zobacz.slask.pl   
ŚLĄSKI SERWIS INTERNETOWY   
2009 październik przegląd wiadomości ze Śląska
zobacz ostatnie


Marny kompromis zamiast prawdy
TVS, 2009.10.30, Marta Paluch Tablice niezgody w Świętochłowicach
Prawda o zagładzie rozmieniona na trzy języki w Świętochłowicach, bo gdy pamięć tamtejszego obozu Zgoda wreszcie przybrała postać trzech kamiennych tablic, to i mur sprzeciwu szybko zbudowano i kamienną erratę rzeźbić nakazano, bo kamień choć trwały, to podobno nieścisłą treść zawiera.
Bolesne wspomnienia często wywołują łzy. Byli więźniowie obozu w Świętochłowicach wspominają, że czas w nim spędzony był koszmarem. - Tu ludzie niewinni siedzieli... Tego się nie da opowiedzieć - mówi ze łzami w oczach Irma Lipińska, była więźniarka obozu. Ale wreszcie zostało napisane.
Dziś odsłonięto tablice, które upamiętniają ofiary świętochłowickiego obozu. Tablice, o które spór toczył się kilka lat. - Zostały przesłane do pana Przewoźnika, który zamiast tekst zaopiniować, ułożył swój tekst, który po protu był bardzo konfliktowy, bo mówił po prostu o obozie dla kolaborantów - stwierdza Andrzej Roczniok ze Związku Ludności Narodowości Śląskiej. (...)
Według ofiar na tablicy powinny się znaleźć informacje na temat tego, kto był komendantem obozu i co się z nim stało. I to znalazło się w pierwszej wersji tablicy przez nich ufundowanej. Dlatego teraz jednym tchem wyliczają wady obecnej. - Trzeba było napisać ostrzej, szerzej, a tu zawarto taki kompromis. Nie jest to wszystko. Miały powstać takie tablice objaśniające szerzej - denerwuje się Paweł Nowok, który pomaga rodzinom ofiar.
Jak zapewniają władze Świętochłowic, takie tablice powstaną, jak będą fundusze. - Trzeba poczekać, trzeba dopracować, muszą ją zanalizować historycy, żeby te treści, które tam były przekazane też nie drażniły nikogo - wyjaśnia Roman Penkała, rzecznik prasowy Urzędu Miejskiego w Świętochłowicach.
Prawda historyczna nie może drażnić. Ani naginać się zależnie od okoliczności - podkreśla profesor Zygmunt Woźniczka. - Jest to przykład interpretacji, bardzo złej, który przeinacza historię, i który więcej szkodzi niż robi pożytku, ponieważ nie sprzyja pojednaniu polsko-niemieckiemu - uważa historyk.
Nie zgoda, a kompromis - tego symbolem są dziś tablice w Zgodzie. I nikt zdaje się nie pamiętać, że prawda kompromisów nie znosi.


Szlak Czarownic w Nysie
NTO, 2009.10.29, Klaudia Bochenek Nysanie podążają Szlakiem Czarownic. Kontrowersyjna wystawa otwarta
Kamienie hańby, żelazna dziewica, halabarda, zakute w dyby kobiety - to tylko niektóre eksponaty kontrowersyjnej wystawy, upamiętniającej mroczne dzieje średniowiecznego księstwa nyskiego.
Wstrząsające! Wierzyć się nie chce, że to prawda - przyznaje pani Kazimiera z Nysy, która nowootwartą wystawę obejrzała z zainteresowaniem, ale też przerażeniem.
Podobnie zresztą jak pozostali mieszkańcy, którzy stawili się we wtorek w nyskim muzeum. Były okrzyki przerażenia, kręcenie z niedowierzaniem głową. - Włosy stają dęba, jak na to patrzę - przyznaje sam komendant nyskiej policji Józef Barcik. - Dobrze, że czasy się zmieniły i dzisiaj mamy bardziej cywilizowane metody rozmowy z podejrzanymi...
W dwóch muzealnych komnatach, z których jedna robi za celę, można obejrzeć najbardziej wymyślne narzędzia tortur używane w czasie tzw. polowań na czarownice. A raczej ich wierne repliki. Jest zatem krzesło naszpikowane gwoździami, miecz, halabarda, żelazna dziewica, kamienie hańby albo... zając hiszpański:
- To taka kolczatka nawinięta na wałek, którym wiedźmy głaskane były po plecach - tłumaczy Piotr Malarz, pracownik nyskiego muzeum i artysta, który własnoręcznie wykonał najważniejsze eksponaty, czyli same czarownice. Ci, którzy je już widzieli, mówią, że wyglądają bardzo realistycznie.
Wystawa Szlakiem Czarownic wzbudza mieszane uczucia. - Od początku nie byłem do tego projektu przekonany - przyznaje Mirosław Aranowicz, przewodniczący rady powiatu, który rok temu podczas sesji głosował nawet przeciwko realizacji tego pomysłu. - No ale dzisiaj wiem, że można doszukać się pozytywnych stron. (...)
Cały projekt Szlakiem Czarownic realizowany był wspólnie z Czechami, którzy po swojej stronie również wytyczyli szlaki i zrobili wystawę. Całość kosztowała bez mała 400 tys. euro, przy czym 85 procent kwoty dołożyła Unia.


Kutz myśli o Księstwie Śląskim
Dziennik Zachodni 2009.20.28, Justyna Przybytek Kazimierz Kutz doceniony przez Luksemburczyków
Kazimierz Kutz od wczoraj może chwalić się Orderem Zasługi Wielkiego Księstwa Luksemburga.
- Dostrzegamy wiele podobieństw między Śląskiem a Luksemburgiem. Tu są problemy, z którymi Luksemburg musiał radzić sobie w przeszłości - między innymi chodzi o społeczeństwo, które musi odnaleźć się w postindustrialnej rzeczywistości. Kazimierz Kutz, to artysta, który pokazuje właśnie ludzi radzących sobie z takimi problemami. Śląsk może być dumny, że ma Kazimierza Kutza, najbardziej znanego obywatela Śląska na świecie - mówił wczoraj Ronald Dofing, ambasador Luksemburga w Polsce.
- Czuję wzruszenie i zdumienie tym wyróżnieniem. Myślę, że ma wymiar symboliczny i będzie moim natchnieniem, żeby poważnie myśleć o Wielkim Księstwie Śląskim - żartował Kutz. - Mogę tylko wznieść okrzyk Niech żyje i rozwija się Wielkie Księstwo Luksemburga.
Sam order ma wymiar prestiżowy. - Takiego w zielonej obwódce jeszcze nie miałem - oceniał Kutz. Przed nim podobny otrzymało zaledwie dwóch Polaków. We wrześniu tego roku wręczono go Krzysztofowi Pendereckiemu, a wcześniej Jackowi Jonakowi (przed uruchomieniem ambasady Luksemburga był honorowym konsulem Wielkiego Księstwa Luksemburga w Polsce).
- Ambasador zawnioskował także o odznaczenie orderem Andrzeja Wajdy - zapowiada Katarzyna Stanczew z ambasady Księstwa Luksemburga. (...)


Ślązacy w Wehrmachcie
Dziennik Zachodni 2009.10.25, Adrian Ołdak Film o Ślązakach w niemieckim wojsku
Piętno, że miałem ojca w Wehrmachcie i się do tego przyznawałem, mało tego, otaczałem go pamięcią, wytykano mi przez wiele lat - mówi Alojzy Lysko, bohater filmu pt. Dzieci Wehrmachtu warszawskiego reżysera Mariusza Malinowskiego.
Premiera obrazu wyprodukowanego przez Wytwórnię Filmową Czołówka i TVN Discovery Historia (przy koprodukcji Silesia Film) zaplanowana jest na styczeń przyszłego roku. W czwartek wieczorem obejrzeli go mieszkańcy Bojszów (pow. bieruńsko-lędziński), o których film opowiada.
Z tej małej śląskiej wsi do Wehrmachtu trafiło około 400 mężczyzn, z wojny nie wróciło 100. W gronie poległych był także urodzony w 1912 roku Alojzy Lysko, ojciec narratora filmu, także Alojzego. Materiał opowiada o poszukiwaniu jego grobu. - Gdy dwa lata temu przystępowaliśmy do przedsięwzięcia, mieliśmy plan, że będziemy tego grobu szukać, ale nie wiedzieliśmy, czy się uda go znaleźć - mówi Mariusz Malinowski.
Udało się. Rok temu w miejscowości Krupskoje na Ukrainie. W finałowej scenie filmu Alojzy Lysko, syn, składa kwiaty na grobie ojca. Na twarzy dojrzałego, liczącego ponad 60 lat mężczyzny, pojawiają się łzy. Ojca, którego w 1944 roku zabrała mu wojna, nie pamięta, ale poszukiwanie miejsca jego pochówku stanowiło treść życia. Oprócz opowieści Lyski (kamera towarzyszy mu w Niemczech, Włoszech i na Ukrainie) film zwiera dziesiątki dramatycznych relacji Ślązaków wcielonych do wojska niemieckiego. - Było nas wtedy 162. Gdy spotkaliśmy się z czołgami, na ot-wartej przestrzeni, to nas zostało tylko dwóch - wspomina przeżycia z frontu wschodniego Augustyn Stolarski. Na ekranie wiekowi już ludzie opowiadają, że strzelali do innych, żeby przeżyć. To bardzo osobiste wyznania.
Mariusz Malinowski przyznaje, że zrobił ten film, by Polska dowiedziała się, że przymusowa służba w Wehrmachcie była doświadczeniem wielu ludzi, którzy nie byli Niemcami. Oblicza, że w Polsce około 3,5 mln ludzi może mieć krewnych, którzy się o nią otarli. Chodzi o Ślązaków, Kaszubów, ale także Wielkopolan. Prof. Ryszard Kaczmarek z Uniwersytetu Śląskiego tłumaczy w filmie, że na Śląsku nie było wyboru. Volksdeutschem zostawało się nie z własnej woli, ale z decyzji niemieckiego urzędnika. Na dawnym pruskim Śląsku na Volkslistę wpisało się 90 proc. ludności. Do wojska trafiło 300 tys. mężczyzn. Alternatywy nie było. Tym bardziej w Bojszowach, oddalonych o trzy kilometry o KL Auschwitz. Ludzie wiedzieli, co się tam dzieje. Wiedzieli, że za dezercję trafia się do lagru. (...)


Nojlepij godajónce Ślónzoczki
Dziennik Zachodni 2009.10.26, Teresa Semik Najlepiej godające Ślązaczki
Jestem kobietą spełnioną - powiedziała 57-letnia Otylia Trojanowska ze Studzianki odbierając w niedzielę tytuł Ślązaczki Roku 2009. Zachwyciła jury i publiczność opowieścią o swoim małżeństwie z góralem z Beskidu Sądeckiego, który przyjechał na Śląsk za pracą.
- Jest przy mnie jak ten krzok, pierwszy werbus we wsi, któremu się wydaje, że potrafi godać po naszymu. Ale wodzionkę ugotuje - przekonywała. Na tegoroczne finały konkursu Po naszymu, czyli po śląsku do Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu przyjechał z nią cały autobus kibiców - członków zespołu Studzieńczanie, w którym występuje.
Konkurs gwarowy jest takim właśnie niezwykłym świętem lokalnych społeczności rozmiłowanych w rodzimych tradycjach. Znakomicie konserwuje i gwarę, i kulturę śląską. Poziom tegorocznych zmagań był bardzo wysoki i wyrównany.
- Tak trudnego wyboru jeszcze nie mieliśmy - mówił prof. Jan Miodek, przewodniczący konkursowego jury. - Zachwyciła nas nie tylko piękna gwara uczestników, ale także konstrukcja wystąpień pod względem literackim i zawarta w nich mądrość życiowa.
Do finału zakwalifikowały się same kobiety, a każda mówiła inną gwarą śląską. 48-letnia Gabriela Kuc z Katowic, zdobywczyni drugiej nagrody, przywołała tę z Janowa i opowiedziała o swoim szczęśliwym dzieciństwie, kiedy nie było komputerów, za to jeździli na kole i bawili się w indianerów. Trzecią nagrodę otrzymała debiutująca w tym konkursie 25-letnia Łucja Dusek z Jaworzynki w Beskidzie Śląskim. Nauczyła wszystkich, jak jest chrząszcz brzmi w trzcinie po istebniańsku. To chrobok siuści w charapuści.
Młodzieżowym Ślązakiem Roku został Damian Wojnar z Suszca. Grupa uczniów startujących w konkursie jest coraz większa. (...)


Dni Twierdzy Nysa są najlepsze
NTO 2009.10.22, Klaudia Bochenek Dni Twierdzy Nysa zostały uznane za najlepszy polski produkt turystyczny
Certyfikat za najlepszy polski produkt turystyczny przyznała Nysie Polska Organizacja Turystyczna. Dziś nagrodę na targach turystycznych w Poznaniu odebrał Aleksander Juszczyk, wiceburmistrz miasta.
- To dla nas spora nobilitacja, uznanie, które zapewne nada nową rangę imprezie - mówił Aleksander Juszczyk tuż po dzisiejszej uroczystej gali.
Nysa dostała certyfikat za organizacje corocznych Dni Twierdzy, czyli rekonstrukcji wielkiej bitwy z okresów wojen napoleońskich, jak również przywrócenie do życia całej infrastruktury z tym związanej - nyskich fortyfikacji, na których odnowienie miasto wydało już grube miliony.
Juszczyk przyznaje, że takie wyróżnienie będzie przepustką do tego, by w organizację przyszłorocznych Dni Twierdzy włączyły się nie tylko lokalne samorządy i organizacje, ale również władze Opolszczyzny.
- W końcu dzięki Nysie certyfikat od POT po raz pierwszy trafił do naszego województwa, a Dni Twierdzy z roku na rok przyciągają tutaj coraz więcej turystów - dodaje Juszczyk. (...)


Powrót Śląskiego rozprawiania
NTO 2009.10.22, Krzysztof Ogiolda Rozprawianie po niemiecku - Śląskie rozprawianie Anny Myszyńskiej
Dziesięć lat temu ukazała się pierwsza część Śląskiego rozprawiania Anny Myszyńskiej. Wkrótce ukaże się nowe wydanie tych felietonów - gwarą śląską i w języku serca.
Pierwsza część Śląskiego rozprawiania, czyli radiowych felietonów Anny Myszyńskiej, ukazała się w roku 1999 i dawno jest wyczerpana. Miłośnicy jej gwarowych tekstów mogą się powoli cieszyć. Na ukończeniu są bowiem prace nad ich przekładem, a to oznacza, że już wkrótce ukaże się nowe, śląsko-niemieckie wydanie.
- Już dwa lata temu myślałam o wznowieniu Rozprawiania - opowiada Anna Myszyńska - a kiedy nawiązałam kontakt z Komisją Historyczną Powiatu Prudnickiego, czyli prudniczanami mieszkającymi od lat w Niemczech i badającymi i opisującymi historię tutejszego Heimatu, zachęcili mnie do wydania książki także po niemiecku.
Pierwszą wersję tłumaczenia pani Anna opracowała we współpracy z miejscową młodzieżą. (...)
Dwujęzyczny tom - opatrzony czarno-białymi zdjęciami stron rodzinnych autorki - ukaże się w Niemczech w nakładzie około 600 egzemplarzy. Połowa powinna się bez trudu rozejść na Śląsku Opolskim (jest już co najmniej 100 subskrybentów gotowych ją nabyć), druga połowa ma zostać sprzedana w Niemczech.
- Sprawę dystrubucji książki wzięła na siebie Komisja Historyczna - mówi Anna Myszyńska. - Mam nadzieję, że czytelnikami tego tomu będą także dzieci, również te już urodzone w Niemczech, i że będą miały okazję nie tylko posmakować gwary śląskiej, ale i dowiedzieć się z tych krótkich opowiadanek, jak wyglądało życie ich rodziców i dziadków. Tym bardziej, że te śląskie teksty brzmią po niemiecku dobrze. Abp Nossol, który napisał wstęp do tej mojej książki, podkreślił, że pielęgnowanie gwary, nie jest tylko strzeżeniem popiołów.
Jest ona nadal czymś żywym i to mnie bardzo cieszy.


Czytali baśnie po niemiecku i śląsku
NTO 2009.10.15, Radosław Dimitrow Strzelce Opolskie. Konsul Ludwig Neudorfer czytał dzeciom baśnie braci Grimm
Najpopularniejszych baśni po polsku, śląsku i po niemiecku słuchały dzieci w wypełnionej po brzegi sali Strzeleckiego Ośrodka Kultury. Czytali je m.in. konsul Ludwig Neudorfer i jego małżonka.
Te baśnie, czytane po niemiecku żywo kojarzą mi się z dzieciństwem - mówi były poseł Helmut Paździor, który gościł na imprezie. - Kiedy byłem dzieckiem, sam sięgałem po opowieści braci Grimm. Wczytany w niesamowite historie potrafiłem godzinami spędzać nad książką.
To było pierwsze takie spotkanie w Strzelcach. Baśnie czytali dzieciom - obok konsula - wiceburmistrz Strzelec Opolskich Maria Feliniak, przewodnicząca rady Teresa Smoleń, sekretarz powiatu Ewelina Jelito oraz radny Karol Mutz.
Dzieci miały w tym czasie za zadanie odgadnąć, jaka to baśń. Nie miały kłopotów z rozpoznaniem Śpiącej Królewny, Królewny Śnieżki, Króla Drozdobrodego oraz Czerwonego Kapturka. Tę ostatnią historię dzieci wystawiły ponadto po Śląsku.
- To spotkanie pokazało, że zbiór baśni jakie napisali jeszcze w XVIII wieku bracia Grimm, do dziś niosą ze sobą uniwersalne wartości - przekonuje Waldemar Gaida, przewodniczący koła DFK w Strzelcach Opolskich. (...)


Odkrycie podziemi zamku w Raciborzu
www.goraciborz.pl 30-03-2009, WAW Sensacyjne odkrycie podziemi na zamku
Podczas prac przy odbudowie budynku bramnego raciborskiego zamku, robotnicy natrafili na wejście do tajemniczych podziemi. Biegną w kierunku Mechanika, pod ulicą Zamkową. Są tak obszerne, że dorosły człowiek może w nich swobodnie stanąć.
(...) Pracująca tu teraz ekipa budowlana Borbudu poszerzyła wykop i to na tyle, że w pewnym momencie przebiła się do nieznanych wcześniej podziemi. Sklepienie korytarza leży około pół metra poniżej poziomu posadzki pomieszczenia. Sam korytarz ma kilka metrów długości i kształt leja. Biegnie ostro w dół w kierunku ulicy Zamkowej, na zewnątrz budynku bramnego. W niższych partiach staje się coraz wyższy. Przy ścianie zewnętrznej budynku jest już tak wysoki, że dorosły człowiek może tu swobodnie stać.
Przejście dalej jest niemożliwe. Dochodzimy bowiem do ściany z bezładnie ułożonych cegieł. Wygląda to tak, jakby ktoś zamurował tu korytarz. U podnóża jest jednak przebicie. Wyraźnie widać, że korytarz biegnie dalej poza zamek, wzdłuż ulicy Zamkowej. (...)
Trudno jednoznacznie orzec, czemu służył korytarz pod budynkiem bramnym, jednym z najstarszych elementów zabudowy zamkowej, sięgającym genezą II połowy XIII wieku. Od średniowiecza aż do XVIII wieku przed obiektem przepływała odnoga Odry. Do siedziby książęcej wchodziło się przez pomost. Jeśli korytarz pochodzi sprzed przynajmniej 300 lat, wówczas musiałby biec pod korytem tego cieku. Nie wiadomo, jakie mogło być wówczas jego przeznaczenie. Wydaje się zbyt duży, by służył jedynie odprowadzaniu ścieków, które zresztą najprawdopodobniej spuszczano w kierunku Odry.
Jeśli jest późniejszy, powstały np. podczas wielkiej odbudowy zamku po pożarze z 1859 r., wówczas najprawdopodobniej biegł tu drewniany wodociąg, doprowadzający wodę z ujęcia źródlanego w Oborze. Służyła do warzenia zamkowego piwa. Linia przebiegu tego wodociągu znana jest z kilku XIX-wiecznych map, m.in. datowanej na połowę tego stulecia tzw. mapy Schneidera, tej samej, na której naniesiono tajemne przejście z zamku w kierunku klasztoru dominikanek (obecnie Muzeum). Wodociąg biegł wzdłuż ulicy Zamkowej. Łączył się z zamkiem właśnie na wysokości budynku bramnego. Nie można wykluczyć, że na końcowym odcinku położono go wewnątrz podziemnego korytarza. Wejście do niego może się również znajdować w skarpie naprzeciwko Mechanika. Widać tu teraz tylko sklepienie korytarza. Jeszcze w latach 80. można było do niego wejść.
Nie jest to pierwsze tego typu odkrycie na zamku. W 2001 r., na miejscu po nieistniejącym budynku wschodnim, natrafiono na zejście do korytarza prowadzącego do przyziemia starej baszty. W obszernym pomieszczeniu pod dziedzińcem do dziś znajduje się zamurowane przejście w stronę Odry.


Tryptyk Górnośląski
www.raslaska.org 2009.10.13
Pod takim tytułem Ruch Autonomii Śląska, Starostwo Powiatowe w Rybniku oraz Muzeum w Rybniku organizują prezentację nowości wydawniczych - książek śląskich autorów o Śląsku i Ślązakach.
W dniu 21.10.2009 o 17.00 w rybnickim kampusie Uniwersytetu Śląskiego Alojzy Lysko opowie o drugim tomie swojej trylogii Duchy wojny, zatytułowanym W okopach Wału Atlantyckiego. Tydzień później o tej samej porze w Muzeum w Rybniku odbędzie się spotkanie z Janem Rduchem, autorem książki Śląsk - ziemia nieznana. Dnia 4 listopada o 17.00 w Miejskiej i Powiatowej Bibliotece Publicznej Jan F. Lewandowski zaprezentuje swą biografię Wojciecha Korfantego.


Wieża w Prudniku po 200 latach
NTO, 2009.10.12, Krzysztof Strauchmann Wieża Woka w Prudniku otwarta po 200 latach
Nowa atrakcja województwa będzie otwarta dla turystów bezpłatnie do końca października w każdą sobotę i niedzielę od 11.00 do 15.00. Wejście przez furtę od strony placu Zamkowego.
(...) Kilkuset mieszkańców Prudnika przyszło w piątkowy chłodny wieczór na uroczystość otwarcia nowej atrakcji turystycznej, po trwającym ponad pół roku remoncie. Historyczne inscenizacje i występy zakończyły się szturmem na wieżę, którą można było zwiedzić po raz pierwszy od dwustu lat.
Ta XIII-wieczna kamienna budowla warowna, jedna z najstarszych w Polsce, to jedyna pozostałość po zamku w Prudniku, który spłonął w 1806 roku. Zamek wzniósł czeski rycerz Wok z dzisiejszego Rużomberka na Słowacji, który założył też miasto. Przez ponad 200 lat kamienna wieża niszczała. Obecne władze miejskie postanowiły zrobić z niej atrakcję turystyczną i udostępnić zwiedzającym jako punkt widokowy.
W 2009 roku do wieży dobudowano drewnianą klatkę schodową, bowiem w średniowieczu wchodziło się do środka z poziomu murów miejskich. W kamiennym wnętrzu zrobiono kolejne schody, a całość przykryto drewnianym hełmem, który kryje taras widokowy.
Nowa atrakcja województwa będzie otwarta dla turystów bezpłatnie do końca października w każdą sobotę i niedzielę od 11.00 do 15.00. Wejście przez furtę od strony placu Zamkowego. Ponowne uruchomienie planowane jest wiosną 2010 roku (...).


Konkurs MÓJ PIYKNY ŚLÓNSK
PLS 2009.10.10, Henryk
Konkurs literacki i fotograficzno-plastyczny dla dzieci i młodzieży szkół podstawowych i gimnazjalnych Mój piykny Ślónsk.
Jaki jest Śląsk w waszych oczach? Szary, ponury, zaniedbany, nudny czy raczej barwny, radosny, intrygujący, ciekawy. Być może, zwiedzając w czasie wakacji nasz region, natraficie na miejsca , zakątki, obiekty, które warto opisać, sfotografować, narysować lub namalować. Spodziewamy się, że ich poszukiwanie może Wam dostarczyć wiele radości i satysfakcji, a jest też możliwe, że dostrzeżecie rzeczy przez nikogo do tej pory nie zauważone!
Cele konkursu
1. Rozwijane umiejętności obserwacji, dostrzegania piękna w bliższym i dalszym otoczeniu - przyrody, zabytków, nieznanych zakątków wartych obejrzenia i pokazania innym.
2. Rozwijanie osobistych zainteresowań, wrażliwości estetycznej i indywidualnych zdolności twórczych.
3. Wykształcenie umiejętności tworzenia świadomego, indywidualnego przekazu werbalnego i wizualnego.
4. Prezentacja twórczego spojrzenia młodego pokolenia na swój region.
Warunki uczestnictwa
1. Uczestnikami konkursu mogą być uczniowie szkół podstawowych i gimnazjalnych
2. Konkurs odbywa się w trzech kategoriach wiekowych:
klasy 1 - 3
klasy 4 - 6
klasy 1 - 3 gimnazjum
3. Na konkurs literacki prace (w formie opowiadania, reportażu itp.) mogą być przesyłane w dowolnej formie. Mile widziane będą prace napisane w całości po śląsku.
4. Na konkurs fotograficzny należy przesyłać odbitki barwne lub czarno-białe w formacie nie mniejszym niż 10x15 cm i nie większym niż 15x21cm.
5. Na konkurs plastyczny można nadsyłać prace wykonane dowolną techniką w formacie A4 lub A3.
6. Do udziału w konkursie dopuszczone będą wyłącznie prace dotyczące miejsc położonych w historycznych granicach Śląska.
7. Wskazane jest nadsyłanie prac poprzez szkoły (przesyłka powinna być sztywno opakowana).
8. Każda nadesłana praca powinna zawierać następujące dane: tytuł, imię i nazwisko autora, wiek, nazwę szkoły. Na pracach fotograficznych i plastycznych dane te należy umieścić na odwrocie pracy.
9. Oceny zdjęć dokona jury powołane przez organizatorów.
10. Czas trwania konkursu od 01.07.2009 do 31.10.2009.
11. Ostateczny termin nadsyłania prac upływa 31.10.2009. Prace należy przesyłać na adres:
Szkoła Podstawowa nr 24
ul. 17 Sierpnia 1
41- 503 Chorzów
12. O terminie podsumowania i rozdania nagród szkoły zostaną poinformowane telefonicznie.
Zastrzeżenia organizatorów
1. Zgłoszone prace traktowane będą z należytą starannością, jednak organizatorzy nie biorą odpowiedzialności za uszkodzenie fotografii w czasie przesyłki.
2. Organizatorzy zastrzegają sobie prawo do nieodpłatnego reprodukowania prac w celu promocji konkursu.
3. Fotografie z chwilą nadesłania przechodzą na własność organizatorów.
4. Prace zgłoszone na konkurs nie będą odsyłane
5. W konkursie mogą brać udział wyłącznie prace wykonane samodzielnie przez autora!
Organizatorzy:
- Szkoła Podstawowa nr 24 im. Powstańców Śląskich w Chorzowie
- Starochorzowska Fundacja Kultury
- Pro Loquela Silesiana Towarzystwo Kultywowania i Promowania Śląskiej Mowy
Fundatorem nagród jest firma PHU Hanysek z Chorzowa.


Śląski wynalazca prysznica
nto 2009.10.09, Vincenz Priessnitz - genialny samouk i prekursor wodolecznictwa
Prekursor medycyny niekonwencjonalnej i naturalnej urodził się 4 października 1799 w Lazne Jesenik (na Górnym Śląsku - red.). Nazywany jest wodnym lekarzem. Najmłodszy z sześciorga rodzeństwa był analfabetą. W wieku 17 lat spadł z konia i złamał dwa żebra.
Nie mając dostępu do medycznej pomocy, przyłożył do rany opatrunek nasiaknięty zimną wodą i ciasno zabandażował. Żebra zrosły się bardzo szybko.
Vincenz kontynuował eksperymenty z wodą i zyskał wkrótce przydomek wodnego lekarza. Dla przybywających coraz liczniej pacjentów zbudował kuracyjny dom z łaźnią. Nie przeszkodziły mu nawet oskarżenia o znachorstwo. Został uniewinniony, bo poza całkowicie naturalną wodą nie stosował żadnych lekarstw ani ziół.
Chętnie za to zalecał swoim pacjentom zimne okłady i diety oparte na mleku i wodzie. Zachęcał też do spacerów i gminastyki. Do terapii stosował także kąpiele, sauny i - w celu hartowania - lodowate prysznice.
Po rozbudowie - w roku 1832 - w jego zakładzie kuracyjnym mogło leczyć się nawet stu pacjentów równocześnie. W 1846 roku cesarz Austrii odznaczył go złotym medalem zasługi. Kiedy umierał - po udarze mózgu - w roku 1851, jego majątek szacowano na 10 milionów guldenów. (...)


Wystawa o górnośląskich piłkarzach
www.raslaska.org, 2009.10.08
W dniu 17.09.2009 o godzinie 17.00 w Muzeum Miejskim im. Maksymiliana Chroboka w Rudzie Śląskiej odbyło się uroczyste otwarcie wystawy Górnoślązacy w reprezentacjach narodowych w piłce nożnej wczoraj i dziś.
Wystawa zorganizowana została przez Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej w Gliwicach, Ruch Autonomii Śląska koło Ruda Śląska oraz Muzeum Miejskie w Rudzie Śląskiej. Głównej wystawie towarzyszą dwie mniejsze ekspozycje przedstawiające osiągnięcia wybitnych piłkarzy Ruchu Chorzów: Gerarda Wodarza i Jana Benigiera. Otwarcia wystawy dokonał dyrektor Muzeum Miejskiego Bernard Szczech oraz przewodniczący koła Ruchu Autonomii Śląska w Rudzie Śląskiej Roman Kubica. Następnie głos zabrali syn Gerarda Wodarza Antoni oraz Jan Benigier.
Dodatkową atrakcją było wystąpienie Norberta Klosa, Ślązaka 2007 roku, który zaprezentował dwa monologi o tym, jak się kiedyś grało w piłkę nożną na tak zwanym hasioku. Między występami pana Norberta kustosz wystawy Krzysztof Gołąb przedstawił krótki opis oraz historię wystawy.
Wystawa będzie czynna do 11 października.


Ślązak wreszcie na tablicy w Opolu!
NTO 2009.10.07, W Opolu stanie tablica ku czci Michaela von Matuschki
Dobiegają końca procedury związane z umieszczeniem na dawnym budynku starostwa w Opolu tablicy ku czci hrabiego Michaela von Matuschki. Pozostaje wyznaczyć termin i zaprosić gości.
Tablica z piaskowca wykonana przez Adolfa Panitza czeka od dawna na umieszczenie na na ścianie budynku przy ul. Krakowskiej 53. Obecnie prawie nic już nie stoi na przeszkodzie, by się tam znalazła. (...)
- Pozostaje już tylko w Inspektoracie Nadzoru Budowlanego zgłosić zamiar rozpoczęcia robót - mówi Krzysztof Wysdak, wicestarosta opolski ziemski i jeden z inicjatorów uhonorowania Matuschki. - Okazuje się, że w naszym mieście możemy rozmawiać o wspólnej przeszłości i jesteśmy w stanie się porozumieć.
Bo też tysiącletnia historia Opola jest niezmiennie historią miejscowych i przybyszów.
Przypomnijmy, Michael von Matuschka był w latach 1923-1933 starostą opolskim. Utracił swą funkcję po dojściu Hitlera do władzy. Człowiek niezłomnych przekonań i silnej wiary związał się z opozycją antyhitlerowską i po nieudanym zamachu na Hitlera został zabity 14 września w dniu Podwyższenia Krzyża Świętego w 1944 roku.
W Niemczech trwają starania o rozpoczęcie jego procesu beatyfikacyjnego.
- Matuschka to ciekawy przykład dla młodzieży - dodaje Krzysztof Wysdak. - Pasjonat sztuki, trochę jak w Polsce Wieniawa-Długoszowski, był człowiekiem o szerokich horyzontach w sam raz na ciężkie czasy. Po plebiscycie pomagał wracać nauczycielom, by mogli tworzyć polskie szkoły mniejszościowe. Stojący w opozycji wobec systemu jest postacią bliską polskiej wrażliwości. (...)
Ale tak czy inaczej graf Matuschka doczeka się wreszcie swojej tablicy. Wreszcie, bo od pomysłu prof. Joanny Rostropowicz, by go upamiętnić, upłynęły już trzy lata. Spełnienie wszystkich warunków wszelkich instytucji budowlanych i politycznych, w regionie i w Warszawie było - nie waham się powiedzieć - gehenną. Na szczęście to wszystko jest już za nami.


Kandydaci na Ślązaka Roku przed finałem
Dziennik Zachodni 2009.10.06, Teresa Semik Kandydaci do tytułu Ślązaka Roku walczą o wejście do finału
Trwają przesłuchania tegorocznych uczestników konkursu Po naszymu, czyli po śląsku. Zgłosiło się tym razem ponad 80 osób, które idee miłości do Małych Ojczyzn praktykują od dawna. Dziś od godz. 15.00 w studiu Radia Katowice zaprezentują się ostatni kandydaci do tytułu Ślązak Roku 2009.
Wielki finał odbędzie się 25 października w Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu. Wtedy przed szeroką publicznością zmierzą się finaliści. Ich znajomość gwary i historii regionu ocenią jurorzy w składzie: prof. Dorota Simonides, prof. Jan Miodek i ks. prof. Jerzy Szymik.
Zwycięzca, prócz tytułu Ślązak Roku 2009, otrzyma bon towarowy na kwotę 15 tys. złotych. Drugą nagrodą jest serwis obiadowo-kawowy dla 12 osób z Porcelany Śląskiej, a trzecią - wczasy dla rodziny w ośrodku Pod Giewontem w Zakopanem. Niektórzy laureaci pojadą na wycieczkę do Brukseli, dokąd zaprosi ich europoseł Jan Olbrycht, ubiegłoroczny laureat zaszczytnego tytułu: Honorowy Ślązak Roku.
Konkurs Po naszymu, czyli po śląsku, wymyślony i organizowany przez senator Marię Pańczyk, wieloletnią dziennikarkę Radia Katowice, jest największą imprezą regionalną krzewiącą gwarę i kulturę śląską. Od 1993 roku wzięło w niej udział prawie 2 tys. osób, które pielęgnują swoje tradycje z ogromnym pietyzmem i godnością. (...)
Usłyszeć można nie tylko rodowitych Ślązaków.
- Dla mnie ten konkurs nazywa się: Po waszymu..., bo jestem gorol z Galicji. Przyjechałem na Śląsk fedrować i wtedy nauczyłem się gwary - mówił Karol Tabisz, były górnik z kopalni Staszic.


Marsz Jedności Górnośląskiej
2009.10.05, www.marszjednosci.pl
Dnia 17 października (sobota) przez centrum Opola przejdzie Marsz Jedności Górnośląskiej. Wydarzenie organizowane jest przez Ruch Autonomii Śląska z okazji 90. rocznicy powołania Prowincji Górnośląskiej. Celem marszu jest podkreślenie jedności podzielonego między dwa województwa regionu. Po marszu uczestniczy udadzą się na Górę św. Anny, gdzie o 16.00 odprawiona zostanie coroczna Msza Św. w intencji pomyślności mieszkańców Śląska.
Postulat stworzenia Województwa Górnośląskiego, oprócz odzyskania autonomii, jest głównym celem RAŚa. Odrzuca on administracyjny podział Górnego Śląska na województwo opolskie i śląskie, który w jest w ich ocenie sztuczny. Stworzenie województwa opartego na tradycji historycznej, ma dać natomiast podwaliny pod budowę spójnej tożsamości regionalnej i przyczynić się do odzyskania przez Górny Śląsk należnej pozycji wśród regionów Polski i Europy.
Jedność Górnośląska - ideał, który przyświeca opolskiemu marszowi, jeszcze 90-100 lat temu był oczywistością. Mimo granic państwowych, w podziale administracyjnym poszczególnych krajów łatwo można było dostrzeć zarys granic Górnego Śląska. W Polsce, Prusach, Austro-Węgrzech ziemie górnośląskie należące do danego państwa znajdowały się w granicach jednego organizmu - rejencji, prowincji, województwa czy kraju.
Obecny podział administracyjny Polski z 1999 roku jest efektem uchwalenia dwa lata wcześniej konstytucji. Niestety, ówczesna ustawa wprowadzająca podział kraju na województwa, naruszyła artykuł 15 polskiej konstytucji. Z drugiego ustępu tego artykułu wynika, że podział terytorialny musi uwzględniać więzi społeczne oraz jedne z dwóch: gospodarcze albo kulturowe. Nie da się ukryć, że Górny Śląsk to jedność społeczna i kulturowa, a także gospodarcza. Poza tym trudno nie zauważyć wspólnoty historycznej. Dlatego podział Górnego Śląska między dwa województwa był sprzeczny z konstytucją.
Ilość i granice województw nie są określone w konstytucji, w związku z czym stworzenie województwa górnośląskiego nie wymaga jej zmiany. (...) Stworzenie województwa górnośląskiego to korzyści finansowe dla budżetu państwa i dla budżetów samorządów. Polegają one na tym, że zniknie formalnie jedno województwo, jeśli ziemie górnośląskie zostaną zjednoczone, a małopolskie ziemie należące do województwa śląskiego zostaną przyłączone do województwa małopolskiego. W krótkim okresie przysporzy to pewnych kosztów, związanych głównie ze zmianą nazwy, przeniesieniem biur i adresów. Długofalowo będą to jednak oszczędności na miarę jednej wojewódzkiej administracji rządowej i jednej samorządowej.
Po przeniesieniu wojewody do Opola mieszkańcy nie stracą na zmianach. Wszystkie sprawy, które załatwiane są obecnie w katowickim urzędzie wojewódzkim, będą rozpatrywane w delegaturze - takie rozwiązanie funkcjonuje w Bielsku-Białej i Częstochowie. Władze samorządowe mogłyby pozostać w Katowicach.
Dla mieszkańców GOP organizowany jest przejazd autokarem, który odjedzie spod dworca PKP w Mysłowicach o 8.45 i z Placu Sejmu Śląskiego w Katowicach o 9.15. Koszt - 25 zł od osoby. Zapisy przyjmuje Czesław Cieślik - e-mail: czcieslik@interia.eu, tel. 507611928. Należy podać imię, nazwisko, adres oraz PESEL. Chętni z okolic Rybnika proszeni są o zgłaszanie się do Adriana Wowry - e-mail: adrianwowra@gmail.com, tel. 502144446. Specjalna strona marszu: MARSZ JEDNOŚCI


Śląsk to rzetelność, pracowitość i fantazja
NTO 2009.10.04, Józef Kotyś Śląsk to rzetelność, pracowitość i fantazja
Na całość śląskiej tożsamości składa się najpierw to, co należy do wielopokoleniowej tradycji tego miejsca i jest cechą ludzi związanych od wielu pokoleń z tą ziemią. Te tradycyjne cechy śląskie to w sferze etycznej pobożność i pracowitość, a sferze językowej gwara śląska.
Niekwestionowanym składnikiem śląskiej tożsamości jest także otwartość jego zasiedziałych od wieków mieszkańców, bo ludzie żyjący na pograniczu od stuleci spotykali się z kulturą polską, niemiecką i czeską. I żadna z nich nie była dla nich obca. Także wtedy, gdy do jednej z nich przywiązywali się bardziej.
W wyniku wojny na Śląsku Opolskim powstała nowa mieszanka tożsamościowa. Tak jak kiedyś docierali tu osadnicy z Niemiec, m.in. w ramach kolonizacji fryderycjańskiej, tak po wojnie na Śląsku Opolskim zamieszkali Polacy z Kresów wschodnich Rzeczypospolitej i z innych regionów Polski, wtapiając się już od kilku pokoleń w górnośląską rzeczywistość.
Dwadzieścia lat życia w wolności po roku 1989 potwierdziło, że Śląsk jest krainą gościnną i tolerancyjną. Zarówno w relacjach między dawnymi i nowymi mieszkańcami, jaki i w stosunkach międzypokoleniowych zazwyczaj górę bierze u nas zdrowy rozsądek i chęć do zgody nad skłonnością do sporów i ideologicznych konfliktów.
Pewnie każdy ma swoją definicję śląskiej tożsamości. Abp Nossol chętnie mówi o Śląsku jako o krainie myślącego serca i kochającego rozumu. Ja chętnie promuję Śląsk za granicą, podkreślając walory wzrastania razem, budowania mostów. Bo jesteśmy z pewnością jedyną krainą, w której spotykają się i łączą niemiecka rzetelność, śląski etos pracy i gotowość do dawania z siebie dla Heimatu oraz polska fantazja. To nas jako region i jako jego mieszkańców wyróżnia w całej Europie.
A gdzieś z tyłu głowy zachowaliśmy jeszcze coś co nas wszystkich łączy - prawdziwą niefasadową religijność śląską. To ona każe nam tym silniej innych szanować.
Józef Kotyś, wicemarszałek województwa opolskiego (...) uczestniczył w miniony czwartek w Kamieniu Śląskim w dyskusji panelowej pt. Czy Śląsk potrafi zbudować wspólną tożsamość? w ramach XIV Seminarium Śląskiego.


Tramwajem po stolicy Śląska
Gazeta Wrocławska 2009.20.03, Eliza Głowicka Wrocław widziany z tramwaju
Piotr Herba, twórca popularnego we Wrocławiu serwisu internetowego o zabytkach i architekturze miasta Hydral.com.pl i jeden z założycieli stowarzyszenia przyjaciół Wrocławia Wratisla-viae Amici, wpadł na nowy pomysł. Dokumentuje to, co dzieje się na ulicach miasta, nagrywając filmy z perspektywy pasażera tramwaju.
Całą trasę tramwaju danej linii nagrywa, montując kamerę w kabinie motorniczego.
- Chciałem zachować obraz miasta dla potomnych, by za kilkadziesiąt lat zobaczyli, jak wyglądał Wrocław. Tak jak teraz my z ciekawością oglądamy przed-wojenne filmy pokazujące dawne Breslau - tłumaczy motywy projektu Piotr Herba.
Przyznaje, że zainspirował go kolega, który sfilmował przejazd zlikwidowaną w styczniu linią nr 12 w Chorzowie.
Początki nie były łatwe. Herba próbował najpierw nagrywać filmy z tyłu wagonu, ale nie dość, że strasznie tam trzęsie, to często szyba była brudna, porysowana lub zaklejona reklamą.
- Motorniczowie pukali się w czoła, gdy mówiłem o co chodzi i prosiłem o mopa, aby umyć tylną szybę. Kiedyś nawet kilku pasażerów poprosiło, by przy okazji umyć im szybę, przy której siedzą - wspomina ze śmiechem wrocławianin.
Po jakimś czasie motorniczowie się przyzwyczaili do nietypowego pasażera-filmowca.
- Kręciłem z ręki, ale trzęsło, bo tory są nierówne i materiał się do niczego nie nadawał. Kupiłem więc przyssawkę do szy-by, a potem specjalny statyw na kamerę, którą montuję z przodu wagonu - opowiada nietypowy filmowiec.
Były też inne problemy, np. trudno filmować pod słońce lub gdy pada deszcz. Najgorsza pod tym względem jest trasa linii 20, bo tramwaj jedzie tam co chwilę w innym kierunku. Herba musiał nakręcić kilka filmów, aby wreszcie zrobić takie, które można bez wstydu pokazać innym.
Dotąd zarejestrował trasy linii 2, 4, 6, 8, 9, 10, 15, 17, 20, 23 i 74. Teraz wyzwaniem dla niego jest jedyna nocna linia: 43, kursująca z Pilczyc do Leśnicy. - Mało kto o niej wie - mówi Herba. (...)
Piotr Herba, 28-letni wrocławianin, od zawsze interesował się historią miasta. W 1995 r. kupił książkę ze zdjęciami pokazującymi Wrocław z przełomu XIX i XX w. Zdziwiło go to, że nie mógł rozpoznać wielu ulic i że tylu starych budynków już nie ma. W 2001 r. założył stronę wroclaw.dolnyslask.pl, którą po kilka latach przeniósł na serwer Hydralu. Ludzie zaczęli tu umieszczać swoje stare zdjęcia z Wrocławiem.
Filmy nagrane z kabin motorniczych tramwajów znajdziesz na naszej stronie www.polskagazetawroclawska.pl


XIV Przegląd Śląskiej Twórczości Artystycznej
NTO, 2009.10.02, Krzysztof Ogiolda W Dobrodzieniu odbył się XIV Przegląd Śląskiej Twórczości Artystycznej
Wiedziymy wom niewiasta ze złota - śpiewali w drodze na scenę XIV Przeglądu Śląskiej Twórczości Artystycznej członkowie Zespołu Ludowego Pieśni i Tańca z Osin. I po chwili przed oczami publiczności odbyło się prawdziwe śląskie wesele. Prawdziwe, bo w autentycznych strojach i z dawnymi przyśpiewkami.
- To było dla mnie piękne przeżycie, bo jak patrzyłam na to wesele, przypomniały mi się zdjęcia ślubne mojej babki ubranej jak ci tancerze i śpiewacy po chłopsku - mówi Róża Koźlik z Dobrodzienia, która na przegląd przyszła z mężem Hubertem i małą córeczką, Anią.
- Tych piosenek, których można tu posłuchać, już się na co dzień w domu nie śpiewa - dodaje pan Hubert - dlatego tym bardziej warto było tu przyjść, bo to kawałek naszej historii, tradycji i tożsamości. (...)
- Ten koncert jest piękny, bo jest różnorodny - uważa Bernard Kus, członek zarządu TSKN i od lat widz na przeglądzie. - Tu na widowni spotykają się ludzie różnych opcji. Dlatego tu przyjeżdżamy, bo ja czuję się dobrze i wśród Niemców, i wśród innych. A i nasze rodziny często są już mocno przemieszane. Między innymi dzięki takim imprezom nie zanika nasza piękna gwara. Kiedyś się z nią trochę kryliśmy, zwłaszcza w szkole. Teraz uczniowie wychodzą na przerwę i godają aż miło słuchać, a i po niemiecku wielu z nich potrafi mówić z piękną intonacją.
Ewelina Klaka, która na przegląd przywiozła grupę młodzieżową Bluemmelein, przyznaje, że najłatwiej do śpiewania i tańczenia śląskiego folkloru namówić dzieci młodsze. Później młodzież ma coraz więcej zajęć i wciągają ją atrakcje inne niż śląska muzyka ludowa.
- Największą zachętą są wyjazdy - przyznaje pani Ewelina. - Także takie jak ten do Dobrodzienia. Ale występowałyśmy już w Bawarii i na dożynkach w Holandii.
Z każdą godziną i każdym kolejnym występem na widowni przybywało publiczności.
- Cieszymy się, bo niemal przez cały program sala była pełna, a to znaczy, że kultura śląska żyje - mówi Anna Kostka-Skuballa. - Na scenie pojawiło się i starsze pokolenie artystów i najmłodsi, którzy przy rodzicach uczą godać, szprechać i mówić.
Tegorocznemu przeglądowi towarzyszyła wystawa Na granicy. Rzecz o czasach, ludziach i miejscach opowiadająca o międzywojennym losie Górnego Śląska.


Oddajcie nam lekcje o regionie!
Dziennik Zachodni 2009.10.01, Dorota Niećko, Michał Wroński Oddajcie nam lekcje o regionie
Śląscy nauczyciele walczą z Ministerstwem Edukacji Narodowej o powrót edukacji regionalnej do szkół. MEN wyciął ten przedmiot z programu nauczania pod koniec 2008 r.
W rezultacie rozpoczęty przed miesiącem rok szkolny jest pierwszym od 10 lat, w którym w szkołach nie ma zajęć z wiedzy o regionie. Zdaniem MEN, ta zmiana wynika z nowatorskiego podejścia obecnej ekipy rządzącej do edukacji i wychowania młodych Polaków. Nauczyciele na Śląsku widzą w tym przejaw arogancji Warszawy wobec regionów, braku szacunku dla lokalnej kultury i historii.
Edukację regionalną wprowadzono do szkół w 1999 r. jako przedmiot dodatkowy. Dzięki temu dzieci mogły uczyć się historii swojego regionu, poznawać gwarę, miejscowe tradycje, lokalnych bohaterów i wybitnych twórców kultury. Były szkoły, w których ten przedmiot trzeba było zaliczyć, a adnotacja o nim pojawiała się na świadectwie. Grudniowa reforma MEN, wprowadzająca nową podstawę programową, radykalnie zmienia sytuację: zaoszczędzone kosztem regionalizmu godziny mają być przeznaczone na dodatkowe lekcje przedmiotów ścisłych, a niezadowolonym z takiego rozwiązania pedagogom MEN radzi, by tematykę regionalną poruszali na lekcjach z historii lub języka polskiego.
- W tak napiętym programie? Może jeszcze w ramach przygotowań do matury? - ironizują nauczyciele. (...)
W obronie nauczania regionalnego powstaje koalicja nauczycieli z Górnego Śląska (...) i Wielkopolski. Do końca roku zamierzają oni stworzyć silną grupę nacisku, która wymusiłaby na MEN stworzenie pełnoprawnego przedmiotu szkolnego pod nazwą wiedza o regionie.
Tego, że nauczanie historii regionu nie jest fanaberią, dowodzą tegoroczne badania socjologów Uniwersytetu Śląskiego. Za najważniejsze dla regionu osoby śląscy gimnazjaliści i licealiści uznali m.in. Adama Małysza i Jerzego Dudka. A jakie postaci z przeszłości najbardziej cenią? W tym przypadku ogromna większość uczniów nie potrafiła wskazać nawet jednego nazwiska.

Ewald Gawlik / za: Izba Śląska  wiecej zdjęć
Archiwum artykułów:
  • 2010 luty
  • 2009 grudzień
  • 2009 listopad
  • 2009 październik
  • 2009 wrzesień
  • 2009 sierpień
  • 2009 luty
  • 2008 grudzień
  • 2008 listopad
  • 2008 październik
  • 2008 wrzesień
  • 2008 sierpień
  • 2008 lipiec
  • 2008 czerwiec
  • 2008 maj
  • 2008 kwiecień
  • 2008 marzec
  • 2008 luty
  • 2008 styczeń
  • 2007 grudzień
  • 2007 listopad
  • 2007 październik
  • 2007 wrzesień
  • 2007 sierpień
  • 2007 lipiec
  • 2007 czerwiec
  • 2007 maj
  • 2007 kwiecień
  • 2007 marzec
  • 2007 luty
  • 2007 styczeń
  • 2006 grudzień
  • 2006 listopad
  • 2006 październik
  • 2006 wrzesień
  • 2006 sierpień
  • 2006 lipiec
  • 2006 czerwiec
  • 2006 maj
  • 2006 kwiecień
  • 2006 marzec
  • 2006 luty
  • 2006 styczeń
  • 2005 grudzień

  •    Mówimy po śląsku! :)
    O serwisie  |  Regulamin  |  Reklama  |  Kontakt  |  © Copyright by ZŚ 05-23, stosujemy Cookies         do góry