zobacz.slask.pl   
ŚLĄSKI SERWIS INTERNETOWY   
2007 grudzień przegląd wiadomości ze Śląska
zobacz ostatnie


Kompromitacja prof. Jacka Rykały
Gazeta Wyborcza, Marcin Melon, redaktor naczelny Jaskółki Śląskiej 2007.12.28
Białego bałwanka, pod obrusem sianka... Władzy Putina, kasy Rywina... Śniegu po nerki, udanej pasterki... Takimi i podobnymi życzeniami jesteśmy zasypywani co roku w wigilię Bożego Narodzenia. W tej fali tandety trudno znaleźć życzenia naprawdę szczere i oryginalne. Dlatego tym bardziej podziękować należy profesorowi Jackowi Rykale, świetnemu malarzowi i zasłużonemu pracownikowi naukowemu Akademii Sztuk Pięknych. Za pośrednictwem GW, Pan Profesor życzył nam bowiem, by godka (w domyśle: śląsko godka) oraz krupniok zeszły na plan dalszy. Nie wiem czym nieszczęsny krupniok naraził się Panu Profesorowi, ale pal go sześć, krupniok to nie Nicea, umierać za niego nie warto, ostatecznie Pan Profesor ma pełne prawo preferować żymloki. Natomiast wzmianka o śląskiej godce, zwanej przez jednych gwarą, a przez innych językiem, wywołała w moim środowisku spory odzew.
Owa bowiem godka, potraktowana przez Profesora jako symbol przaśności Górnego Śląska, a w domyśle pewnie także prymitywności i uwstecznienia, dla wielu mieszkańców naszego regionu ma wciąż ogromną wartość, kojarzy się ze wspomnieniami z dzieciństwa, osobami ukochanych starek i starzików, tym, co najpiękniejsze na Śląsku. Ludzie znający Górny Śląsk powierzchownie mogą uznać, że jest ona dziś atrybutem przede wszystkich nizin społecznych, ale nawet jeśli zgodzimy się z tą tezą, to pamiętać należy co doprowadziło do tej sytuacji, o tym, że parędziesiąt lat temu dzieci w szkołach były bite za godanie, a importowane z głębi Polski elity robiły wiele, by przekonać społeczeństwo, że śląsko godka to nic więcej jak gorsza wersja języka polskiego, a sam Ślązak to taki gorszy, bo podejrzany z racji skażenia niemieckością, Polak. W przeciwieństwie do pana profesora Rykały, mnie marzy się, by każde dziecko na Śląsku miało możliwość uczenia się mowy swoich ojców w szkołach w ramach regionalnej ścieżki edukacyjnej, a zorganizowany niedawno przez nas konkurs godki dla nastolatek z całej Polski cieszył się ogromnym powodzeniem, co świadczy, że ta nauka wcale nie musi być dopustem bożym dla uczniów. Dlatego z okazji Nowego Roku życzę Panu Profesorowi, by śląsko godka wyszła wreszcie na pierwszy plan, niekoniecznie zmaraszona krupniokiem, z którym zmieszał ją Pan Profesor.
Gdy mój znajomy dowiedział się o gafie (?) Pana Profesora skwitował ją krótko: Wiadomo, chop ze Altrajchu, trzeba mu wyboczyć. Szkoda, że pod tymi życzeniami dość niefortunnie podpisali się redaktorzy katowickiego dodatku GW. Czyżby oni też nie lubili krupnioków, a mowie naszych ojców oberwało się przy okazji?


Internauci za Metropolią Śląsko-Dąbrowską
Gazeta Wyborcza, Jarosław Piwowar 2007.12.27
Internauci z Zagłębia nie zgadzają się, by nowo powstająca metropolia nazywała się Silesia. Chcą przekonać wojewodę do Metropolii Śląsko-Dąbrowskiej.
Nowa nazwa ma podkreślać, że w skład metropolii wchodzą dwa regiony, które nie chcą wyzbywać się swojej tożsamości. - Po wojnie istniało województwo śląsko-dąbrowskie, działa też śląsko-dąbrowska Solidarność. Dlaczego metropolia miałaby się nazywać inaczej, skoro ta dwuczłonowa nazwa jest już utrwalona w świadomości ludzi? - pyta Piotr Krawczyk ze stowarzyszenia Forum dla Zagłębia Dąbrowskiego, które powstało w listopadzie z inicjatywy internautów.
Z Forum współpracują dwa portale internetowe ze Śląska: wojewodztwoslaskie.eu i zobaczslask.pl, na których można zobaczyć specjalny baner promujący logo Metropolii Śląsko-Dąbrowskiej. Przedstawia dwa koła zębate - niebieskie symbolizuje Śląsk, a czerwone Zagłębie, które potrafią razem pracować.
- Zbieramy też podpisy pod listem otwartym w sprawie nazwy metropolii. W styczniu wręczymy go wojewodzie. Wierzymy, że jako rodowity Ślązak rozumie kwestie tożsamościowe - mówi Krawczyk. (...)
Marta Malik, rzeczniczka wojewody śląskiego, mówi, że do tej pory nie było oficjalnych protestów dotyczących nazwy metropolii. - Jeśli tylko taki list otwarty zostanie złożony, to na pewno wojewoda się do niego ustosunkuje - dodaje.


Śląska nagroda dla Ślązaków
Dziennik Zachodni, Katarzyna Piotrowiak 2007.12.24, Laureatami nagrody im. Juliusza Ligonia zostali w tym roku...
Laureatami nagrody im. Juliusza Ligonia zostali w tym roku witrażysta o międzynarodowej sławie, wybitny pianista i kompozytor oraz ksiądz z tytułem profesora.
Najstarsza w kraju nagroda regionalna, która przyznawana jest przez społeczność śląską od 1963 roku osobom oraz instytucjom szczególnie zasłużonym dla Śląska, trafiła także do rąk pracowników Biblioteki Śląskiej. Jej fundatorem jest Katolickie Stowarzyszenie Civitas Christiana.
Do grona stu pięćdziesięciu laureatów, wśród których są między innymi Wojciech Kilar czy Kazimierz Kutz, dołączył w sobotę Wiktor Ostrzołka, autor witraży z przesłaniem Soboru Watykańskiego II.
- Dla mnie, Ślązaka, uznanie na Śląsku to coś wyjątkowego - mówił Ostrzołka.
Jego prace znane są w całej Europie. Wykonał między innymi dwa witraże dla kościoła świętego Stanisława w Rzymie. Obecnie pracuje nad Madonnami, które będzie można oglądać w kołobrzeskiej katedrze. (...)
Kolejnym laureatem został urodzony w Krapkowicach ksiądz profesor Zygfryd Glaeser, wybitny teolog, uczeń arcybiskupa Alfonsa Nossola. Wykłada na Uniwersytecie Opolskim teologię dogmatyczną i ekumeniczną. W szczególności zajmuje się teologią kościołów wschodnich oraz ideą kościołów siostrzanych.
- Czuję się ogromnie zaszczycony, choć z drugiej strony mam pełną świadomość, że w żadnej mierze na tę nagrodę nie zasłużyłem. Bo cóż szczególnego ja robię. Ekumenizm jest przecież obowiązkiem chrześcijanina - tłumaczył .
Kapituła, której przewodniczy biskup Gerard Bernacki wyraziła również swoje uznanie dla profesora Eugeniusza Knapika, rektora Akademii Muzycznej w Katowicach za mecenat muzyczny, a w szczególności za zaangażowanie, które doprowadziło do otwarcia Centrum Nauki i Edukacji Muzycznej Symfonia. Inwestycja kosztowała 60 mln zł.
- Każdy powinien zostawić po sobie ślad - mówił rektor.
Z kolei Bibliotekę Śląską uznano za wielki sukces wielu pokoleń bibliotekarzy. Obecnie w jej zbiorach znajduje się niemal dwa miliony książek, starodruków, woluminów, dokumentów życia społecznego. To tutaj ratowane były zbiory biblioteki jasnogórskiej oraz archiwum powstań śląskich znajdujące się w Instytucie Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku. Jej najnowszym osiągnięciem jest także Śląska Biblioteka Cyfrowa, którą odwiedziło już ponad dwa miliony czytelników.


Nowy Sejm też przeciw nam?
Dziennik Zachodni, Witold Pustułka, Sejm nie uwzględnił poprawek budżetowych korzystnych dla naszego regionu
W przyszłorocznym budżecie naszego kraju nie znalazła poparcia ani jedna poprawka zgłoszona przez posłów województwa śląskiego. To pierwszy taki przypadek od kilkunastu lat. Z 38 poprawek zgłoszonych przez posłów naszego regionu, uznania sejmowej większości nie uzyskała ani jedna. To wielkie rozczarowanie i porażka posłów śląskiej Platformy, którzy musieli głosować pod dyktando warszawskiej centrali.
- Zarzucano nam, że realizujemy polityką centrali, ale zawsze jednak potrafiliśmy ugrać coś dla województwa. Tym razem, jako region, ponieśliśmy totalną porażkę - mówi Waldemar Andzel, poseł Prawa i Sprawiedliwości z Zagłębia.
Rzeczywiście, w przyszłorocznym budżecie głosami koalicji Platformy Obywatelskiej oraz Polskiego Stronnictwa Ludowego, przepadły wszystkie poprawki korzystne dla województwa śląskiego.
- Najciekawszy jest w tym fakt, że głosowali przeciwko nim nawet posłowie z naszego regionu - mówi Jerzy Polaczek, do niedawna poseł PiS, dziś parlamentarzysta niezależny.
Poprawki budżetowe dotyczyły wielu spraw związanych z rozwojem naszego regionu. Przepadła przede wszystkim poprawka w sprawie rozbudowy terminalu przeładunkowego w Sławkowie. To obiekt, który miał stać się kołem zamachowym gospodarki naszego województwa, a tymczasem od lat jego budowa stoi w miejscu. Nie znalazły się też pieniądze na rozbudowę Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego, co od lat jest przedmiotem ambicji miejscowych polityków.
Niestety, w budżecie na 2008 rok nie będzie też pieniędzy na budowę hali sportowej dla Uniwersytetu Śląskiego. Chodzi w tym przypadku o 2,5 miliona złotych, których nie dostaniemy. Nie znajdą się też środki na budową centrum szkolenia pilotów przy Politechnice Śląskiej, które miało być sztandarową inwestycją naszego regionu.
Posłowie zgłaszali też wnioski dotyczące poszczególnych miast. Chodziło m.im. o drogi w Rudzie Śląskiej oraz Częstochowie. Głosami sejmowej większości zostały one odrzucone.
- Platformy Obywatelska cały czas zarzucała nam postawę antyśląską, a tymczasem sama zachowuje się jakby walczyła ze swoimi wyborcami w tym województwie - mówi poseł Andzel z PiS. (...)
Ostatnią nadzieją na lepszy budżet dla naszego regionu są głosowania w Senacie. 10 tutejszych senatorów PO wprawdzie zapowiada, że postara się wprowadzić kilka poprawek korzystnych dla województwa śląskiego, ale wobec żelaznej dyscypliny wprowadzonej przez władze PO trudno spodziewać się jakiego przełomu.


Cieszyn znowu bez granicy!!!
Gazeta Wyborcza, Marcin Czyżewski, współpraca Józef Krzyk 2007.12.21, Po 87 latach Cieszyn znowu bez granicy
W piątek o północy szlaban przestał dzielić jedno miasto sztucznie przecięte granicą państwową. Cieszyn i Czeski Cieszyn czekały na to równo 87 lat.
- To jedno z najważniejszych wydarzeń w historii Cieszyna. Na likwidację granicznego podziału czekaliśmy od 1920 roku. Strasznie się cieszę - mówił Bogdan Ficek, burmistrz Cieszyna.
Rozszerzenie strefy Schengen ma w Cieszynie zupełnie inny wymiar niż tam, gdzie granica przebiega w szczerym polu. Tutaj podział sztucznie wdarł się do miasta, które od wieków było jednym organizmem. Gdy w 1920 roku Śląsk Cieszyński został podzielony pomiędzy Polskę a Czechosłowację, ustanowiona na Olzie granica przedzieliła Cieszyn na pół. Po czeskiej stronie został dworzec kolejowy, po polskiej piękny teatr, ratusz i wzgórze zamkowe. Przez graniczne mosty przestał kursować tramwaj, który był dumą Cieszyna.
Przez długie lata kontakty między obiema częściami miasta były niezwykle utrudnione, mimo iż po drugiej stronie Olzy zostały rodziny lub groby bliskich. Bywało, zwłaszcza na początku, że przy przekroczeniu granicy wystarczyło okazać wystawioną przez urząd przepustkę. Górale z okolic Istebnej zamiast fotografii, na którą nie było ich stać, wklejali portrecik sporządzony przez Jana Wałacha, swojego sąsiada, ale też malarza wykształconego u Fałata i Mehoffera. Musieli często przekraczać granicę, bo mieli za nią kawałek ziemi do obrobienia.
Z czasem pokonujących granicę coraz częściej dotykały utrudnienia, a nawet upokorzenia. W latach 80. Władysław Orszulik, cieszyński przewodnik, z rodziną zza Olzy mógł zobaczyć się po kryjomu tylko w schronisku na Czantorii. Na tych, którzy próbowali przeskoczyć przez płytką przez większą część roku rzekę, czekały wzdłuż brzegu wkopane w ziemię świetlne race. Wystarczyło na którąś nadepnąć, by po chwili mieć pograniczników na karku.
Na początku lat 90. pierwszą próbą budowania porozumienia w przedzielonym mieście był Festiwal Teatralny Na Granicy. Mieszkańcy zaczęli się bawić na wspólnym Święcie Trzech Braci, kwitnął drobny handel. Polscy pogranicznicy, którzy wcześniej wysłuchiwali docinków o rodakach wymiatających wszystko co było w czeskich sklepach, z satysfakcją obserwowali coraz większy ruch w drugą stronę: po tańsze i lepsze buty czy materiały budowlane. Przebojem bardzo długo były drzwi harmonijkowe, a ostatnio - wiklinowe kosze. W połowie lat 90. padł na granicy w Cieszynie rekord - 100 tys. Czechów w ciągu jednego dnia. Radni obu miast zaczęli uczestniczyć we wspólnych posiedzeniach. Powstał plan wspólnego zagospodarowania brzegów Olzy, niebawem miasta ma połączyć tramwaj stylizowany na ten, który jeździł tu 87 lat temu. Będzie to możliwe właśnie dzięki otwarciu granic.
Jaromir Dvorak z Czeskiego Cieszyna ostatni raz pokazywał w czwartek dowód strażnikom granicznym, idąc do polskiej części miasta po ozdoby choinkowe. Przychodzi tu od kilku lat, bo są ładniejsze i trochę tańsze. - Przypominają mi się opowieści dziadka, jak most na Olzie nie był żadnym przejściem granicznym. No i cieszy fakt, że nie będę musiał teraz wyciągać dokumentów do kontroli na moście. Po prostu przejdę jak na sąsiednią ulicę za rzeką - cieszył się Dvorak.
Zadowolony był też Mariusz Makowski, historyk z Muzeum Śląska Cieszyńskiego. - To przywrócenie normalności, bo szlabany na mostach zawsze były czymś sztucznym, a na granicach dochodziło do różnych przykrych sytuacji. Jeszcze kilka dni temu dostałem reprymendę, gdy chciałem zrobić zdjęcie jednego z mostów - tłumaczy Makowski. Podkreśla jednak ważną rzecz. - Minie trochę czasu, zanim znikną bariery mentalne - dodaje. (...)


Śląsk polski i czeski znowu razem!
Dziennik Zachodni, Marianna Lach, alek, W nocy z czwartku na piątek znikną kontrole na naszej granicy z krajami UE
(...) W Cieszynie, do którego oprócz prezydenta miasta i starosty Czeskiego Cieszyna zaprasza wojewoda śląski, na Rynku od godz. 20.30 występować będą lokalni artyści. O godzinie 21 zagrają Trubadurzy, a o godz. 22.30 wystąpi Zespół Pieśni i Tańca Śląsk. Pół godziny przed północą na Moście Przyjaźni podpisane będzie porozumienie o współpracy przygranicznych miast. O północy symbolicznie podniesiony zostanie graniczny szlaban. Natomiast w Miasteczku Granicznym odbędą się pokazy sprzętu policji i straży granicznej oraz jarmark świąteczny.
Na pamiątkę otwarcia granic z Czechami na raciborskim rynku zostanie wykonana fotografia wszystkich mieszkańców. Wielki happening Ulotna granica rozpocznie się tam w piątek o godz. 14. Na rynku zaprezentują się poszczególne zespoły Raciborskiego Centrum Kultury. Dużą atrakcją będą popisy żonglerów z ogniem. Po niezwykłym pokazie, około godzinie 16 odbędzie się symboliczne przecięcie granicy państwa. Pięciometrowy szlaban zostanie utworzony z żółtych i niebieskich baloników napełnionych helem.
Punktem kulminacyjnym imprezy będzie wykonanie wspólnej fotografii. Mieszkańcy utworzą olbrzymi, świecący symbol Unii Europejskiej. Zdjęcie zostanie wykonane z wysokości strażackiego wysięgnika. Całe przedsięwzięcie będzie rejestrowane przez internetową kamerę. Obraz będzie można śledzić na oficjalnej stronie miasta: www.raciborz.pl
- To wspaniały moment, żeby świętować. Mimo, że miasto nie leży bezpośrednio przy granicy, będziemy się bawić - zauważa burmistrz Raciborza Mirosław Lenk.
Z kolei w nocy z czwartku na piątek na przejściu granicznym w Chałupkach odbędzie się symboliczne otwarcie granicy. Impreza rozpocznie się o godz. 23.30 na starym moście. Punktualnie o północy, po wspólnym odliczaniu, podczas pokazu sztucznych ogni do muzyki Ody do radości nastąpi symboliczne podniesienie szlabanów. W uroczystości wezmą udział: prezydent Wodzisławia Śląskiego, wójt Gminy Krzyżanowice oraz starosta Bohumina.
Natomiast w gminie Krzanowice, wejście Polski do strefy Schengen świętowane będzie na rynku w piątek od rana. Festyn pod ogromnym namiotem uświetnią występy uczniów szkół, którzy przygotowują stosowne inscenizacje.


Śląskie hojne też dla opolskiego
Gazeta Wyborcza, mag 2007.12.14, Śląskie hojne świątecznie. Także dla opolskiego
W ciągu trzech dni Stowarzyszenie Wiosna znalazło darczyńców dla ponad 300 rodzin ze Śląska. Nasze województwo zrobiło również paczki dla opolskiego.
W piątek wolontariusze Wiosny otworzyli magazyn w Katowicach i zaczęli przyjmować świąteczne paczki. Dwie od razu pojechały do rodzin. Były dużych gabarytów, zawierały meble i darczyńcy zapewnili transport. Resztę wolontariusze będą rozwozić przez weekend własnymi samochodami.
Pracę nad akcją Świąteczna paczka rozpoczęli na początku listopada. Działali w Jaworznie, Katowicach, Bytomiu, Tychach, Gliwicach i Zabrzu. Setka młodych ludzi (...). Przez miesiąc szukali ubogich mieszkańców, odwiedzali ich w domach, wypytywali o potrzeby. Głównie była to żywność, odzież zimowa, wersalki.
Znaleźli 305 rodzin, najwięcej w Gliwicach, z początkiem grudnia opisali je w internecie. I już po trzech dniach mieli darczyńców na wszystkie prezenty. Ktoś sam z siebie dorzucił komputer. Dwie paczki zrobią Gandorowie - Beata z rodzicami i Ewa z chłopakiem. - Jak się angażować, to do końca - mówią.
Jedna z obdarowanych rodzin mieszka w katowickim domu samotnej matki. Akcja poszła tak sprawnie, że można było dopisać do listy potrzebujących siedem innych samotnych matek z tego domu. Ba, Śląsk zorganizował paczki dla opolskiego, gdzie nie znalazło się tylu darczyńców.
Wiosna jest z Krakowa, Świąteczną paczkę zorganizowała po raz pierwszy na Śląsku trzy lata temu.


Powstała książka o góralskich zwyczajach
Gazeta Wyborcza, mac 2007.12.16
(...) Małgorzata Kiereś jest osobą powszechnie znaną w Beskidzie Śląskim. Pochodząca z Istebnej góralka jest etnografką, kierowniczką Muzeum Beskidzkiego w Wiśle, członkinią jury festiwali folklorystycznych i ich konferansjerką, a przede wszystkim badaczką i wielką miłośniczką kultury górali beskidzkich i Śląska Cieszyńskiego. Zajmuje się tym przez całe życie, dlatego nikt nie posiada takiej wiedzy o tutejszych zwyczajach i obrzędach jak ona. Teraz podzieliła się nią w swojej nowej książce Doroczna obrzędowość w społecznościach zróżnicowanych religijnie na pograniczu polsko-słowacko-czeskim. - Tytuł brzmi bardzo naukowo, ale książka jest napisana w taki sposób, aby każdy mógł ją przeczytać i dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy - przekonuje Kiereś.
Książka opisuje ogromne bogactwo obrzędów kultywowanych od wieków przez górali żyjących w Beskidach u zbiegu granic Polski, Czech i Słowacji. Przeczytamy tu np. o słowackim zwyczaju chodzenia lucek, czyli przebranych na biało bab, które, omiatając gęsim piórem dom, miały odpędzać złe duchy. Dowiemy się o karnawałowym mięsopuście, w czasie którego po domach chodzili przebierańcy z szablą, na którą gospodarze musieli nadziać kawałek słoniny, czy adwentowym chodzeniu z Jozefkiem po domach, nawiązującym do szukania przez św. Józefa schronienia dla brzemiennej Maryi.
Etnografka nie pracowała nad książką w bibliotekach, ale pod strzechami. Wędrując po wioskach, wstępowała do chałup i długo rozmawiała z gospodarzami o obrzędach w ich rodzinach. Takich rozmów przeprowadziła kilkaset. Z każdej wyniosła coś nowego - tym bardziej że są to tereny bardzo zróżnicowane religijnie, co wpływało na urozmaicenie zwyczajów. - To ludzie wybudowali świat tej książki - dodaje Kiereś.


Metan ogrzeje ludziom mieszkania?
Gazeta Wyborcza, Ewa Furtak, Tomasz Głogowski 2007.12.11, Metan z kopalni ogrzeje ludziom mieszkania?
Śmiertelnie groźny dla górników metan może być szansą dla wielu gmin. Chcą ogrzewać nim mieszkania i budynki komunalne. W Skoczowie chcą kupować metan z kopalni Morcinek w Kaczycach, w Gierałtowicach z kopalni Budryk w Ornontowicach.
Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej Ciepło w Skoczowie kupuje dziś gaz ziemny wydobywany przez jastrzębski Zakład Odmetanowania Kopalń w Dębowcu. Dostarcza ciepło do mieszkań na największych skoczowskich osiedlach.
- Mieszkańcy są zadowoleni, bo płacą niższe niż w innych miastach rachunki za ogrzewanie - mówi Andrzej Bacza, przewodniczący skoczowskiej rady miejskiej.
Jednak złoża gazu w Dębowcu się kurczą. Aby ogrzać ponad 2,5 tysiąca mieszkań, skoczowska spółka musi od grudnia do lutego dokupywać komercyjny gaz w Górnośląskiej Spółce Gazowniczej w Zabrzu. Skoczowscy energetycy zastanawiają się, co robić dalej. Ratunkiem może okazać się... metan. Jest tańszy od gazu ziemnego i równie wydajny. Energetycy chcą kupować go od spółki Karbonia, właściciela złoża metanu w zlikwidowanej kopalni Morcinek w Kaczycach. Jeszcze w tym miesiącu podpisane zostanie w tej sprawie specjalne porozumienie.
Karbonia, której właścicielem jest czeski koncern węglowy OKD, zaczęła eksploatację złóż metanu w kopalni Morcinek w 2004 roku. Zasoby oceniono wtedy na 60 mln m sześciennych. W Polsce wykorzystaniem metanu do ogrzewania nikt się nie zainteresował. Wybudowano więc specjalny rurociąg i metan płynie nim do Czech. Jeżeli dojdzie do podpisania umowy, Skoczów będzie pierwszą polską gminą korzystającą z metanu zgromadzonego w kopalni Morcinek. Wykorzystaniem kopalnianego gazu zainteresowały się też władze Gierałtowic, chcą wykorzystać go do ogrzewania budynków. Gmina zamierza kupować metan od kopalni Budryk i ogrzewać nim szkoły, przedszkola, biblioteki, a nawet budynek urzędu gminy. Plan zakłada, że do końca 2010 roku na terenie Gierałtowic powstanie kilka centrów energetycznych. Mają być zasilane metanem i biogazem.
Kopalni Budryk pomysł się podoba, bo od pewnego czasu ogrzewa już metanem swoje biura, łaźnię i wykorzystuje go do zasilania generatora prądu. Teraz mogłaby na nim jeszcze zarobić. - Wydobywamy go więcej, niż możemy zużyć, i część się marnuje - przyznają przedstawiciele Budryka. (...)


Giszowiec opisany i doceniony
Gazeta Wyborcza, Tomasz Malkowski 2007.12.10, Nowy sposób na śląskie paskudztwo
(...) Małgorzata Szejnert, wybitna reportażystka, ostatnie trzy lata poświęciła kawałkowi historii Górnego Śląska, katowickiemu Giszowcowi. Napisała Czarny ogród, opowieść o miejscu i ludziach. W poniedziałkowy wieczór książka miała promocję w sercu stuletniego osiedla, w Karczmie Śląskiej. Ze sceny Szejnert zwierzyła się, wypełniającym po brzegi salę gościom, z przyczyn powstania książki. - Jak tu przyjechałam w stanie wojennym, to zobaczyłam przeraźliwie smutny Giszowiec. Jego wspaniałość było widać w postaci domków, układu ulic, ale wszystko w ruinie. Na to stare piękno nacierały obrzydliwe nowe bloki, brutalnie wbijające się w osiedle jak taran. Wtedy nie byłam tu jako dziennikarka, ale urzędniczka. Przez całe lata ciągle tkwił w mojej pamięci ten obraz, musiałam o tym w końcu napisać - wspominała Szejnert.
Wzruszony poseł Kazimierz Kutz mówił, że to jedna z najpiękniejszych chwil jego życia. - Nie przypuszczałem, że taka książka może powstać. Ona mówi o Górnym Śląsku bez uprzedzeń, tendencji. Tego żaden Ślązak by nie napisał, bo zaraz wkradłyby się nasze emocje. To bardzo ważne dzieło, bo pomoże nam wszystkim zrozumieć to śląskie paskudztwo - podkreślał reżyser. Dodawał, że ze stron książki unosi się tajemnica śląskiego trwania, zaklęta w słowach my to smolimy.
- Pan jest współautorem tej książki, bo pana filmy podsycały moją ciekawość Śląska - tłumaczyła Szejnert. Kutz żartował: - Co najwyżej dolałem oliwy do pani płomienia.
Elżbieta Zacher, krakowianka związana z Giszowcem od 30 lat, która pomagała Szejnert zdobywać materiały do książki, wspominała: - Pani Małgorzata musiała wszystkiego dotknąć. Nawet zjechała na dół kopalni, gdzie chodziła chodnikami przez cztery godziny - mówiła. Szejnert rozbawiona przypomniała, że musiała wcześniej dokonać małego retuszu swojego wieku, bo na dół nie wpuszczali powyżej 60 lat.
- Tę książkę się świetnie czyta. W dobrym filmie potrzebny jest dobry bohater i 200 oryginalnych szczegółów. Pani Małgorzata miała Giszowiec i milion detali i wątków - mówił z uznaniem Kutz.
Alojzy Lysko, autor książek o historii Górnego Śląska, uważa, że autorce udało się zebrać rozsypane paciorki jednego różańca. - W tej książce ze szkiełek, także tych wytartych, układa się piękny witraż historii regionu. Przy tym jest to odważna opowieść, bo nie przemilcza trudnych momentów. Zarazem delikatna, bo nie uraża żadnej ze stron. Tysiące życiorysów układają się tutaj w jedną wspólnotę - mówił Lysko.
Na sali byli też obecni potomkowie bohaterów książki, dawnych mieszkańców Giszowca, Nikiszowca i Janowa. - Ta książka i spotkanie z panią Małgorzatą spowodowały, że zaczęłam się interesować rodziną męża. Zbieram pamiątki, dokumenty, chcę spisać naszą historię - mówi Maria Junger. - Bo Czarny ogród to taki pamiętnik, każda górnośląska rodzina może na jego stronach dopisywać własne wspomnienia - przekonywała Zacher.
Kutz jest pewien, że książka spowoduje renesans zainteresowania Śląskiem w całej Polsce. - To może być też świetny biznes, bo przyjadą turyści, także Ślązacy mieszkający w Niemczech. Ale dalszym krokiem musi być rewitalizacja Nikisza i Giszowca.


Wrocławianie: Silesia nie dla Zagłębia
Gazeta Wyborcza, Agata Saraczyńska 2007.12.06, Wrocławsko-katowicki spór o nazwę Silesia
To Wrocław był zawsze stolicą Śląska - wrocławscy naukowcy sprzeciwiają się propozycji nazwania Silesią aglomeracji skupiającej siedemnaście górnośląskich miast.
Górnośląscy internauci zażarcie dyskutują nad nazwą dla aglomeracji, w którą w perspektywie dwóch, trzech lat mają się zmienić Katowice i sąsiednie miasta. Wśród propozycji - obok Rawy, Nowych Katowic - największe poparcie ma Aglomeracja Górnośląska i Silesia, czyli Śląsk.
Zdaniem Tomasza Pietrzykowskiego, byłego wojewody śląskiego, Silesia to nazwa najlepsza. Podobnie uważa Zygmunt Frankiewicz, prezydent Gliwic: - Wprawdzie to nie gliwiczanie wymyślili Silesię, ale uważam, że to nazwa dużo lepsza od propozycji prezydenta Katowic: Nowe Katowice czy wprost Katowice. Ale umierać za Silesię nie będziemy.
Przemysław Jedlecki, katowicki dziennikarz Gazety Wyborczej: - W naszym gazetowym plebiscycie na hasło promocyjne dla aglomeracji zwyciężyło: Silesia silnie przyciąga. Jednak uważam, że sprawa nazwy jest mniej istotna niż powołanie samej aglomeracji.
Wkrótce do prezydentów miast Górnego Śląska i Zagłębia trafi protest przygotowany przez internautów z portalu ZobaczSlask.pl i podpisany przez wrocławskich oraz opolskich profesorów. Wśród sygnatariuszy są filolodzy, historycy, historycy sztuki, m.in.: Jan Miodek, Jan Harasimowicz, Rościsław Żerelik.
- Wszyscy, do których się zgłaszałem, byli zgodni, że nazwa Silesia jest naciągana - mówi Tomasz Sielicki, wrocławianin, jeden z inicjatorów akcji sprzeciwu wobec nazwania aglomeracji górnośląskich miast Silesią. Sielicki na ZobaczSlask.pl prowadzi stronę poświęconą Wrocławiowi i Dolnemu Śląskowi. - Górny Śląsk to tylko skrawek krainy, który w okresie międzywojennym znalazł się w państwie polskim. Nie zamierzamy nikomu odbierać prawa do nazywania się Ślązakami, ale myślenie nazwami województw utrwala sztuczny podział krainy. Przecież Ślązakami są także mieszkańcy Śląska Cieszyńskiego, Opolskiego i Dolnego.
Prof. Jan Harasimowicz, historyk sztuki: - Nie walczymy o jakiś piastowski bądź pruski Śląsk. Tylko o prawdę historyczną i właściwe proporcje. Historycznie Śląsk rozciąga się od rzeki Kwisy i Świebodzina po ziemię opawską i Górny Śląsk. Jego stolicą zawsze był Wrocław. Wschodni skrawek regionu nie może zawłaszczać nazwy Silesia, czyli Śląsk.
Podobnego zdania jest Maciej Łagiewski, dyrektor wrocławskiego Muzeum Miejskiego, podpisany pod listem otwartym: - Dymy z hut i kopalń przesłoniły ludzi mieszkających na Śląsku i jego granice. Tragedią dla Ślązaków był podział po I wojnie światowej. Teraz gdy ktoś z Warszawy jedzie na Śląsk, to albo do Katowic, albo do Gliwic. Nie do Wrocławia. To ignorancja, która utrwala komunistyczne przyzwyczajenia.
Przeciw nazwaniu aglomeracji Silesią są także górnoślązacy, m.in. pisarz Henryk Waniek: - Już nazwanie województwa katowickiego śląskim jest przejawem idiotyzmu nazewniczego. Silesia to kolejna głupota, to trzeba skończyć.
Jerzy Gorzelik, lider Ruchu Autonomii Śląska: - Brniemy w ślepą uliczkę, nazywając miasto identycznie z regionem. Po wojnie miało to wydźwięk propagandowy, teraz to niezrozumiała uzurpacja. (...)


Bal richtig pů naszymu!
ZobaczSlask.pl, 2007.12.07
Uważosz sie za prowdziwygo Ślůnzoka? Szterujům Cie gorolske przyjęcia, kaj trzeba jeś bułkę przez bibułkę? Zawsze chcioł żeś wybrać sie na echt ślůnski bal? Niy mogesz przegapić Piyrszego Integracyjnygo Balu Ślůnzokůw! Niy poradzisz godać pó naszymu? Zawdy ciekawjyło Cie, co takigo wyjůntkowego jest w ślůnskich zabawach? Tyż Cie zapraszůmy!
Agencyjo Artystyczno Makula uoraz rudzke koło Ruchu Autonomije Ślůnska zaproszo na I Integracyjny Bal Ślůnzokůw, kery odbydzie sie 26 stycznia 2008 roku we bielszowickjym Domu Kultury. Patronym Balu mo być sům prezydynt Rudy, Andrzyj Stania, a konferansjerůma bydům Andrzej Miś i Marian Makula. Organizatory zapowiadajům, co kożdy z 420 uczestnikůw Balu mo gwarantowane 2 gorůnce posiłki, poczynstůnek pysznym kołoczym a przede wszyjstkjym wyborno zabawa! Niy zabrakniy tyż śpiewanio ślůnskich pieśniczek, a po půłnocy půdzie obejrzeć filmy uo Gůrnym Ślůnsku. Jak bestoż widać atrakcyji niy zabrakniy - Bal Ślůnzokůw powinien być obowiůnzkowym půnktym w planach kożdygo z Wos na zbliżajůncy sie Karnawał.
Zainteresowani znojdům wiyncy szczegołůw na zajcie uorganizatora: www.makula.pl.


Tusk obiecał autonomię?
www.raslaska.org, 2007.12.05, Tusk obiecał autonomię? Nic z tych rzeczy - twierdzi Schetyna
W dniu 2 grudnia 2007 toruński poseł PiS, Zbigniew Girzyński, złożył w sejmie interpelację, w której dał wyraz zaniepokojeniu wywiadem udzielonym prasie przez posła Platformy Obywatelskiej, Kazimierza Kutza. Kutz miał w nim stwierdzić, że jednym z warunków postawionych Donaldowi Tuskowi w związku ze startem śląskiego reżysera z list PO, było przyznanie Górnemu Śląskowi autonomii. Zbigniew Girzyński zapytuje, czy realizacje tej obietnicy nie będzie stała w sprzeczności z konstytucyjną zasadą nienaruszalności terytorialnej Rzeczypospolitej.
Niestety, wydaje się, że poseł PiS przecenił swych rywali z Platformy. W rozmowie w I programie Polskiego Radia wicepremier Grzegorz Schetyna zdeklarował wprawdzie wolę wdrożenia daleko idącej reformy samorządowej, ale w kolejnych zdaniach zapewnił, że reforma owa w istocie daleko nie sięgnie: Ja byłem przy rozmowach z panem Kazimierzem Kutzem, rozmawialiśmy z przewodniczącym Tuskiem na temat jego zaangażowania, prowadzenia listy Platformy w Katowicach, mówiliśmy o śląskości, o Śląsku, o wspólnych doświadczeniach, o tym, jak trzeba delikatnie, a jednocześnie... Dzisiaj zresztą rozmawiamy w Barbórkę, 4 grudnia, więc to jest symboliczny wątek, który pan porusza. Jak specyficzny jest to region, jak trzeba potrafić rozmawiać z ludźmi ze Śląska, jak Śląsk nie powinien być problemem, a szansą i nadzieją całego kraju. O tym mówiliśmy i to była bardzo dobra, taka otwierająca rozmowa. Ale mówienie o autonomii jest po prostu smutnym, absurdalnym żartem. Mówiliśmy o tym, jak ten region docenić i jak o nim myśleć w sposób przyszłościowy, a nie o autonomii, to nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Śmiałość nie wydaje się być mocną stroną nowego rządu. Zasada równomiernej decentralizacji, sprzeczna z praktyką stosowaną w takich państwach jak Hiszpania, Włochy czy Wielka Brytania, gdzie część regionów otrzymała szersze swobody, może zostać wykorzystana jako pretekst do zaniechania wszelkich działań. Można się bowiem spodziewać, że część regionów nie będzie skłonna do przyjęcia odpowiedzialności, jaka wiąże się z autonomią.
W załączeniu tekst interpelacji posła Girzyńskiego (zachowano oryginalną pisownię).

Poseł na Sejm RP Toruń, 2 grudnia 2007 r.
Zbigniew Girzyński
Klub Parlamentarny PiS
Sz. P.
Donald Tusk
Prezes Rady Ministrów
INTERPELACJA
w sprawie publicznych wypowiedzi posła Platformy Obywatelskiej Kazimierza Kutza o zamiarze wprowadzenia autonomii dla Śląska
W grudniowym numerze jednego z kolorowych magazynów ukazał się obszerny wywiad z Posłem na Sejm RP z ramienia Platformy Obywatelskiej panem Kazimierzem Kutzem. Stwierdził on w nim, że jednym z warunków jakie postawił przed wyborami Panu Premierowi, wówczas jako liderowi PO aby zostać kandydatem do Sejmu z list Platformy, była zgoda Pana Premiera na przyznania autonomii dla Śląska.
Wypowiedz ta nie odnosiła się do ogólnego zwiększenia kompetencji wszystkich jednostek samorządu terytorialnego w całej Polsce (co także wymagałoby spokojnej analizy i zapewne rodziłoby liczne zastrzeżenie), ale wyraźnie zakładała stworzenie odrębnego statusu dla Śląska poprzez przyznanie mu autonomii.
W związku z powyższym pragnę uzyskać od Pana Premiera odpowiedzi na następujące pytania:
1. Czy prawdą jest, że Pan Premier złożył tego typu obietnicę, a jeśli tak to w jaki sposób chce się z niej wywiązać?
2. Czy nie uważa Pan Premier, że tego typu deklaracje mogą prowadzić do naruszenia integralności terytorialnej państwa?
3. Dlaczego o tak poważnych planach Pan Premier nie poinformował opinii publicznej przed wyborami oraz nie wspomniał o nich w swoim dość obszernym expose 23 listopada tego roku?
4. Jak ma zamiar pogodzić Pan Premier tego typu obietnice z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej stanowiącej w art. 3, że Rzeczpospolita Polska jest państwem jednolitym?
5. Czy wypełnienie tych obietnic nie będzie stało w sprzeczności z art. 5 Konstytucji zakładającym, że Rzeczpospolita Polska strzeże niepodległości i nienaruszalności swojego terytorium?
6. Czy tego typu zmiany nie wykraczają poza ramy rozdziału VII Konstytucji określającego zakres działania samorządu terytorialnego w Polsce?
7. Czy Pan Premier składał inne tego typu deklaracje o których nie została poinformowana opinii publiczna, a które zakładają poznanie autonomii innym częścią Rzeczypospolitej?
8. Czy plany te przybrały lub przybiorą charakter zmian ustrojowych lub ustawowych, a jeśli tak to jakich i w jakim terminie Rada Ministrów lub Klub Parlamentarny Platformy Obywatelskiej mają zamiar z nimi wystąpić?
Proszę o jak najszybszą odpowiedź na zadane przez mnie pytania.
z najwyższym szacunkiem
Dr Zbigniew Girzyński
Poseł na Sejm RP



Dbajmy o górnośląską spuściznę
Gazeta Wyborcza, Rozmawiał Tomasz Malkowski 2007-12-03, Prof. Chojecka: zburzyć dworzec? To populizm
- Wyburzenie dworca kolejowego w Katowicach będzie takim samym błędem jak zniszczenie Giszowca czy pałacu w Świerklańcu - przekonuje prof. Ewa Chojecka, wybitna historyk sztuki.
Tomasz Malkowski: Nasz publicysta, Michał Smolorz, napisał w jednym z ostatnich felietonów, że ludziom nie podoba się dworzec w Katowicach i dlatego należy go zburzyć.
Prof. Ewa Chojecka: To błędne myślenie. Dam przykład. Jeżeli ktoś chce ustalić sprawę autorstwa jakiegoś obrazu i sprawdzić, czy to np. dzieło Vermeera z Delft czy Rembrandta, nie rozpisuje referendum wśród społeczeństwa. Trzeba się udać do eksperta. To on powie, kto jest autorem. Podobnie przed operacją - zbiera się konsylium lekarskie, a nie grupa przypadkowych ludzi złapanych na ulicy.
Argumentowanie, że dworzec nie podoba się katowiczanom, więc trzeba go zburzyć, brzmi jak czysty populizm. Idziemy za daleko, zmierzamy w stronę pseudodemokracji. W prawdziwej demokracji liczą się opinie specjalistów, i to tych niezawisłych, którzy nie zależą od władzy i nie muszą się przypodobać opinii społecznej. Nasze naukowe sumienie mówi nam, że dworzec w Katowicach to arcydzieło: przykład brutalizmu i zarazem wspaniała konstrukcja. Nie można jego oceny puszczać na żywioł opinii publicznej.
Jednak mieszkańcom nie podoba się nowoczesna architektura - nie tylko dworzec, ale i zabudowa okolicy rynku z lat 60. i 70. XX wieku.
- Społeczeństwo jej nie rozumie, bo to trudna architektura. To nie jest lukrowana sztuka, która jest łatwa i przyjemna. W Katowicach stała się jeszcze rzecz, która ominęła Kraków, a z czym poradził sobie Wrocław. Tutaj nastąpiło zerwanie ciągłości kulturowej. Ta ciągłość była rwana parokrotnie.
Po 1921 roku polskie Katowice odcięły się od pruskiej przeszłości. W międzywojniu zrobiono tutaj bardzo wiele w drodze do nowoczesności. Powstały znakomite rzeczy. Ale nie dokończono tego dzieła, bo nastąpił 1939 rok i wybuchła II wojna światowa. Okupacja hitlerowska to zerwanie po raz kolejny tej ciągłości, wszystko, co było polskie, zostało wyeliminowane. Zburzenie Muzeum Śląskiego, najnowocześniejszego gmachu w Polsce i Europie Środkowej, jest tego koronnym przykładem.
Po 1945 roku nastąpiło kolejne zerwanie. Władza ludowa odsądziła od czci i wiary Polskę sanacyjną. I ten wielki dorobek międzywojnia został przekreślony. Nastąpiła też wielka migracja ludności z zewnątrz. Nie znała historii Katowic i Śląska, więc nie dbała o dziedzictwo, o przywracanie pamięci. Historię zredukowano do poziomu folkloru.
Czy zburzenie dworca kolejowego z 1972 roku nie będzie kolejnym aktem zerwania z przeszłością?
- Niestety, tak. Wszystko, co powstało w latach 1945-1989, wydaje się niektórym złe. Mamy teraz do czynienia z dekomunizacją architektury. Ale nie da się jej zrobić względem architektury i żadnej sztuki. Bo sztuka jest albo dobra albo zła. Jeżeli wyrzucimy dworzec, bo ma metkę PRL-u, to równe dobrze można zniszczyć Spodek. W tamtej epoce, jak w każdej, były i blaski, i cienie. O te blaski trzeba dbać. Bez nich po raz kolejny przerwiemy ciągłość historyczną. (...)
Czy tę ciągłość historyczną można przywrócić?
- Tak, poprzez pamięć. Jej przywracaniem zajmujemy się w naszym Zakładzie Historii Sztuki od 30 lat. Gdy zaczynaliśmy pracę, to XIX i XX wiek były białymi plamami, nie wiedziano, co tu, na Górnym Śląsku, jest wartościowego. Ta ignorancja popchnęła ówczesne władze do burzenia Giszowca, gdzie w miejscu domków zaczęto stawiać bloki z wielkiej płyty. Wtedy zainterweniowaliśmy, słaliśmy protesty wbrew partii i milczącej opinii publicznej. Szliśmy wtedy pod prąd. Mówiliśmy że Giszowiec to wartość, miasto ogród, którego absolutnie nie wolno burzyć. Zatrzymaliśmy proces zniszczenia. A dzisiaj wszyscy już uważają, że Giszowiec jest bezcenny.
Podobnym błędem było zniszczenie pałacu w Świerklańcu, gdzie władza argumentowała, że to dzieło Niemca krwiopijcy i kapitalisty. A przecież teraz wiele byśmy dali, by mieć ten pałac.
Więc nie róbmy kolejnego głupstwa, burząc budynki z lat 70., w tym dworzec. Bo za 30 lat będziemy się bić w pierś, że do tego dopuściliśmy. Jesteśmy w podobnym punkcie jak na początku okresu międzywojennego. Wtedy też nie wiedziano, jak Katowice mają wyglądać, było wiele kontrowersji i sporów. Ale dzięki dobrej polityce i wizji rozpoczęła się wielka przygoda z funkcjonalizmem, której owoce do dziś nas zachwycają.


Premier u górników
Gazeta Wyborcza, Przemysław Jedlecki 2007.12.03, Premier do górników: chylę przed wami czoła
(...) Z okazji Barbórki Tusk spotkał się w Bytomiu z górnikami kopalni Bobrek-Centrum i ratownikami z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego. Tuż przed wyborami te same miejsce odwiedził na zaproszenie Solidarności ówczesny premier Jarosław Kaczyński i wiele osób zastanawiało się, czy nowy premier zostanie przyjęty równie ciepło.
Tusk wizytę zaczął od zjazdu 726 metrów pod ziemię. Gdy wyjechał na górę, w cechowni czekali już na niego górnicy. - Barbórka to wasz dzień. Mam nadzieję, że rządzący czasem zjadą do kopalni. Chodzi o to, żeby nie zapomnieli, jak się pracuje. Chylę przed wami czoła - mówił Tusk do górników.
Premier podkreślił, że każdy, kto zechce za bardzo oszczędzać na górnikach, przegra. - Ale przegra też ten, kto powie: macie, co chcecie. Może nie będziecie do końca szczęśliwi, ale nikt z was nie będzie miał poczucia, że rząd ma was gdzieś - obiecywał Tusk. Stojący obok niego Grzegorz Pawłaszek, prezes Kompanii Węglowej, powiedział z kolei, że w przyszłym roku pensje w tej spółce wzrosną średnio o 10 proc.
Górnicy pytali m.in. o to, czy premier wie, ile kosztuje tona węgla. - Nie wiem. Dawno nie kupowałem - odpowiedział z uśmiechem Tusk. Zapewnił, że nie będzie rewolucji kadrowej w górnictwie. - Mamy zaufanie do obecnej ekipy - wyjaśnił.
Z kopalni pojechał do Okręgowej Stacji Ratownictwa Górniczego przyjrzeć się pokazowi pracy ratowników. Złożył też kwiaty pod tablicą upamiętniającą górników, którzy stracili życie w kopalniach.
Na koniec pojechał do Miechowic na śląski obiad do rodziny Szymona Kwietnia, górnika kopalni Bobrek-Centrum z 21-letnim stażem. Na premiera czekał rosół z nudlami, kluski śląskie i polskie, rolady, modra kapusta i kompot. Na deser był kołocz. - Ostatni raz tak się najadłem chyba w Boże Narodzenie na obiedzie u mamy - tryskał humorem premier. - Teraz ciągle będziecie mieli mnie na karku - żartował.

Ewald Gawlik / za: Izba Śląska  wiecej zdjęć
Archiwum artykułów:
  • 2010 luty
  • 2009 grudzień
  • 2009 listopad
  • 2009 październik
  • 2009 wrzesień
  • 2009 sierpień
  • 2009 luty
  • 2008 grudzień
  • 2008 listopad
  • 2008 październik
  • 2008 wrzesień
  • 2008 sierpień
  • 2008 lipiec
  • 2008 czerwiec
  • 2008 maj
  • 2008 kwiecień
  • 2008 marzec
  • 2008 luty
  • 2008 styczeń
  • 2007 grudzień
  • 2007 listopad
  • 2007 październik
  • 2007 wrzesień
  • 2007 sierpień
  • 2007 lipiec
  • 2007 czerwiec
  • 2007 maj
  • 2007 kwiecień
  • 2007 marzec
  • 2007 luty
  • 2007 styczeń
  • 2006 grudzień
  • 2006 listopad
  • 2006 październik
  • 2006 wrzesień
  • 2006 sierpień
  • 2006 lipiec
  • 2006 czerwiec
  • 2006 maj
  • 2006 kwiecień
  • 2006 marzec
  • 2006 luty
  • 2006 styczeń
  • 2005 grudzień

  •    Mówimy po śląsku! :)
    O serwisie  |  Regulamin  |  Reklama  |  Kontakt  |  © Copyright by ZŚ 05-23, stosujemy Cookies         do góry