowana).
9.
Wrocławski strajk zaczął się we wtorek 26 sierpnia 1980 r. o 6 rano, kiedy to w VII Zajezdni podjęto decyzję o akcji solidarnościowej z robotnikami Wybrzeża. Strajk komunikacji miejskiej stał się sygnałem dla innych przedsiębiorstw, władza nie była już w stanie go ukryć. W czwartek 28 sierpnia do Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego należało już ponad 50 zakładów, także spoza Wrocławia. Pod koniec strajku było ich aż 176. To był początek wielkich zmian , Solidarność stawała się we Wrocławiu potęgą. Dolny Śląsk był największym, po mazowieckim, regionem związku. Prawie milio


Zadowoleni jak wrocławianie!
Gazeta Wyborcza, Patryk W. Młynek 2007.10.07, Wrocławianie są zadowoleni z siebie i miasta
Za bardzo nie pijemy, prawie nie palimy i jesteśmy bardzo zadowoleni ze swojego miasta, choć z badań wynika, że jakość życia w nim jest raczej mizerna. To wnioski z Diagnozy Społecznej 2007, czyli ogólnokrajowych badań socjologicznych przeprowadzonych przez zespół prof. Janusza Czapińskiego.
Zespół profesora Czapińskiego prowadzi badania od 2000 roku. Diagnoza społeczna 2007 jest czwartą z kolei edycją badań na tej samej próbie respondentów. W sumie przebadano ponad 23 tys. Polaków w 19 dużych miastach. Badanie, największe tego typu przedsięwzięcie w Polsce, jest jedyną i najbardziej miarodajną skarbnicą wiedzy o Polakach żyjących w XXI wieku.
Wyniki obaliły kilka mitów. Zespół prof. Czapińskiego wykazał, że mimo wzbogacania się Polaków w ostatnich latach (od 2005 roku nasz dochód wzrósł o ponad 24 proc.), nie rośnie rozwarstwienie społeczne. Jest wręcz odwrotnie - grupy najuboższe bogacą się szybciej niż te najbardziej majętne.
Mamy coraz więcej pieniędzy, toteż kupujemy więcej dóbr, takich jak: nowa pralka, samochód (nowy lub sprowadzany), kuchenka mikrofalowa, odtwarzacz DVD czy komputer.
Wrocławianie mają około siedmiu sprzętów na wyposażeniu domowym i są w czołówce. Najwięcej (7,2) mają ich gdańszczanie, najmniej (5,3) - radomianie.
Mieszkańcy Dolnego Śląska, a w szczególności Wrocławia, są społecznością zinformatyzowaną. Z internetu korzysta 61 proc. wrocławian, a 68 proc. ma w domu komputer. Więcej mają tylko opolanie i warszawiacy (71 i 73 proc.). Z kolei ponad połowa mieszkańców Częstochowy w ogóle nie posiada komputera.
Gromadzimy coraz więcej dóbr, ale chcemy mieć też większy dochód. Spodziewamy się, że wzrośnie on w ciągu dwóch lat aż o 80 proc. W tej chwili z kwotą 1138 zł na osobę zajmujemy czwarte miejsce w Polsce. Na pierwszym są warszawiacy - 1496 zł, na ostatnim bydgoszczanie - 795 zł.
Pieniądze to jednak nie wszystko. Wrocławianie bardzo cenią sobie zdrowy tryb życia. Tylko 24,9 proc. z nas pali papierosy (wśród poznaniaków palaczy jest prawie połowa), a do regularnego nadużywania alkoholu przyznaje się niecałe 3,3 proc. mieszkańców i jest to wynik (zaraz za Radomiem) najlepszy w kraju. Najwięcej piją olsztynianie i poznaniacy - ponad 10 proc. z nich przyznaje, że nadużywa alkoholu.
Preferujemy zdrowy styl życia, ale nie przekłada się to na naszą kondycję fizyczną. Zdrowie nam nie dopisuje. Coraz częściej musimy więc prosić o pomoc lekarzy. Dolnoślązacy rzadziej jednak korzystają z niewydolnej publicznej służby zdrowia. O około cztery punkty procentowe wzrósł odsetek osób, które płacą za usługi medyczne prywatnym firmom. Jest ich około 36 proc. i jest to najwyższy wynik w Polsce. Przykładowo, niespełna 18 proc. mieszkańców warmińsko-mazurskiego daje zarobić niepublicznym zakładom opieki zdrowotnej.
Nasze samopoczucie i zdrowie psychiczne jest natomiast wyśmienite. W porównaniu z mieszkańcami Torunia, gdzie 20 proc. mieszkańców myśli o samobójstwie (u nas jest ich tylko 3,3 proc., czyli w granicach błędu statystycznego), prezentujemy się jako tryskający życiem optymiści. Mimo iż narzekamy na brak miejsc w przedszkolach i żłobkach, męczy nas korupcja, urzędnicza samowola, korki, a także przeciągające się remonty wrocławskich ulic (zajmujemy drugie miejsce pod względem ilości przeciętnego czasu na dojazd do pracy, który wynosi 32 minuty), to w porównaniu z innymi jesteśmy spełnieni, stosunkowo szczęśliwi, a przede wszystkim zadowoleni z życia w naszym mieście. (...)


Kołocz wchodzi do Unii
Gazeta Wyborcza, Dorota Wodecka-Lasota 2007.10.07
Są dokumenty, które potwierdzą przed unijnymi komisarzami, że kołocz jest na Śląsku potrawą wypiekaną od wieków. - Ale potrzebujemy jeszcze starych i nowych tekstów, które państwo młodzi wypisują na kołoczu weselnym - apeluje Klaudia Kluczniok ze Związku Śląskich Rolników.
Kołocz ma szansę stać się pierwszym produktem Opolszczyzny, który UE uzna za produkt charakterystyczny dla Śląska. Oznacza to przede wszystkim niebywałą dla niego promocję oraz dużą szansę na dobrą sprzedaż poza granicami Polski. - Europejczycy przywiązują wagę do produktów opatrzonych charakterystycznym znaczkiem. Bo są one gwarantem jakości. Kupujący wiedzą, że nie mają one konserwantów, tylko upieczone są wedle starych, tradycyjnych metod - twierdzi Kluczniok, opierając się na badaniach, jakie przeprowadzono na Zachodzie.
W sierpniu na naszych łamach zaapelowała do Czytelników, by przesyłali do Związku bądź do redakcji Gazety dokumenty potwierdzające istnienie na Śląsku tradycji wypiekania kołocza. Udało się już zebrać sporo materiałów. Są potrzebne do przygotowania wniosku dla unijnych komisarzy. Ten będzie również zawierał recepturę ciasta, którą opracowują cukiernicy z Opolszczyzny i z województwa śląskiego.
Dokumentacja zostanie wzbogacona o baśnie Karla Ernsta Schellhammera wydane w 1938 roku, w których pojawiają się śląskie skrzaty - odkrywcy śląskiego kołocza z posypką. Będzie w niej też przepis z Ilustrowanej Książki Kucharskiej Mary Hahn wydanej w 1913 roku we Frankfurcie i niemieckie czytanki szkolne dla szkół ludowych dla klas 3-4.
- Najstarsze materiały dostaliśmy od Marii Kassian z Rybnika. W akcję włączyli się również Ślązacy mieszkający w Niemczech, bo dostaliśmy dokumenty z muzeum Dom Śląski w Bonn. Ale potrzebujemy jeszcze starych i nowych tekstów, które państwo młodzi wypisują na kołoczu weselnym - apeluje Kluczniok.
Dokumentację można przesyłać na (...) adres: Gazeta Wyborcza Opole, ul. Kościuszki 1, 45-060 Opole
do Związku Śląskich Rolników, ul. Słowackiego 10, 45-364 Opole.


Eleganckie biura w stuletnich halach
Gazeta Wyborcza, Tomasz Malkowski 2007.10.05
Na katowickim Wełnowcu powstał nowy biurowiec. Urządzono go w jednym z budynków zlikwidowanej huty. Właściciel planuje tuż obok kolejne przedsięwzięcia.
Teren przy alei Korfantego, w pobliżu granicy z Siemianowicami Śląskimi, gdzie jeszcze do niedawna królował przemysł, upodobali sobie ostatnio biznesmeni. Niedawno jeden z budynków huty Silesia zaadaptowano na eleganckie biura, a teraz zakończono renowację kolejnej hali. Ma tylko trzy kondygnacje i 600 m kw., ale z daleka przyciąga uwagę. - Nie mieliśmy problemu ze znalezieniem najemców, bo budynek wyróżnia się z otoczenia. Przez cały czas ktoś do nas podjeżdża i wypytuje. Renowację ostatniej hali robiliśmy już pod konkretnych użytkowników - mówi Karol Geppert, właściciel Starej Huty.
Ceglane budynki mają ponad sto lat. Jeszcze niedawno ich ściany były czarne od brudu, okna zamurowane, a dachy przeciekały. Dziś po renowacji wszystko lśni. Nie zatracono jednak pierwotnego charakteru. - To była pusta hala, postanowiliśmy wstawić dodatkowy strop, aby powiększyć powierzchnię. Na szczęście inwestor przystał na nieotynkowany żelbet z widocznym deskowaniem, który świetnie wpisał się w ceglaną skorupę - mówi Agnieszka Kaczmarska z atelier Aris, autorka przebudowy. W najniższej kondygnacji zachował się nawet oryginalny ceglany strop. Niewielka hala ma całkiem spore wnętrze, bo aż 600 m kw., po 200 na każdym poziomie. Ulokowały się na nich firmy zajmujące się m.in. wystrojem wnętrz.
Według Kaczmarskiej, w obiektach takich jak w Wełnowcu chętnie lokują swoją siedzibę firmy, które chcą uchodzić za kreatywne i oryginalne. - To jest dobra alternatywa dla biurowców, gdzie jest tylko szkło i plastik. - dodaje architektka. (...)
Zainteresowanie pomieszczeniami w hali było tak duże, że właściciel Starej Huty chce odrestaurować budynek po stróżówce. Będzie to możliwe, gdy zgodzi się na to obecny właściciel.


Będzie po czesku, a po śląsku?
Gazeta Wyborcza, Marcin Czyżewski 2007.10.03, W Cieszynie staną tablice w języku czeskim
Przy cieszyńskich zabytkach i atrakcjach turystycznych pojawią się tablice informacyjne w języku czeskim. Władze miasta chcą w ten sposób zadbać o gości zza południowej granicy.
Z propozycją umieszczenia tablic wystąpił burmistrz Czeskiego Cieszyna. - U nas podobne oznaczenia w języku polskim już istnieją. Dlatego burmistrz skierował zapytanie do władz Cieszyna, czy nie można wprowadzić tam podobnego rozwiązania. To bardzo ułatwiłoby życie gościom z Czech - tłumaczy Dorota Havlikova, rzeczniczka Urzędu Miasta w Czeskim Cieszynie.
Cieszyńscy samorządowcy zaaprobowali ten pomysł. - Chcemy dbać o wszystkich turystów, którzy odwiedzają nasze miasto, a przecież Czesi są naszymi naturalnymi sąsiadami i wielu z nich zagląda do nas. Informacje w języku czeskim na pewno się pojawią - mówi Jan Matuszek, wiceburmistrz Cieszyna.
Zaznacza, że będą to tablice informacyjne przy zabytkach i atrakcjach turystycznych, jak rotunda, Wieża Piastowska czy Studnia Trzech Braci. Nie będzie za to dwujęzycznych tabliczek z nazwami ulic. Pojawią się one za to już niedługo w Czeskim Cieszynie. - Zobowiązują nas do tego przepisy. Tam, gdzie mniejszości narodowe stanowią ponad 10 proc. mieszkańców, musi być dwujęzyczne nazewnictwo - wyjaśnia Havlikova. Projekty tabliczek są już gotowe.
Po czeskiej stronie Olzy tablice informacyjne już od kilku lat znajdują się przy historycznych budynkach, szkołach, kościołach, muzeach, instytucjach kulturalnych, ratuszu, a nawet przy granicznych mostach.


Wojciech Korfanty w Pradze
Gazeta Wyborcza, jk 2007.10.03, Wojciech Korfanty ma tabliczkę w Pradze
Dzięki staraniom Związku Dolnośląskiego i pomocy przedsiębiorcy ze Sławkowa w środę w Pradze została odsłonięta tabliczka upamiętniająca pobyt w tym mieście Wojciecha Korfantego.
Przywódca III powstania śląskiego schronił się w stolicy ówczesnej Czechosłowacji w 1935 roku po tym, gdy zagrożony aresztowaniem musiał emigrować z Polski.
Przez około dwa lata mieszkał w kamienicy przy ulicy Nerudovej, tuż przy samych Hradcanach. I tam właśnie odbyła się środowa uroczystość. Inicjatorem upamiętnienia pobytu Korfantego w Pradze był Adam Maksymowicz ze Związku Dolnośląskiego, pomysł poparł Roman Kuś, przedsiębiorca ze Sławkowa. (...)


Katyń albo niemiecka niewola
Gazeta Wyborcza, jk 2007.10.02, Na lewo Katyń, na prawo niemiecka niewola
W Kobiórze od stu lat stoi dom. Niepozorny, murowany. Mimo że nigdy nie ruszał się z miejsca, kilka razy zmieniał adres (...). Równie skomplikowane były losy urodzonego w tym domu Rudolfa Mazura.
Z wyjątkiem kilku pierwszych lat życia dzieciństwo i młodość spędził w Polsce (urodził się, gdy Polski jeszcze nie było na mapie). Chodził do polskiej szkoły, był członkiem założonej przez Maksymiliana Kolbego Milicji Niepokalanej. Gdy wybuchła II wojna światowa, bez pytania otrzymał volkslistę (niemiecką grupę narodowościową) i został wcielony do niemieckiego wojska - Wehrmachtu. Trafił do Francji. W okolicach Bożego Narodzenia 1944 roku, gdy wojna miała się już ku końcowi, rodzina dostała wiadomość, że Mazur nie wrócił z patrolu. Został pochowany w Alzacji. Dopóki trwała zimna wojna, o wyjeździe na grób nie było mowy. Rodzinie udało się to dopiero prawie pół wieku później. Historię domu w Kobiórze i Rudolfa Mazura, który był bratem jej babci, opisała kilka lat temu Joanna Ginda. Dziadek Joasi, Stefan Machalica, miał więcej szczęścia, choć kłopoty nie opuszczały go prawie od urodzenia w 1908 roku. Rodzice chcieli mu dać na imię Szczepan, ale niemiecki urzędnik nie potrafił tego wymówić. Imię więc zmieniono. Gdy był już dorosły, a Kobiór znalazł się w Polsce, Stefan wstąpił do polskiej policji. W 1939 roku brał udział w osłanianiu jakiegoś ważnego konwoju zdążającego w kierunku Zaleszczyk. Wspominał, że konwój został zaatakowany przez Armię Czerwoną i rozbity. Policjanci rozproszyli się po lesie. Jak się później okazało, droga, po której jechali, stała się linią podziału na życie i śmierć. Machalica znalazł się po prawej stronie i przeżył. Jego szef - po lewej i zginął później w Katyniu. Machalica dostał się do niewoli niemieckiej, ale uciekł i wrócił do Kobióra, który był już pod niemiecką okupacją. Gdy dwa lata później Machalica się żenił, los jeszcze raz z niego zadrwił: za sprawą niemieckiej biurokracji został uznany za cudzoziemca. Za Niemców automatycznie uznano jego rodziców.
Komentarz z forum: Normalne losy Ślązaków
Mój dziadek też zaczynał wojnę w polskim mundurze we wrześniu 1939 (oops! dla niego wojna zaczęła się już w październiku 1938, gdy wraz z armią polską wkraczał na czeską część Górnego Śląska czyli tzw. Zaolzie; dostał tam 3 dni paki za odmowę rozstrzelania czeskiego/śląskiego partyzanta). Rok później 75-ty Pułk Piechoty (ten chorzowski) wraz z całą Armią Kraków cofał się przez cały wrzesień na wschód pod naporem Wehrmachtu. Pewnego poranka (koniec września / początek października?) dziadek obudził się w znajdującej się w jakimś dole szopie. Drzwi były zaryglowane od zewnątrz drągiem. Przez szpary w deskach zauważył żołnierzy niemieckich (na jednym wzgórzu) i sowieckich (na drugim). Schował swój karabin w sianie, po czym wyważył zaryglowane drzwi i z podniesionymi do góry rękami udał się na niemiecką stronę. Gdy mi to opowiadał byłem jeszcze dzieckiem i wierzyłem w wieczną przyjaźń polsko-radziecką, dlatego byłem zdziwiony takim postępowaniem dziadka (bo Niemcy to byli w moich wyobrażenia ci źli), ale nie odważyłem się zanegować jego decyzji. Za to zdziwiłem się, że gdy w polskim mundurze z podniesionymi do góry rękami zbliżał się do żołnierzy Wehrmachtu, krzycząc po niemiecku Nie strzelać!, ci poczęstowali go ...czekoladą (Masz boś pewnie głodny!). W ten sposób uniknął losu tych, którzy wylądowali w Katyniu. Drugi raz uniknął sowieckiej niewoli gdy w niemieckim mundurze leżał ranny w szpitalu i tuż przed zbliżającym się frontem jedna z sióstr zakonnych przyniosła mu cywilne ubranie i poleciła uciekać. (eichendorff)


Nowe kierunki Politechniki Śląskiej
Dziennik Zachodni, jh 2007.10.02, Politechnice Śląskiej przybywa kierunków
Największa uczelnia techniczna w kraju Politechnika Śląska zainaugurowała wczoraj po raz 63. rok akademicki. Naukę rozpoczynają m.in. studenci, którzy zdali egzaminy z najlepszymi wynikami oraz liczni obcokrajowcy, kształcący się w Polsce w ramach programu Erasmus. Jednym z nich jest pochodzący z Turcji Hasan Ulusoy. W Gliwicach będzie studiował architekturę i jak nam powiedział, o Politechnice Śląskiej wiedział tylko tyle, ile przeczytał na jej stronie internetowej.
Podczas przemówienia inauguracyjnego rektor gliwickiej uczelni, prof. Wojciech Zieliński przypomniał, że w tym roku akademickim tę wyższą uczelnię czekają wybory nowych władz i podsumował dwie minione kadencje, podczas których piastował najwyższą funkcję. Wręczył też medale Omnium Studiosorum Optimo (Najlepszemu spośród absolwentów) (...). Prof. Zieliński mówił ponadto o korzyściach jakie polska nauka odniosła dzięki integracji z Unią Europejską. Pierwszy rok nauki rozpoczyna w Politechnice Śląskiej 7 tys. studentów, z czego 4,5 tys. na studiach stacjonarnych. Liczba ta praktycznie nie zmienia się od lat. Uczelni przybywa za to kierunków z wykładowym językiem angielskim.

Ewald Gawlik / za: Izba Śląska  wiecej zdjęć
Archiwum artykułów:
  • 2010 luty
  • 2009 grudzień
  • 2009 listopad
  • 2009 październik
  • 2009 wrzesień
  • 2009 sierpień
  • 2009 luty
  • 2008 grudzień
  • 2008 listopad
  • 2008 październik
  • 2008 wrzesień
  • 2008 sierpień
  • 2008 lipiec
  • 2008 czerwiec
  • 2008 maj
  • 2008 kwiecień
  • 2008 marzec
  • 2008 luty
  • 2008 styczeń
  • 2007 grudzień
  • 2007 listopad
  • 2007 październik
  • 2007 wrzesień
  • 2007 sierpień
  • 2007 lipiec
  • 2007 czerwiec
  • 2007 maj
  • 2007 kwiecień
  • 2007 marzec
  • 2007 luty
  • 2007 styczeń
  • 2006 grudzień
  • 2006 listopad
  • 2006 październik
  • 2006 wrzesień
  • 2006 sierpień
  • 2006 lipiec
  • 2006 czerwiec
  • 2006 maj
  • 2006 kwiecień
  • 2006 marzec
  • 2006 luty
  • 2006 styczeń
  • 2005 grudzień

  •    Mówimy po śląsku! :)
    O serwisie  |  Regulamin  |  Reklama  |  Kontakt  |  © Copyright by ZŚ 05-23, stosujemy Cookies         do góry