zobacz.slask.pl   
ŚLĄSKI SERWIS INTERNETOWY   
2008 czerwiec przegląd wiadomości ze Śląska
zobacz ostatnie


Ślůnsko godka to już język?
Gazeta Wyborcza, Anna Malinowska 2008.06.30, Śląsko godka to tylko gwara czy już język?
- Nieuznawanie śląskiego za język to decyzja polityczna. Ta konferencja jednak pokazuje, że wola 60 tys. osób, które zadeklarowały, że w domu posługują się śląskim, nie może być zignorowana - mówił dr Tomasz Kamusella z Uniwersytetu Opolskiego. Na poniedziałkowej sesji o języku śląskim debatowali w Katowicach językoznawcy, parlamentarzyści i samorządowcy.
Konferencja w sali Sejmu Śląskiego Śląsko godka - jeszcze gwara czy jednak już język? zaczęło się od złożenia rezolucji na ręce Krystyny Bochenek, wicemarszałek Senatu oraz Zygmunta Łukaszczyka, wojewody śląskiego, pod których patronatem impreza się odbyła. Towarzystwo Kultywowania i Promowania Śląskiej Mowy Pro Loquela Silesiana zaapelowało o uznanie śląskiego za język regionalny. - Dysponujemy sześcioma ekspertyzami naukowymi, które o tym świadczą - przekonywał Rafał Adamus, prezes towarzystwa.
Wśród zebranych ekspertyz znajdowała się także przygotowana przez dr Jolantę Tambor z Uniwersytetu Śląskiego: - Śląszczyzna jeszcze językiem nie jest, ale może się nim stać. Najważniejsze jest zebranie, skodyfikowanie godki. Sprawa jest trudna ze względu na jej różnorodność w terenie. Bo co będzie ważniejsze? Opolska gniotka czy szopienicka zmora? Jaki wybrać alfabet? Pisać poszczególne litery, całe wyrazy? Strzimać przez rz? Ajtopf czy antopf? - pytała w trakcie wczorajszego wystąpienia dr Tambor. (...)
Największe brawa otrzymał dr Kamusella, który stwierdził, że nieuznawanie śląskiego za język to decyzja polityczna. - Ustawodawca uznał za odrębny np. język romski, choć nie zawiera on jakiejkolwiek standaryzacji. Uznał też tatarski, choć na terytorium RP język ten nie był używany od 300 lat. Dlaczego więc nie śląski? - pytał Kamusella.
Dr Artur Czesak z Uniwersytetu Jagiellońskiego z kolei podkreślał, że nadszedł czas obalenia śląskich mitów. - Tych straszących separatyzmem i tych, które mówią, że literatura po śląsku to opowieści spod hasioka! Już teraz widać półki zapełnione śląskimi dziełami: liryki ks. Kałuży, eseje Zbigniewa Kadłubka czy proza Alojzego Lyski to tylko niektóre przykłady. Koniec mitu, że śląski to niemiecki z polskimi końcówkami! I wszystko przy udziale tych, no, jak im tam, g... goroli - zażartował Czesak.
Wystąpieniom przysłuchiwał się prof. Walery Pisarek z Rady Języka Polskiego. - Często zwolennicy śląskiego jako języka powołują się na przykład kaszubski. Tam jednak było inaczej: u Kaszubów doszło do polonizacji języka połabskiego. Tu, na Śląsku, język jest jak korzeń, nierozerwalnie związany z drzewem jakim są ludzie nim się posługujący. Wiem na pewno, że godkę trzeba zapisać. A właściwie godki, bo jest ich wiele. Osobiście uważam, że wtopienie wszystkich gwar śląskich w jedną, byłoby błędem - mówi profesor. Jego zdaniem, samo spisanie godek to proces długotrwały. - To już nie czasy Gierka, który dałby pieniądze i zarządził: ma być gotowe za pięć lat. Warunki są inne - podkreślał prof. Pisarek.
Przedstawiciele Pro Loquela Silesiana uważają z kolei, że gdyby śląski został uznany za język, ze spisaniem go i kodyfikacją nie byłoby problemu. - Płacono by z budżetu. Tak działo się w hiszpańskiej Asturii z językiem asturyjskim. Prace nad jego kodyfikacją trwają już od 30 lat. U nas mogłoby być podobnie - uważa Adamus.


Związek Górnośląski skręca w prawo?
Gazeta Opolska, Marek Świercz 2008.06.27 Nie chcą, by św. Anna była górą pojednania
Związek Górnośląski wspierany przez Stronnictwo Obywatelskie jest przeciw zmianie formuły obchodów rocznic wybuchu III Powstania Śląskiego, które odbywają się na Górze św. Anny. Przypomnijmy, że wojewoda Ryszard Wilczyński chce je zmienić tak, by wyeliminować ekstremistów (choćby działaczy ONR wznoszących hitlerowski salut) i zachęcić do udziału członków mniejszości niemieckiej. Jego zdaniem, Góra św. Anny powinna być górą pojednania i symbolem trudnego dialogu polsko-niemieckiego.
- Uważamy, że Góra św. Anny jest miejscem pamięci, a nie górą pojednania - twierdzą Alicja Nabzdyk-Kaczmarek ze Związku Górnośląskiego i Stanisław Skakuj ze Stronnictwa Obywatelskiego.
W piśmie do wojewody apelują o to, by majowe uroczystości nie straciły charakteru święta państwowego. Powinno to wynikać nie z medialnych dyskusji, lecz z polskiej racji stanu, którą w terenie reprezentuje osoba Wojewody - piszą do Wilczyńskiego. Dodają, że chcą wziąć udział w debacie na temat formuły obchodów. (...)


Co po remoncie raciborskiego zamku?
Nowiny Raciborskie, Grzegorz Wawoczny, 2008.06.24, Co po remoncie zamku?
Rozpoczęty właśnie remont zamku to jedno, a znalezienie dobrej formuły na jego funkcjonowanie po zakończeniu prac to drugie. Konkretnego pomysłu na razie nie ma.
Starosta Adam Hajduk, który 17 czerwca oficjalnie przekazał szefowi firmy Borbud klucze na zamek, nie kryje, że kwestia wykorzystania odnowionej siedziby piastowskiej jest nadal otwarta. Starostwo zdobyło 20 mln zł unijnej dotacji na przekształcenie zabytkowej budowli w Ponadgraniczne Centrum Dziedzictwa Kulturowego. Nie wiadomo jednak, co dokładnie będzie się kryło pod tym szyldem. Mowa m.in. o warsztatach dla studentów Instytutu Sztuki raciborskiej PWSZ, salach dla Młodzieżowego Domu Kultury, restauracji i pubie, sklepiku z pamiątkami i dziedzińcu na organizowanie imprez plenerowych. Całością ma zarządzać odrębna jednostka powiatu.
Wykorzystanie zamku budzi tymczasem emocje, częściowo okazane już, 17 czerwca, na uroczystym rozpoczęciu odbudowy, przez rektora PWSZ, który usytuowałby tu także Instytut Kultury Fizycznej. Gospodarzem obiektu i inwestorem jest powiat, ale i miasto, ze znacznie większymi od starostwa możliwościami finansowymi, widziałoby możliwość uczestniczenia w jakimś - nazwijmy to - zamkowym przedsięwzięciu. Jakim? Tego nie wiadomo, choć od dawna planowana jest poważna dyskusja; w tym temacie. Wiadomo też, że 20 mln zł, które już zdobyło starostwo z UE (kolejne 3,6 mln zł powiat musi dać z własnego budżetu) to za mało, by zamek całkowicie odzyskał blask. Wedle wstępnych szacunków potrzeba łącznie około 70 mln zł (bez wyposażenia), z których część mogłaby co prawda wysupłać magistracka kasa, ale, jak zastrzega prezydent Mirosław Lenk, w zamian za wpływ na sposób wykorzystania zamku.
Kolejna niewiadoma to kaplica zamkowa, najładniejsza tego typu budowla gotycka w Polsce. W latach 80., kiedy komuniści podpisywali z Kościołem porozumienie o odbudowie zamku, zakładano, że zostanie przywrócona jej sakralna funkcja. Dziś żadnych ustaleń nie ma, a unijna dotacja obejmuje tylko remont budynku bramnego, domu książęcego i dziedzińca. Nie ma nadal pieniędzy na słodownię. W latach 90. kamieniarkę i elewację zewnętrzną kaplicy odnowiono na koszt miasta. Obecnie nie wiadomo, skąd wziąć pieniądze na jej wnętrze i komu, bądź na co przekazać obiekt.
Bez wątpienia obecne władze powiatu uczyniły wielki krok do przodu. O odbudowie zamku przestało się tylko mówić. W PRL-u im więcej gadano, tym szybciej zabytek popadał w ruinę. Zaczęła się wreszcie robota. Jest też sporo czasu, by znaleźć odpowiednią rozsądną formułę na wykorzystanie zabytku. Widać, że nie będzie to proste, choćby z tego powodu, że umieszczając na zamku jakąkolwiek instytucję trzeba od razu odpowiedzieć sobie na pytanie, kto będzie płacił za bieżące utrzymanie i to niemałe pieniądze. No i rzecz najważniejsza. Wszyscy są zgodni, że zamek ma być symbolem Raciborza i ściągać turystów. Zanim ktokolwiek tu przyjedzie, musi mieć jednak gwarancję, że cokolwiek ciekawego zobaczy.
Przedsięwzięcie będzie realizowane w okresie od czerwca 2008 r. do końca 2010 r. (...). Wszystkie budynki będą dostosowane dla potrzeb osób niepełnosprawnych.


Sąd: Zomowcy zabili górników i poniosą karę
Dziennik Zachodni, Teresa Semik 2008.06.25
Sąd Apelacyjny w Katowicach. Podczas wczorajszej rozprawy związkowiec z Komisji Zakładowej NSZZ Solidarność ze zdjęciami dziewięciu zabitych przed 27 laty kolegów.
Zomowcy z plutonu specjalnego pacyfikującego kopalnie Wujek i Manifest Lipcowy w 1981 r. są winni śmierci górników i pójdą do więzienia. Tak zdecydował wczoraj katowicki sąd apelacyjny.
Rok 1981. Jeden z rannych pod kopalnia górników
Wyrok przesądza o odpowiedzialności Skarbu Państwa za śmierć i postrzelenie górników. Pokrzywdzeni i ich spadkobiercy będą dochodzić odszkodowań.
- Po piętnastu latach kończy się proces w sprawie tragicznych wydarzeń w obu śląskich kopalniach w pierwszych dniach stanu wojennego - mówił sędzia Waldemar Szmidt, przewodniczący składu orzekającego. - Należy powiedzieć: gloria victis - chwała zwyciężonym, bo polegli w słusznej sprawie, kara zaś dla tych, którzy dopuścili się przestępstwa.
Gdy sędzia skończył uzasadnienie decyzji, na miejscach dla publiczności rozległy się brawa. Tak było również w maju ub. roku, kiedy w trzecim procesie, sąd po raz pierwszy wydał wyrok skazujący.
- Mimo upływu lat, zacierania śladów i matactw można dziś powiedzieć, że oskarżeni dopuścili się przestępstw i poniosą karę - stwierdził sędzia Szmidt.
Nie tylko utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji, ale szeregowym funkcjonariuszom podwyższył kary z 5 do 7 lat pozbawienia wolności. Jednak na mocy amnestii trzeba obniżyć te wyroki do 3,5 roku. Nie wszystkie okoliczności użycia broni palnej przeciwko strajkującym załogom udało się wyjaśnić. Pewne jest tylko to, że funkcjonariusze plutonu specjalnego działali wspólnie. Sąd przyjął, że w kopalni Wujek broni użyli wszyscy oskarżeni (14), choć nikt nie widział w czasie akcji tak dużej grupy strzelających.
- Jedni więc ponoszą karę za milczenie i osłanianie kolegów. Ci zaś, którzy zabili, do końca życia pozostaną ze świadomością nie w pełni ukaranej zbrodni - dodał sędzia Szmidt.
Ogłoszenie wyroku wywołało zróżnicowane opinie osób, które go wysłuchały.
- Nie chcę, by winni do końca życia siedzieli w więzieniu - mówiła Janina Stawisińska, matka zastrzelonego Janka. - Myślę, że ten wyrok jest sprawiedliwy. Wracam do domu spokojniejsza.
Nie krył satysfakcji Stanisław Płatek, postrzelony w kopalni Wujek. - Nam zawsze chodziło przede wszystkim o to, by sąd wskazał winnych naszych nieszczęść - mówił. %07- Nie chcemy zemsty ani rewanżu.
Pokrzywdzeni za najważniejsze uznali fakt wykazania winy specplutonu. Sąd powiedział jasno: nie mieli prawa strzelać do ludzi, nie było takiego zagrożenia. Opinie na temat wysokości kary mieli jednak odmienne.
- Wyższe wyroki dostali w 1982 roku organizatorzy strajku w kopalni Wujek - przypomina Jan Ludwiczak, internowany w stanie wojennym szef zakładowej Solidarności.
Czesław Kłosek, ranny w Manifeście Lipcowym (do dziś ma w kręgosłupie pocisk zomowców) mówi, że trudno nie pytać, dlaczego oskarżeni nie odpowiadają za zbrodnię, skoro zginęli ludzie. Sędzia Szmidt wyjaśniał, że na tym polega siła, a nie słabość państwa prawa - wątpliwości rozstrzyga się na korzyść oskarżonych, sąd wydaje wyrok jedynie na podstawie niewątpliwych i obiektywnych dowodów.
Nie był to sąd nad stanem wojennym - podkreślał sędzia. Dotyczył wyłącznie prawnej oceny zachowań kilkunastu byłych zomowców. - A gdzie w takim razie są ci, co skierowali do kopalni pluton specjalny, wyprowadzili wojsko i milicję na ulicę? - pytał Ludwiczak.
Ofiary tej tragedii doczekały się satysfakcji moralnej, teraz mają pełne prawo oczekiwać satysfakcji finansowej.
- Ten wyrok przesądza o odpowiedzialności Skarbu Państwa za śmierć i postrzelenie górników. Pokrzywdzeni mogą dochodzić odszkodowań. Pozostaje tylko kwestia ich wysokości - mówi mecenas Janusz Margasiński, pełnomocnik ofiar pacyfikacji kopalni Wujek i Manifest Lipcowy. (...)


Beverly Hills na Górnym Śląsku?
Gazeta Wyborcza, Tomasz Malkowski 2008-06-24, W Zabrzu powstanie Beverly Hills?
Konsorcjum zagranicznych firm, które w Azji Południowo-Wschodniej buduje całe miasta, chce zainwestować w Zabrzu. Na 200 ha planuje wybudować luksusową dzielnicę mieszkaniową z olbrzymim polem golfowym.
Indonezyjska firma Ciputra wraz z firmą Premier Polska, wchodzącą w skład francuskiej Grupy Les Nouveaux Constructeurs, chce zbudować tu osiedle dla około 20 tys. mieszkańców. Choć raczej będzie to kawałek miasta. Bo oprócz 8 tys. mieszkań mają też powstać: centrum handlowo-usługowe, biurowce, szkoła, szpital, kluby fitness oraz centrum konferencyjne. Atrakcją ma być olbrzymie pole golfowe, które zajmie centrum nowej dzielnicy. Wokół niego zostaną rozlokowane najdroższe rezydencje. Im dalej od pola golfowego, tym wyższa będzie zabudowa i tańsze mieszkania, ale i tak nie na każdą kieszeń. Bo konsorcjum firm zajmuje się wyłącznie tworzeniem luksusowych dzielnic.
Niedawno odbyła się prezentacja projektu, która spodobała się zabrzańskim radnym. Ci dali już zgodę na utworzenie specjalnej spółki komunalnej, która będzie współpracować z deweloperami. - My damy grunty, oni kapitał. Sami nie damy rady nawet uzbroić tak dużego obszaru. Więc to nasz partner wybuduje drogi i sieci, potem sukcesywnie będzie umarzać ten majątek na rzecz gminy - tłumaczy Kurbiel.
Budowa może zacząć się najwcześniej w 2010 r. Wcześniej miasto musi zmienić studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego i uchwalić plan miejscowy dla tego obszaru, by dopuścić budowę domów na dawnych terenach rolniczych.
W pobliżu inwestycji powstanie zjazd z przyszłej autostrady A1, jest więc szansa, że rezydencjami w Zabrzu zainteresują się nawet osoby spoza regionu. - Niektórzy kupują drugi dom nad morzem, inni w górach. Myślę, że znajdą się tacy zamożni ludzie, którzy będą chcieli mieć dom przy najlepszym polu golfowym w kraju. Bo indonezyjska firma ma doświadczenie w ich budowach - zapewnia Kurbiel.
Wiceprezydent jest pewny, że projekt doczeka się realizacji. - To bardzo wiarygodni partnerzy. Strona francuska działa na rynku europejskim od 1972 r. i jest notowana na giełdzie paryskiej. Indonezyjska firma ma natomiast za sobą znacznie większe inwestycje - mówi Kurbiel. Obie firmy działają ze sobą od wielu lat, ale to zabrzańska inwestycja może być ich pierwszą w Europie. (...)
Niestety, wszystkie nowe miasta Ciputry, niezależnie od lokalizacji, są do siebie podobne. Składają się z rezydencji wybudowanych z przepychem, które przypominają domy gwiazd filmowych z Beverly Hills. Centra tych megaosiedli wyglądają równie bajkowo ze szklanymi biurowcami, kolorowymi kamieniczkami, ulice zdobią fontanny, kolumnady i pompatyczne rzeźby. Czy taka dzielnica, wycięta niczym z telenoweli Moda na sukces, będzie współgrać z poprzemysłowym krajobrazem Zabrza?


Tablice dwujęzyczne stawiajcie bez obaw
Gazeta Wyborcza, Joanna Pszon 2008.06.22
W Radłowie koło Olesna mają stanąć pierwsze w Polsce dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości. Polski wójt i jego mieszkańcy, głównie z mniejszości niemieckiej, martwią się, czy to nie ściągnie najazdu narodowców.
Wójt Włodzimierz Kierat, jak tylko trzy lata temu weszła w życie ustawa o mniejszościach narodowych i etnicznych, spotkał się z sekretarz gminy i zaczął się zastanawiać, jak ją wcielić w życie. W Radłowie 80 proc. ludzi to Ślązacy, z których ponad 20 proc. w spisie powszechnym zdeklarowało, że czuje się Niemcami. - Spełnialiśmy wszystkie wymogi, by wprowadzać tablice dwujęzyczne, więc nie było co czekać, by nikt nie pomyślał, że wójt Polak nie szanuje praw mniejszości - opowiada Kierat.
Nigdy wójtowi nie przyszło do głowy pytanie - komu to potrzebne? Jest szczerze przekonany, iż nie należy wstydzić się historii swej ziemi. Podkreśla, że wiele w kwestii budowania dialogu w gminie zawdzięcza lokalnemu działaczowi MN Bernardowi Kusowi, który - jak podkreśla wójt - językiem porozumienia i tolerancji pokazuje dzieje tych ziem. - M.in. pisze dzienniki w języku niemieckim - mówi Kierat, dodając, że postawa Kusa jest przez i ludzi bardzo doceniana.
Okazało się, że tak jak wójt myślą też mieszkańcy. Najpierw rada gminy przyjęła uchwałę, a potem odbyły się konsultacje społeczne, które potwierdziły, że ludzie są za dwujęzycznymi tablicami. Kierat jako pierwszy w Polsce zgłosił do MSWiA wniosek, że chce wprowadzić na swym terenie takie tablice. - Wtedy zaczęły się żmudne, ciągnące się przez trzy lata procedury - opowiada sekretarz gminy Grażyna Pilśniak, która w tej chwili jest specjalistką od realizacji ustawy, a jej telefon wciąż się urywa, bo dzwonią do niej z różnymi pytaniami urzędnicy z całego kraju. Trzeba było ustalić z MSWiA nazwy wszystkich miejscowości w gminie, wpisać je w odpowiednie rejestry, w końcu podpisać z rządem porozumienie na sfinansowaniu tablic. Teraz zostało już tylko ogłoszenie przetargu na ich wykonanie i montaż.
Wójt Kierat mówi, że tablice może postawić we wrześniu. Szybciej się nie da, mimo że Ślązacy z Radłowa czują na plecach oddech spieszących się Kaszubów, którzy chcieliby je mieć u siebie już w sezonie turystycznym, uważając je za dodatkową atrakcję.
- Nie to co u nas. Tu, obawiam się, będzie to raczej polityka - wyznaje wójt. Opowiada, że kiedy dotarło do mieszkańców, że będą pierwsi w kraju z tymi tablicami po polsku i po niemiecku, że media się tym bardzo interesują, w tym także zagraniczne, zaczęli obawiać się reakcji przeciwników. Boją się, że nacjonaliści zechcą je niszczyć, pisać na nich obraźliwe słowa. A wiadomo - Ślązacy najbardziej cenią sobie spokój i porządek.
Kierat zastanawia się więc, czy może bez rozgłosu postawić tablice, by mu się tu nie zjeżdżali narodowcy skandujący Śląsk Opolski zawsze polski.
W planach jest szykowana konferencja naukowa z udziałem wszystkich mniejszości w kraju. W jej przygotowaniu pomaga poseł MN Ryszard Galla. - Pokażmy wszystkim, że to coś naprawdę wartościowego, co buduje więzi, buduje jedność - zaznacza. - Oczywiście, że ktoś może chcieć wyrazić inne zdanie, ale ja tego bym się nie obawiał. Naprawdę chcemy, aby ten standard wszedł w życie jak najbardziej łagodnie, aby nikt nie czuł się tym w jakkolwiek sposób urażony - dodaje poseł.
Wójt oczywiście, mimo rozterek jego mieszkańców, nie zamierza rezygnować. - Musimy przez to przejść i tyle - uśmiecha się. Tym, co mu przypominają, że będą o nich teraz mówić jak o Niemczech w środku Polski przypomina: - Ja realizuję ustawę uchwaloną przez polski parlament i podpisaną przez polskiego prezydenta.
Stanie tam ponad 60 tablic przy wjazdach i wyjazdach (tylko przy drogach asfaltowych). Mają być zielone z białymi napisami. Tą samą czcionką u góry będzie nazwa w języku polskim, zaś pod spodem w języku niemieckim. Każda z tablic z montażem ma kosztować około tysiąca złotych. (...)


Śląski wśród języków świata
Dziennik Zachodni, kub 2008.06.20
Językiem domowym ponad 56 tysięcy mieszkańców naszego województwa jest śląski. Pierwsza, więc o wymiarze historycznym, konferencja poświęcona przyszłości języka śląskiego odbędzie się już 30 czerwca, w sali Sejmu Śląskiego.
Zaproszeni na obrady przedstawiciele Stowarzyszenia Pro Loquela Silesiana, kultywującego i promującego śląską mowę, chcą powołania komisji, która ustali zasady pisowni w języku śląskim. - Szukamy ekspertów, którzy wezmą udział w pracach komisji, zbieramy też ekspertyzy dotyczące możliwości uznania śląskiego za język regionalny - mówi Rafał Adamus ze stowarzyszenia.
- Mam nadzieję, że ponad istniejącymi podziałami politycznymi i językowymi dojdziemy do porozumienia, a język śląski zostanie wpisany do ustawy jako regionalny - przekonuje Krystyna Bochenek wicemarszałek Senatu.
- Warunkiem ustawowego uznania języka jest standaryzacja jego pisowni - dodaje prof. Jolanta Tambor, językoznawca z Uniwersytetu Śląskiego. Stąd pomysł powołania komisji złożonej z ekspertów i użytkowników śląskiej godki.
Kaszubi, których język został uznany za regionalny mają swoją gramatykę oraz elementarz. Także na Śląsku musi powstać elementarz, czyli ślabikorz. - Zwrócę się do marszałka śląskiego o przeznaczenie środków na kodyfikację - mówi poseł Lucjan Karasiewicz, który już w minionej kadencji Sejmu z grupą 23 parlamentarzystów wystąpił z inicjatywą uznania śląskiego za język.
W zeszłym tygodniu Sąd Rejonowy w Opolu zarejestrował stowarzyszenie o nazwie Tôwarzistwo Piastowaniô Ślónskij Môwy Danga tj. Tęcza, z siedzibą w Cisku. W województwie śląskim od stycznia 2008 roku działa Pro Loquela Silesiana - ferajn do pjastowańo a průmowańo ślůnskij godki, czyli stowarzyszenie kultywujące mowę śląską. To tylko dwie ostatnio powołane organizacje, które chcą ocalić język śląski od zapomnienia. O dziwo, chcą go pielęgnować coraz młodsze osoby.
Wśród młodzieży istnieje moda przesyłania esemesów po śląsku, rekordy popularności bije Radio Piekary, którego spikerzy godają, a w internecie ujawnili się Łowcy Felerów, dbający o czystość śląskiego języka i wyłapujący wszystkie błędy, jakie pojawiły się w mediach.
Jeszcze niedawno w jednej z gmin na Śląsku Cieszyńskim osoby, pretendujące do urzędniczych stanowisk, musiały wykazać się znajomością gwary. Na szczęście pomysł zarzucono, bo posługiwanie się gwarą nie może być miernikiem profesjonalizmu.
Wszystkie te fakty świadczą jednak o jednym - mowa śląska przeżywa swój renesans. Stała się naszym dobrem regionalnym, ale dobrem, z którego nie potrafimy skorzystać, bo gwara wciąż nie jest uznana za język.
- A to umożliwiłoby między innymi wsparcie finansowe z kasy państwa regionalnych ścieżek edukacyjnych, czyli lekcji o śląskiej kulturze - mówi Rafał Adamus Pro Loquela Silesiana.
30 czerwca w Sali Sejmu Śląskiego powinno dojść do przełomowych decyzji i powołania komisji, składającej się ekspertów oraz użytkowników języka, którzy ustalą jego jednolitą gramatykę oraz ortografię.
Sprawa nie jest prosta. Przede wszystkim dlatego, że ma podtekst polityczny. Przeciwnicy standaryzacji języka śląskiego podnoszą fakt, że motorem kodyfikacji jest Ruch Autonomii Śląska oraz walczący od 12 lat o rejestrację Związek Ludności Narodowości Śląskiej. Obu organizacjom przypisywane są ciągoty separatystyczne.
- Od uznania języka do uznania narodowości droga będzie otwarta. Dla mnie śląski, obecny w mojej rodzinie od pokoleń, to jeden z dialektów języka polskiego - ocenia Piotr Spyra, prezes Ruchu Polski Śląsk.
Warto dodać, że Słowacy uznają Ślązaków za mniejszość narodową, zaś we wspomnianym spisie powszechnym narodowość śląską w województwie śląskim zadeklarowały 173 tysiące mieszkańców.
To dzięki inicjatywie RAŚ oraz ZLNŚ 18 lipca 2007 roku językowi śląskiemu został nadany kod międzynarodowy przez ISO 639 Joint Advisory Committee, czyli Wspólny Komitet Doradczy ISO 639. Współtworzą go m.in. Międzynarodowe Centrum Informacyjne w Zakresie Terminologii w Wiedniu, założone przez Unesco w 1971 roku, oraz Biblioteka Kongresu w Waszyngtonie. Właśnie ta największa i najbardziej prestiżowa instytucja tego typu na świecie wpisała język śląski do swojego rejestru języków świata!
- Odrzućmy politykę. Na konferencyjne spotkanie zapraszamy wszystkich, których interesują sprawy Śląska i języka, jakim posługują się mieszkańcy Śląska. Tych, którzy badają mowę śląską, tych, którzy piszą po śląsku i propagują śląsko godka, tych, którzy mówią po śląsku, kierzy godają, tych, którzy chcieliby godać, tych, którym istnienie, rozwój, dobra kondycja śląskij godki leży na sercu - apeluje prof. Jolanta Tambor jedna z organizatorek spotkania.
Gwara brzmi obraźliwie
Na język śląski, jak na inne języki, składają się narzecza i dialekty. Różnice między językiem polskim i językiem śląskim są większe niż między językiem polskim, a słowackim. Używanie określenia gwara dla języka śląskiego jest nietrafione, a także obraźliwe.
Gwara nie jest nazwą własną języka śląskiego, pochodzi raczej od gwarnego mówienia, bo użytkownicy śląskiego mówią gwarnie z dużym szumem. Przed II wojną światową używano na język śląski określeń: narzecze lub dialekt śląski.
W latach 50-tych XX w. zapanowało określenie gwara, którego używali nauczyciele wobec uczniów mówiących po śląsku. Z powodu używania języka śląskiego obniżano oceny, utrudniano użytkownikom śląskiego zajmowania stanowisk. Form szykan było dużo. Do dziś żyje wielu tych, którzy zaznali przykrości i upokorzeń z powodu użytkowania śląskiego określanego jako gwara.
Parlamentarzyści pomogą?
Zwróciliśmy się z prośbą do śląskich parlamentarzystów o podjęcie inicjatywy ustawodawczej zmierzającej do ustawowego nadania śląskiej mowie statusu języka regionalnego.
Na nasz apel odpowiedział m.in. poseł Lucjan Karasiewicz z Koszęcina, który poprosił o zebranie ekspertyz naukowych. Przygotowali je dla nas specjaliści z różnych dyscyplin (socjolingwistyka, językoznawstwo, socjologia, filozofia). Wynika z nich jasno, że z naukowego punktu widzenia nie ma żadnych przeszkód w uznaniu języka śląskiego językiem regionalnym. Moje stowarzyszenie Pro Loquela Silesiana postuluje standaryzację języka śląskiego w oparciu o 3 główne grupy jego dialektów: północno-zachodnią (opolską), południową (cieszyńską) oraz centralną (rybnicko-gliwicką). Pozwoli to na zachowanie bogactwa jego regionalnych odmian. (...)


Reprezentacja Śląska na Euro
Gazeta Wyborcza, Paweł Czado 2008.06.13
Podczas mistrzostw Europy biegają w reprezentacjach trzech państw, zdążyli już w Austrii i Szwajcarii zdobyć parę goli. Czy połączona kadra piłkarzy ze Śląska mogłaby stać się czarnym koniem turnieju?
Chciałoby się zmontować na Euro reprezentację samego Górnego Śląska, ale dziś to po prostu niemożliwe. Nie ma tylu chłopa. To nie rok choćby 1938, kiedy 15-osobowej kadrze biało-czerwonych na mistrzostwa świata we Francji znalazło się 10 Górnoślązaków. Siedmiu z nich wyszło wtedy na mecz z Brazylią w podstawowym składzie, a jeden strzelił magikom z Copacabany cztery gole.
Dziś w reprezentacji Polski na Euro gra tylko jeden Górnoślązak, do tego powołany w ostatniej chwili. Musieliśmy wzmocnić kadrę piłkarzami z Czech i Niemiec. Kryterium powołania do tej kadry było proste: miejsce urodzenia (w historycznych granicach Śląska) i - tam, gdzie się dało - pierwszy klub w karierze. Efekt? Myślę, że o miejsce w ósemce ten zespół mógłby zawalczyć, choć przyznać trzeba, że z przodu Silesia Team A.D. 2008 jest jednak znacznie mocniejszy niż z tyłu
BRAMKARZ
Daniel Zitka
32 lata. Reprezentant Czech. Urodzony w Havirzowie (Śląsk Cieszyński). Pierwszy klub: FK Havirzow. Obecny klub: Anderlecht Bruksela. Solidny fachowiec. Nie schodzi poniżej pewnego poziomu, choć na Euro raczej go nie ujrzymy; Petr Czech jest poza konkurencją. Zitka od ośmiu lat gra w Belgii - wybił się w Lokeren i w 2002 roku odszedł do Anderlechtu za pół miliona euro. (...) W reprezentacji Czech gra dopiero od 2007 roku. Gdyby Daniel Zitka odniósł kontuzję, trzeba by prosić o wstawiennictwo małżonkę Juergena Macho, rezerwowego bramkarza Austrii, byłego zawodnika Chelsea. Ponoć jest Ślązaczką.
OBROŃCY
Zaledwie tercet, ale nie ma ich więcej - to słabość wynikająca z braku rezerw. Plusem jest dobra współpraca - wszyscy trzej defensorzy doskonale się znają, mówią tym samym językiem.
Zdenik Pospich
30 lat. Reprezentant Czech. Urodzony w Opawie. Pierwszy klub: SFC Opawa obecny klub: FC Kopenhaga. Oglądałem go w lidze czeskiej w sezonie 2003/04, kiedy z Banikiem Ostrawa zdobył mistrzostwo Czech (...). Na początku tego roku za niecałe dwa miliony euro przeniósł się do FC Kopenhaga, gdzie gra z innym czeskim Ślązakiem, zresztą członkiem tego zespołu - Liborem Sionko. Na Euro rezerwowy.
Tomáš Ujfaluši
30 lat. Reprezentant Czech. Urodzony w Rymarovie koło Bruntalu. Pierwszy klub: Jiskra Rymarov. Obecny klub: Fiorentina Florencja. Wielka gwiazda czeskiej defensywy. Filar reprezentacji od 2001 roku. Wybił się w Sigmie Ołomuniec, europejską klasę osiągnął w Hamburger SV (...). Zaangażowany w akcje charytatywne, pomaga w rozwoju futbolu w Afryce. Na Euro podstawowy zawodnik.
Marek Jankulovski
31 lat. Reprezentant Czech. Urodzony w Ostrawie. Pierwszy klub: Banik Ostrawa. Obecny klub: AC Milan. Syn Czeszki i Macedończyka, który przyjechał do Ostrawy za chlebem, stąd charakterystycznie brzmiące nazwisko. Z całej śląskiej czeredki zrobił największą karierę. Po włoskich boiskach biega od ośmiu lat, w coraz lepszych klubach: od Neapolu, przez Udinese po Mediolan. AC Milan kupił go za 8 milionów euro. Jankulovski się sprawdził, więc ma w kolekcji zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Na Euro podstawowy zawodnik
POMOCNICY
Na skrzydłach ustawiliśmy nominalnych napastników, ale tak się akurat zdarzyło, że w pierwszych meczach na Euro zagrali na właśnie jako boczni napastnicy.
Łukasz Piszczek
23 lata. Reprezentant Polski. Urodzony w Czechowicach-Dziedzicach. Jak mówi ojciec, miał urodzić się w Pszczynie, ale zabrakło miejsca w szpitalu. Pierwszy klub: LZS Goczałkowice. Obecny klub: Hertha Berlin. Jego pierwszym trenerem w klubiku z rodzinnego miasteczka był ojciec Kazimierz, dziś wiceprezes LKS-u. Goczałkowice. Łukasz jako 16-latek przeniósł się do słynącego z pracy z młodzieżą Gwarka Zabrze, z którym zdobył mistrzostwo Polski juniorów. Szybko rozeszła się fama o zdolnym, bramkostrzelnym juniorku, śląskich klubów nie było na niego stać. Kupiła go Hertha Berlin i natychmiast wypożyczyła do Zagłębia Lubin. W ekstraklasie debiutował jako 19-latek. W 2007 roku został z Zagłębiem mistrzem Polski. (...)
Libor Sionko
31 lat. Reprezentant Czech. Urodzony w Ostrawie. Pierwszy klub: Banik Ostrawa. Obecny klub: FC Kopenhaga. Dość nieoczekiwanie podstawowy zawodnik obecnej kadry Karela Brucknera. Nieoczekiwanie, bo w reprezentacji gra już od 1999 roku, ale z powodu mnogości czeskich talentów trudno było mu się przebić. Na ostatnie mistrzostwa świata pojechał w ostatniej chwili, tak jak Piszczek, zastępując kontuzjowanego Vladimira Smicera. Globtroter; grał w Austrii (Grazer AK, Austria Wiedeń), Szkocji (Glasgow Rangers) i Danii (FC Kopenhaga do dziś)
Tomáš Galásek
35 lat. Reprezentant Czech. Urodzony w Ostrawie. Pierwszy klub: Banik Ostrawa. Obecny klub: 1. FC Nuernberg. W reprezentacji Czech od 13 lat, jeden z symboli świetnej generacji. 10 lat spędził w Holandii (Willem II Tilburg, Ajax Amsterdam), z Ajaksem dwa razy świętował mistrzostwo Holandii. Defensywny pomocnik. Jego sposób gry można przyrównać do gazu - niewidoczny, a paraliżuje. Na ostatnich mistrzostwach świata był kapitanem czeskiej drużyny. Na Euro podstawowy zawodnik.
Michael Ballack
32 lata. Reprezentant Niemiec. Urodzony w Görlitz, największym dolnośląskim mieście w Niemczech. W tym miejscu musimy trochę nagiąć kryteria powołania, bo... zdekompletowałby się nam skład. Ballack zaczynał karierę jako dziewięciolatek w szkółce BSG Motor Fritz Heckert w saksońskim Karl-Marx-Stadt (dziś Chemnitz). Obecny klub: Chelsea Londyn. Jeden z najwybitniejszych obecnie pomocników świata. Supergwiazda Chelsea, kapitan reprezentacji Niemiec. Wcześniej był najlepszym zawodnikiem Bayeru Leverkusen i Bayernu Monachium. (...)
Lukas (Łukasz) Podolski
23 lata. Reprezentant Niemiec. Urodzony w Gliwicach. Pierwszy klub: FC 07 Bergheim. Obecny klub: Bayern Monachium. W przeciwieństwie do poprzednika, Górnoślązak z krwi i kości (...). Wielki talent, cała kariera przed nim, choć na światowym topie jest już od 18. roku życia. Wybił się w 1. FC Koeln. W reprezentacji Niemiec zadebiutował w 2004 roku i zdążył dla niej strzelić aż 27 bramek! Wybrany najlepszym piłkarzem młodego pokolenia na ostatnim mundialu. (...)
NAPASTNICY
Siła rażenia jest duża. I skład jak należy: wysoki, doświadczony napastnik świetnie grający głową i współpracujący z nim szybki młody jeszcze drybler.
Miroslav Klose
30 lat. Reprezentant Niemiec urodzony w Opolu. Pierwszy klub: SG Blaubach-Diedelkopf. Obecny klub: Bayern Monachium. Podobny życiorys do Podolskiego. Opole opuścił jako dziewięciolatek i wyemigrował do Niemiec (...). Wybił się w 1. FC Kaiserslautern, potwierdził klasę w Werderze Brema i Bayernie Monachium, gdzie gra do dziś. Wicemistrz świata z 2002 roku, został wtedy królem strzelców imprezy. Mam dwie narodowości, ale jeśli o futbol jestem Niemcem - powiedział kiedyś.
Václav Sverkoš
25 lat. Reprezentant Czech. Urodzony w Trzyńcu. Pierwszy klub: FK VP Frydek-Mistek obecny klub: Banik Ostrawa. Aktualny król strzelców ligi czeskiej. Autor pierwszego gola na Euro 2008. Z dużym doświadczeniem międzynarodowym; grał już w Borussi Moenchengladbach, Hercie Berlin i Austrii Wiedeń. Nie do końca mu wyszło, odbudowuje pozycję w lidze czeskiej, zresztą z dobrym skutkiem. W sezonie 2007/08 został król strzelców Gambrinus Ligi. (...)


Górnicze miasto pełne smutku
Dziennik Zachodni, J.Bombor, T. Siemieniec, AMC, TOMS, AGA, 2008.06.08
Flagi opuszczone do połowy masztów, przewieszone żałobnymi kirami, odwołane imprezy kulturalne, smutne twarze mieszkańców, którzy spontanicznie przychodzą pod kopalnię Borynia. Zapalają znicze, by uczcić pamięć czterech tragicznie zmarłych górników. W środę 938 metrów pod ziemią w wyniku wybuchu metanu zginęli: Andrzej Giziński, Grzegorz Fuchs, Krzysztof Antończyk i Andrzej Mączyński.
Mieszkańcy Jastrzębia Zdroju są w żałobie. Przecież w tym mieście co druga rodzina utrzymuje się z pracy w górnictwie. Prawie połowa pracowników Boryni mieszka na Osiedlu 1000-lecia w dzielnicy Szeroka, które położone jest zaledwie kilometr od bramy kopalni. Również tu mieszkał z rodziną Andrzej Giziński.
- Najpierw człowiek współczuje rodzinie, później zaczyna myśleć, że przecież to mogłem być ja - mówi Tadeusz Skorek, górnik z Boryni. - To małe osiedle, wszyscy się tutaj znamy i opłakujemy śmierć Andrzeja - dodaje mężczyzna. - Dla każdego to ogromny cios - mówi Sabina Worek.
Jastrzębie już kilkakrotnie było doświadczane wielkimi tragediami w podziemiach kopalń Jastrzębskiej Spółki Węglowej. - Można sądzić, że ludzie zdążyli się już przyzwyczaić. Ale to niemożliwe. Mąż wychodzi do roboty, daje buziaka żonie, dzieciom mówi do jutra, i już nigdy w życiu się nie spotykają. Ja sobie nawet nie potrafię tego wyobrazić - mówi Danuta Wyrobek. (...)
Wczoraj w kopalni Borynia po raz kolejny zebrała się komisja, która ma zbadać przyczyny środowej tragedii. Nie zjechano na dół, choć w rejonie wybuchu stężenie tlenku węgla było minimalne, podobnie wskaźnik metanu w powietrzu był bezpieczny - wskazywał 0,7 procenta (niebezpieczeństwo zaczyna się od 2 proc.).
- Jednak mając na uwadze fakt, że przed wybuchem urządzenia mierzące metan też nie wskazywały niczego niepokojącego, nie ma mowy, by komisja teraz zjechała na dół. Co kilka godzin pobieramy próbki powietrza, które trafiają do laboratorium w Głównym Instytucie Górnictwa. Tak będzie do poniedziałku, gdy spotkamy się ponownie. Jeżeli pomiary będą stabilne, na dół zjadą ratownicy. Myślę, że wizja lokalna z naszym udziałem odbędzie się najwcześniej we wtorek lub środę - wyjaśnia Zbigniew Schinohl, dyrektor Okręgowego Urzędu Górniczego, który wspólnie z innymi ekspertami górniczymi uczestniczy w pracach komisji badającej przyczyny wypadku. Do nich dołączyli naukowcy m.in. z Akademii Górniczo-Hutniczej i Politechniki Śląskiej. W wizji lokalnej wezmą udział prokuratorzy z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach, którzy wszczęli śledztwo w sprawie wypadku. - Sekcja zwłok ofiar została wykonana, lada dzień spodziewamy się wyników. W poniedziałek rozpoczynamy przesłuchania istotnych świadków - wyjaśnia prokurator Michał Szułczyński z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach, nie wdając się w szczegóły.
Być może wizja lokalna pozwoli ustalić, co było przyczyną wybuchu. Bo skoro był, musiała być iskra, która go wywołała. Wstępnie wykluczono, by pochodziła od jakiegokolwiek urządzenia na dole. (...)
Bez odpowiedzi pozostaje pytanie, jak to się stało, że czujniki metanu nie zdążyły zanotować żadnego podwyższenia poziomu tego niebezpiecznego gazu. Jerzy Tomica, pełnomocnik dyrektora kopalni Borynia ds. systemów zarządzania, wyjaśnia, że czujniki to bardzo nowoczesne urządzenia, badające zawartość metanu systemem ciągłym, co cztery sekundy.
- Wynik błyskawicznie trafia do komputera dyspozytora na powierzchni. Czujniki, które stosujemy, są nastawione o dwie dziesiąte procenta poniżej dozwolonej wartości, która wynosi 2 procent. Tylko tyle może być metanu w powietrzu. Gdy metan przekracza wartość 1,5 proc., dyspozytorowi zapala się na pulpicie żółta lampka ostrzegawcza. Gdy gaz przekroczy stężenie 1,8 proc., wyłączane jest napięcie w tym rejonie. Dyspozytor jest zobowiązany sprawdzić co się dzieje i zalecić usunięcie zagrożenia.
W środę o godzinie 22.38 i na długo przed tą godziną, system nie wskazywał żadnych niepokojących wartości. Czujniki odnotowały dopiero sam zapłon i wybuch - wyjaśnia ekspert.
Obecnie kopalnia Borynia fedruje na trzech ścianach, jedna jest w rozruchu. Cały rejon wypadku jest odseparowany od reszty kopalni - wszystkie wejścia obstawione, by nikt niepożądany nie mógł tam wejść. Miejsce jest monitorowane przez dyspozytora kopalni, a rozmowy telefoniczne z ratownikami pobierającymi próbki nagrywane.
Kopalnia pracuje normalnie, jednak wielu pracowników w czwartek wzięło urlopy. W środę wolne miało 231 pracowników, a w czwartek o urlop poprosiło już 600 górników (w kopalni pracuje 3480 pracowników). - To normalne zjawisko po takiej tragedii - mówi Artur Wojtków, dyrektor ds. pracowniczych kopalni Borynia. - Do ludzi dociera, jaką niebezpieczną robotę wykonują i pewnie każdemu przeszło przez myśl, że mogło to spotkać właśnie jego. Muszą odreagować, uspokoić się - dodaje dyrektor. (...)


Jest już Wikipedia po śląsku!
Gazeta Wyborcza, Przemysław Jedlecki 2008.05.27
Grupa zapaleńców postanowiła utworzyć śląską wersję najpopularniejszej internetowej encyklopedii. Wikipedyja we slunskij godce już działa i ma blisko sto haseł.
Śląska wersja Wikipedii jest dostępna od poniedziałku pod adresem http://szl.wikipedia.org/. Internautów wita napis: To je Wikipedyjo we ślůnskij godce. Znajdziemy tu prawie sto artykułów po śląsku. Można przeczytać m.in. o tym, kim jest heksa, czym ancug i fusbal. Są też informacje o śląskich miastach i tłumaczenia z języka polskiego wielu innych haseł.
Administratorem śląskiej wersji popularnej internetowej encyklopedii jest 38-letni katowiczanin Maciej Wójcik. Z wykształcenia jest mechanikiem urządzeń górniczych. Ima się dorywczo różnych zajęć, ale mimo to sporo czasu spędza przy komputerze, by pracować nad śląską Wikipedią.
- Wikipedia powinna być dostępna we wszystkich językach, które istnieją na świecie. Skoro znam śląski, to czemu nie stworzyć też encyklopedii w tym języku? - mówi Wójcik i dodaje, że nie chodzi tu tylko o niego. Tworząc hasła w mowie śląskiej, dokłada swoją cegiełkę do jej przetrwania i spopularyzowania.
Do tej pory Wójcik przygotował ponad sto haseł w gwarze, część z nich nie została jeszcze opublikowana. To kwestia dni. - Pozostałe piszą wolontariusze. Stale robi to mniej więcej dziesięć osób - dodaje.
Największą trudnością w pracy nad encyklopedią jest używanie odpowiednich znaków. Jednak i z tym Wójcik sobie poradził. Ma specjalny program, dzięki któremu może użyć każdej potrzebnej czcionki.
Paweł Zienowicz, rzecznik stowarzyszenia Wikimedia Polska, uważa, że twórcy śląskiej wersji encyklopedii sami też dzięki niej sporo zyskają.
- Uczą się języka śląskiego i pomagają tym, którzy chcą na co dzień używać tej mowy. To nie jest tworzenie tylko dla idei. Ta wersja powstała z potrzeby używania języka, który wcale nie jest wymarły - mówi Zienowicz. (...)
Jerzy Gorzelik, historyk sztuki i lider Ruchu Autonomii Śląska, podkreśla, że takie inicjatywy są bardzo cenne.
- Toczą się spory, czym jest mowa śląska: gwarą, dialektem, odmianą polskiego czy może językiem. A tu zastosowano politykę faktów dokonanych. Jasno widać, że te dyskusje nie mają wpływu na rzeczywistość - mówi Gorzelik. Jego zdaniem to tylko zwiększa szanse na uznanie przez Sejm mowy śląskiej za język regionalny. Niedawno apelowali w tej sprawie do parlamentarzystów Towarzystwo Kultywowania i Promowania Mowy Śląskiej Pro Loquela Silesiana, Związek Górnośląski i RAŚ.
Gorzelik cieszy się też, że coraz częściej młodzi ludzie starają się dbać o tradycje regionu. - Nie mają żadnych kompleksów śląskości i potrafią wykorzystać nowe media. Tylko się z tego cieszyć - komentuje Gorzelik.


Skończyć z pomnikowym terrorem we Wrocławiu!
Gazeta Wyborcza, Beata Maciejewska 2008.05.29, Skończyć z pomnikowym terrorem i horrorem!
Pomniki we Wrocławiu stawia się metodami przypominającymi wymuszenia rozbójnicze. Kto pierwszy, kto umie zaszantażować argumentami ideowymi, ten zagarnia kawał przestrzeni i zaśmieca go na setki lat. Tak dalej być nie może. Żądamy prawa głosu - orzekli uczestnicy publicznej debaty na temat pomników, zorganizowanej w środę w Instytucie Historii Sztuki UWr.
Przyszli historycy sztuki, ale i ludzie z ulicy zwabieni plakatem ze zdjęciem pomnika Chrobrego , na którym ktoś dopisał flamastrem: Za czyje pieniądze pomniki? Czy Chrobry był we Wrocławiu?. W czasie dyskusji temperatura jeszcze wzrosła, choć debatujący byli zgodni: większość pomników, które miasto dostało w ciągu ostatnich kilkunastu lat, jest estetycznym horrorem, zafundowanym obywatelom Wrocławia bez pytania ich o zdanie. I wszystko wskazuje na to, że ten horror szybko się nie skończy, bo chętnych do stawiania pomników przybywa w tempie geometrycznym.
Prof. Jan Harasimowicz [redaktor naukowy Atlasu architektury Wrocławia i miejskiej Encyklopedii - przyp. aut.]: - Kilka lat temu urząd miejski przeprowadził inwentaryzację pomników oraz tablic pamiątkowych i poprosił mnie o ich ocenę. Napisałem, że czas skończyć z tym pomnikowym chaosem. Zachowujemy się jak nomadzi, którzy muszą znaczyć teren. Upstrzone w mieście pomniki dewastują przestrzeń publiczną nie mniej niż nietrafione inwestycje. I to na setki lat. Nie ma ładu przestrzennego. Jest ziemia niczyja - kto ją pierwszy zajmie, ten wygrywa.
Dyskutanci nie szczędzili monumentom krytycznych słów. Dr Rafał Eysymontt uznał, że pomnik korkociągu na placu Solnym i pomnik piłki nożnej przed kościołem św. Marii Magdaleny [chodzi o fontannę - przyp. aut] urody miastu nie dodaje, trudno znaleźć też uzasadnienie dla zalewu przestrzeni kiczowatym detalem w postaci kulek, krasnoludków i żabek.
Najbardziej dostało się pomnikom Bolesława Chrobrego przy ul. Świdnickiej, Ofiar Katynia w parku Słowackiego i Chrystusa Króla na Ostrowie Tumskim.
Prof. Henryk Dziurla uznał Chrobrego za kicz pod względem formy, treści i lokalizacji. Na dodatek osadzony w mentalności XIX-wiecznego nacjonalizmu. Wtórował mu dr Mateusz Kapustka, który ocenił, że monarcha ze Świdnickiej to obrazowa przemoc, swoiste damnatio memoriae [łac. potępienie pamięci - aut.] w stosunku do stojącego tam wcześniej pomnika niemieckiego cesarza. A dr Łukasz Krzywka przypomniał, że Chrobry powstał bez konkursu, a pokazano go mieszkańcom Wrocławia, gdy już wszystkie decyzje zapadły.
O pomniku Ofiar Katynia mówiono, że przywodzi na myśl postacie z gry fantazy i wygląda jak porzucony, a kolumna z Ostrowa Tumskiego to przykład pełnego błędów zapożyczenia z dawnych wzorów.
W najbliższym czasie pomników przybędzie, bo kolejka chętnych do obsadzania cokołów jest coraz dłuższa. Pomnik Korfantego ma już wszystkie zgody, wybrany projekt i lokalizację na skwerze przy ul. Powstańców Śląskich. Wystarczy go zrobić. Zaktywizowała się też grupa inicjatywna, która zamierza wystawić pomnik Marszałka (najlepiej na Kasztance) i miłośnicy Bolesława Krzywoustego, planujący ozdobienie Psiego Pola wizerunkiem walecznego władcy.
Dr hab. Agnieszka Zabłocka-Kos: - Najwyższy czas, żeby projekty pomników były publicznie dyskutowane. Władza musi nas zacząć słuchać. Przecież te monumenty oszpecą miasto na setki lat. Ktoś powinien za to odpowiadać. (...)

Ewald Gawlik / za: Izba Śląska  wiecej zdjęć
Archiwum artykułów:
  • 2010 luty
  • 2009 grudzień
  • 2009 listopad
  • 2009 październik
  • 2009 wrzesień
  • 2009 sierpień
  • 2009 luty
  • 2008 grudzień
  • 2008 listopad
  • 2008 październik
  • 2008 wrzesień
  • 2008 sierpień
  • 2008 lipiec
  • 2008 czerwiec
  • 2008 maj
  • 2008 kwiecień
  • 2008 marzec
  • 2008 luty
  • 2008 styczeń
  • 2007 grudzień
  • 2007 listopad
  • 2007 październik
  • 2007 wrzesień
  • 2007 sierpień
  • 2007 lipiec
  • 2007 czerwiec
  • 2007 maj
  • 2007 kwiecień
  • 2007 marzec
  • 2007 luty
  • 2007 styczeń
  • 2006 grudzień
  • 2006 listopad
  • 2006 październik
  • 2006 wrzesień
  • 2006 sierpień
  • 2006 lipiec
  • 2006 czerwiec
  • 2006 maj
  • 2006 kwiecień
  • 2006 marzec
  • 2006 luty
  • 2006 styczeń
  • 2005 grudzień

  •    Mówimy po śląsku! :)
    O serwisie  |  Regulamin  |  Reklama  |  Kontakt  |  © Copyright by ZŚ 05-23, stosujemy Cookies         do góry